-
1
styczeń. Świętej Bożej
Rodzicielki Maryi
-
Sobór w Efezie (431)
ogłosił, że Maryja jest
Matką Boga Bogarodzicą (Theotókos),
i ta wiara Kościoła znajduje
wyraz w modlitwach dnia
dzisiejszego.
-
-
O Bożej Rodzicielce mówią:
-
Początek nowego roku
cywilnego łączono w Rzymie z
pogańskimi obchodami o
charakterze karnawałowym.
Przeciw tym obchodom
występują bardzo
zdecydowanie chrześcijanie,
a przez post i pokutę
starają się wynagrodzić Bogu
za grzechy pogan popełnione
w tym dniu. W starych
sakramentarzach rzymskich
znajdziemy na ten dzień
formularze mszalne, które
zawierają modlitwy błagalne
o obronę przed powrotem do
bałwochwalstwa. Wraz ze
zmierzchem pogaństwa zanika
charakter wynagradzający
tego dnia. Kościół obchodzi
teraz 1 stycznia oktawę
Bożego Narodzenia, a
modlitwy liturgiczne dnia
przyjmują charakter maryjny.
Dzień nowego roku staje się
pierwszym świętem maryjnym w
liturgii rzymskiej. Jedni
wiążą wprowadzenie święta z
poświęceniem bazyliki S.
Maria Antiqua na Forum
Romanum, inni widzą wpływ
liturgii bizantyjskiej.
Dzień nowego roku zachował
charakter maryjny jeszcze w
średniowieczu i dopiero pod
wpływem liturgii galijskiej
oktawa Bożego Narodzenia
przyjęła charakter święta
Obrzezania Pańskiego.
Odnowiony mszał rzymski
powraca do starej tradycji;
dzień nowego roku jest znów
uroczystością Najświętszej
Maryi Panny, Bożej
Rodzicielki.
-
Sobór w Efezie (431)
ogłosił, że Maryja jest
Matką Boga Bogarodzicą (Theotókos),
i ta wiara Kościoła znajduje
wyraz w modlitwach dnia
dzisiejszego. Maryja poczęła
za sprawą Ducha Świętego
Jednorodzonego Syna Bożego i
zachowując chwałę
dziewictwa, wydała światu
Światłość Przedwieczną,
Jezusa Chrystusa naszego
Pana, Dawcę życia. Maryja
dostąpiła wielkiego
wybrania, obdarzona została
niezwykłymi przywilejami,
ale wszystkie dary otrzymała
ze względu na swą rolę w
historii zbawienia: Ona
przynosi światu Zbawiciela.
Maryja, będąc Matką Jezusa
co do ciała, jest również
Matką Jego Mistycznego
Ciała, jest Matką Kościoła:
ten nowy tytuł został nadany
Maryi w czasie Soboru
Watykańskiego II. Teksty
liturgiczne nie nawiązują do
rozpoczęcia nowego roku, ale
Maryja, rozważająca w sercu
tajemnicę Chrystusa i
ukazująca Chrystusa świata,
wskazując wierzącym, jak
mają przeżywać dar czasu.
-
O Dziewico Niepokalana, Matko
Boga, łaski pełna,
Twoje święte łono nosiło
Emanuela,
Twoje piersi karmiły Tego, który
karmi wszystkich.
Ty jesteś ponad wszelką chwałą
I wszelką chwałę przewyższasz.
Bądź pozdrowiona, Boża
Rodzicielko, radości aniołów,
pełnią łaski przewyższająca
wszystko,
co o Tobie przepowiedzieli
prorocy.
Pan z Tobą,
Tyś porodziła Zbawienie świata.
Liturgia Koptyjska
-
Sławimy świętą Dziewicą jako
Matkę Boga (Theotókos) w
ścisłym i prawdziwym tego
słowa znaczeniu. Bo jak
prawdziwie Bogiem był Ten,
który się, z Niej narodził,
tak prawdziwie jest Matką
Boga ta, która porodziła
prawdziwego Boga, kiedy z
Niej przyjął ciało. A
mówiąc, że Bóg się z Niej
narodził, nie twierdzimy,
jakoby sama Boska natura
Słowa wzięła z Niej początek
bytu, lecz tylko że to Boże
Słowo, zrodzone
przedwiecznie z Ojca poza
czasem, bez początku i
zawsze współistniejące z
Ojcem i Duchem Świętym „na
końcu tych dni” (Hbr 1,2),
dla naszego zbawienia
zamieszkało w Jej łonie i
bez własnej przemiany wzięło
z Niej ciało i narodziło
się. Bo nie zwyczajnego
człowieka porodziła święta
Dziewica, lecz prawdziwego
Boga. Nie Boga w czystym
Bóstwie, lecz Boga w ciele.
I to w ciele nie jakoby
przyniesionym z nieba, w
którym by przez Nią
przeszedł jak przez kanał,
lecz z Niej wziął sobie
ciało wspólistotne z naszym
i dał mu byt w sobie jako w
hipostazie. Gdyby bowiem z
nieba przyniósł ciało, a nie
wziął go z naszej natury, co
za pożytek byłby z Jego
Wcielenia? Przecież
Wcielenie Boga-Słowa
dokonało się po to, by ta
grzeszna i upadła zepsuta
nasza natura zwyciężyła sama
tyrana, który ją podszedł, i
w ten sposób ocalała od
zagłady, jak mówi święty
Apostoł: „Ponieważ przez
człowieka śmierć, przez
człowieka też i powstanie ze
śmierci” (1 Kor 15,21).
Jeżeli zatem pierwsze jest
prawdziwe, to i drugie.
-
A jeśli nawet mówi (tanże
Apostoł): „Pierwszy Adam z
ziemi - ziemski, drugi zaś
Adam - Pan z nieba” (1 Kor
15, 47), to nie twierdzi, że
On ciało miał z nieba, lecz
że nie był wyłącznie
człowiekiem. Bo oto i Adamem
Go nazwał, i Panem, chcąc
stwierdzić, że jednocześnie
jest jednym i drugim.
,,Adam” bowiem oznacza
„pochodzący z ziemi”, lecz z
ziemi pochodzi oczywiście
natura ludzka jako utworzona
z prochu. Natomiast „Pan”
jest odpowiednikiem istoty
Boskiej.
-
Jeszcze tak mówi święty
Apostoł: „Zesłał Bóg Syna
swego Jednorodzonego, który
stał się z niewiasty” (Ga 4,
4). Nie powiedział „przez
niewiastę",' lecz „z
niewiasty". Zaznaczył przez
to, że ten sam jest
Jednorodzonym Synem Bożym i
Bogiem, który się z Dziewicy
stał człowiekiem, i ten sam
narodził się z Dziewicy,
który jest Synem Bożym i
Bogiem. I to właśnie przez
cielesne narodzenie się z
Niej stał się człowiekiem, a
nie przez zamieszkanie w
ukształtowanym już uprzednio
człowieku, jak (zamieszkuje
Bóg) w proroku. Sam bowiem w
całej istocie i prawdzie
stał się człowiekiem, dając
w swojej hipostazie
istnienie ciału, ożywionemu
duszą rozumną i myślącą, i
stając się sam dla tego
ciała hipostazą. To bowiem
oznaczają słowa: „który stał
się z niewiasty”. Jakżeby
zresztą samo słowo Boga
znaleźć się, mogło ,,pod
prawem”, gdyby nie stało się
współistotnym z nami
człowiekiem?
-
Dlatego też słusznie i
zgodnie z prawdą nazywamy
Świętą Maryję Matką Boga. A
ten tytuł zawiera w sobie
całą tajemnicę Wcielenia. Bo
jeśli rodzącą była Matka
Boga, to niewątpliwie
narodził się z Niej Bóg,
lecz także oczywiście i
człowiek. Jakżeby bowiem ,,z
niewiasty” mógł narodzić się
Bóg istniejący
przedwiecznie, jeśliby się
nie stał człowiekiem? Poza
tym, jeśli to syn ludzki, to
i człowiek. A jeśli znów ten
zrodzony z niewiasty jest
Bogiem, to oczywiście jest
On Tym samym, który z Ojca
zrodził się do natury
Boskiej i nie mającej
początku, i tym samym, który
w ostatnich czasach narodził
się z Dziewicy co do natury
mającej początek i podległej
czasowi, to jest ludzkiej.
To zaś oznacza, że Pan nasz,
Jezus Chrystus jest jedną
hipostazą (Osobą), dwie ma
natury i dwa miał
narodzenia...
-
Potępiony przez Boga
Nestoriusz ważył się także
nazwać zrodzonego z Dziewicy
„nosicielem Boga”. My zaś
żadną miarą nie nazywamy Go
ani nie pojmujemy jako
„nosiciela Boga”, lecz jako
Boga wcielonego. Słowo
bowiem samo stało się
ciałem, gdy się poczęło z
Dziewicy i zjawiło się jako
Bóg z przyjętą już naturą
ludzką, jednocześnie
przebóstwioną przezeń i
powołaną do bytu. Tak więc w
pełni dokonało się to troje:
przyjęcie natury, jej
zaistnienie i jej
przebóstwienie przez Słowo.
Konsekwentnie więc uważamy
świętą Dziewicę za Matkę
Boga i tak ją nazywamy nie
tylko przez wzgląd na naturę
Słowa, lecz także z powodu
przebóstwienia
człowieczeństwa (któremu
dała życie). W zdumiewający
bowiem sposób jednocześnie
dokonało się i poczęcie
Słowa przez Bożą Matkę, i
zaistnienie w tym samym
Słowie ciała, i dostarczenie
przez Nią, ponad prawa bytu
sięgającej możności
ukształtowania dla Twórcy i
stania się. człowiekiem
przez Boga, Stwórcy
wszystkich rzeczy,
przebóstwiającego z kolei
to, co przyjął, podczas gdy
zjednoczenie zabezpieczało
niezmienność tego, co się
zjednoczyło, to jest nie
tylko tego, co było Boskie,
ale i tego, co było ludzkie,
czyli i tego, co ponad nami,
i tego, co było nasze.
-
św. Jan Damasceński (+ 743)
-
„Który narodził się za
sprawą Ducha Świętego z
Maryi Dziewicy.” To
narodzenie pomiędzy ludźmi
wynika z Bożego planu
zbawienia, tamto (z Ojca) -
z Bożej substancji; to jest
narodzeniem z łaskawości,
tamto z natury. Rodzi się
przez Ducha Świętego z
Dziewicy: tu trzeba starać
się o czystość słuchu i
zrozumienia. Zrozum, że dla
Tego, o którym niedawno
dowiedziałeś się, że był
zrodzony z Ojca w sposób
niewypowiedziany, została
zbudowana świątynia przez
Ducha Świętego w tajemnicy
dziewiczego łona, i jak w
uświęceniu przez Ducha
Świętego nie zauważysz
żadnej słabości, tak w
narodzeniu z Dziewicy nie
znajdziesz żadnej zmazy.
Nowy rodzaj urodzenia został
światu dany i słusznie: Ten
bowiem, który jest jedynym
Synem w niebiosach, ma być
także jedynym na ziemi i
urodzić się w wyjątkowy
sposób. Wszyscy znają pisma
proroków o Nim, również
wplecione w Ewangelie, które
mówią, że Dziewica pocznie i
porodzi syna (Iz 7,14; Mt
1,23). Lecz przedziwny
sposób porodu już wcześniej
określił prorok Ezechiel,
nazywając w figurze Maryję
„bramą Pana”, przez którą
właśnie Pan wszedł na świat.
Mówi bowiem tak: „Ta brama,
która jest zwrócona na
wschód, będzie zamknięta i
nie zostanie otworzona i
nikt przez nią nie
przejdzie, bo Pan, Bóg
Izraela przejdzie przez nią
i zostanie zamknięta” (Ez
44,1n.). Czy można było
jaśniej powiedzieć o
zachowaniu dziewictwa?
Została zamknięta owa brania
dziewictwa; przez nią wszedł
Pan, Bóg Izraela, na ten
świat z łona Dziewicy, brama
Dziewicy została zamknięta
na wieczność, jej dziewictwo
zostało zachowane. I dlatego
Duch Święty jest nazwany
Twórcą ciała Pańskiego i
Jego świątyni.
-
Spróbuj więc zrozumieć
majestat Ducha Świętego.
Dowodzą go również słowa
Ewangelii: gdy Anioł
przemawiał do Dziewicy i gdy
mówił, że porodzi Syna i
nazwie Go imieniem Jezus,
albowiem On zbawi lud od
jego grzechów (Mt 1,21), Ona
powiedziała: „Jakże to się
stanie, skoro męża nie
znam?” I rzeki Anioł: „Duch
Święty zstąpi na Ciebie i
moc Najwyższego Cię ocieni,
przeto to, co się z Ciebie
narodzi święte, będzie
nazwane Synem Bożym” (Łk
1,34n.). Patrz, jak
współpracuje Trójca Święta!
Powiedziano, że Duch Święty
zstąpił na Dziewicę, a Moc
Najwyższego Ją ocieniła. Kto
jest Mocą Najwyższego, jeśli
nie Chrystus, który jest
Bożą Mocą i Mądrością? Czyja
to jest Moc? Mówi, że
Najwyższego. Jest obecny
Najwyższy, jest obecna Moc
Najwyższego, jest obecny
Duch Święty, To jest Trójca,
wszędzie ukryta, wszędzie
objawiająca się,
odróżniająca się słowami i
osobami, nieoddzielną
substancją Boską i chociaż
tylko Syn Boży rodzi się z
Dziewicy, to jednak jest
obecny i Najwyższy, jest
obecny i Duch Święty, aby
uświęcić tak poczęcie jak i
poród dziewiczy.
-
Rufin z Akwilei (+ 410/411)
-
Witaj nam, Maryjo
Bogarodzico, czcigodny
klejnocie całego świata,
lampo, która nie gaśnie,
korono dziewiczości, berło
prawowiernej nauki,
niezniszczalna świątynio,
miejsce Tego, który
miejscem, ogarnąć się nie
da, Matko i Dziewico. Dzięki
Tobie nazywany jest w
świętych ewangeliach
błogosławionym Ten, który
idzie w imię Pańskie (Mt
21,9).
-
Witaj! Tyś w świętym
dziewiczym łonie ogarnęła
Nieograniczonego, Dzięki
Tobie wielbimy Trójcę,
dzięki Tobie raduje się
niebo, dzięki Tobie radują
się aniołowie j
archaniołowie, dzięki Tobie
pierzchają szatani, dzięki
Tobie szatan kusiciel spadł
z nieba, dzięki Tobie upadły
człowiek znów może być
przyjmowany do nieba, dzięki
Tobie wszelkie stworzenie
oddane bałwochwalstwu
przyszło do poznania prawdy,
dzięki Tobie wierni
otrzymują chrzest Święty,
dzięki Tobie wylany jest
olej wesela, dzięki Tobie
zakłada się kościoły po
całym okręgu ziemi, dzięki
Tobie ludy zwracają się do
pokuty. I cóż więcej mówić?
Dzięki Tobie Jednorodzony
Syn Boży zajaśniał jak
światło tym, co rozsiedli
się w ciemnościach i cierniu
śmierci (Łk 1,79), dzięki
Tobie prorocy prorokowali,
dzięki Tobie apostołowie
głosili zbawienie narodom,
dzięki Tobie umarli
powstają, dzięki Tobie
królowie królują za sprawą
Trójcy Świętej.
-
Któż by zdołał (godnie)
wysłowić przechwalebną
Maryję? Ona jest Matką i
Dziewicą. Co za dziw! Cud
ten wprawia mnie w
zdumienie.
-
św. Cyryl Aleksandryjski (+
444)
-
Czemuż więc tak uparcie
brniecie przez drogi trudne
i mozolne? Nie ma spokoju
tam, gdzie go szukacie.
Możecie szukać bez końca:
tam, gdzie chcielibyście
znaleźć spokój, tam go być
nie może. Szukacie
szczęśliwego życia w krainie
śmierci. Nie ma go tam!
Jakże mogłoby być szczęśliwe
życie tam, gdzie w ogóle
żadnego życia nie ma? A
właśnie tu zstąpiło do nas
Życie nasze, pokonało naszą
śmierć, zabiło ją mocą
swojej żywotności i zawołało
wielkim głosem, abyśmy
wrócili stąd do Niego, do
tej odrębnej dziedziny, z
której Ono zstąpiło do nas.
Najpierw wstąpiło do łona
Dziewicy, gdzie zaślubiło
naszą ludzką, cielesną i
śmiertelną naturę, aby nie
pozostała śmiertelną na
zawsze. A potem ,,jak
oblubieniec wychodzący z
komnaty swej, rozradowało
się jak olbrzym widzący
przed sobą drogę, którą ma
przebiec” (Ps 18,6). Nie
ociągnęło się, lecz pobiegło
wołając słowami, czynami,
śmiercią, życiem,
zstąpieniem do otchłani,
wstąpieniem do nieba, byśmy
do Niego wrócili. I zniknęło
z naszych oczu, abyśmy
zwrócili się do serc naszych
i tam je odnaleźli.
-
św. Augustyn (+ 430)
-
I dlatego Syn Boży stał się
Synem Człowieczym, aby
synowie ludzcy, czyli Adam,
stali się synami Bożymi. To
samo Stówo zrodzone z Ojca
na wysokościach w sposób
niewypowiedziany, nie do
wyjaśnienia, nie do
zrozumienia i wiecznie -
rodzi się w czasie na
niskościach z Bogarodzicy
Dziewicy Maryi, aby ci,
którzy pierwszy raz zostali
zrodzeni na niskościach,
zostali powtórnie zrodzeni
na wysokościach, to jest z
Boga. On ma jedynie Matkę na
ziemi, my mamy jedynie Ojca
w niebiosach. Nazywa się
Synem Człowieczym, aby
ludzie mogli wołać do Ojca
na niebiosach: „Ojcze nasz,
który jesteś w niebie” (Mt
6,9). Tak więc jak my,
słudzy Boga, staliśmy się.
synami Bożymi, tak Pan sług
stał się synem swojego
sługi, to jest Adama,
stawszy się śmiertelnym, aby
śmiertelni synowie Adama
stali się, synami Bożymi
wedle słów: „Dał im moc, aby
stali się. dziećmi Bożymi”
(J 1,12). Dlatego Syn Boży
kosztuje śmierci przez swego
ojca cielesnego, aby synowie
ludzcy stali się
uczestnikami życia Bożego
poprzez Boga, Jego Ojca
wedle Ducha, On bowiem jest
Synem Bożym wedle natury, my
natomiast nimi jesteśmy
poprzez łaskę.
-
św. Atanazy (+ 373)
-
Kto Świętej Maryi nie uważa
za Bogarodzicę, jest poza
boskością.
-
św. Grzegorz z Nazjanzu (+
590)
-
Nie odbierajcie Jej Syna!
-
Wyjątkowa więź Matki i Syna
jest podstawą zdrowego kultu
maryjnego... W kalendarzu
liturgicznym Nowy Rok to
uroczystość Maryi, Bożej
Rodzicielki. To także
ostatni dzień oktawy Bożego
Narodzenia. Choć data tego
święta wielokrotnie
wędrowała po kalendarzu i
dopiero w 1969 roku wybrano
1 stycznia, to jednak w
gruncie rzeczy jest to
najstarsze święto maryjne. W
431 roku na Soborze Efeskim
postanowiono, że Maryję
wolno nazywać Theotokos,
czyli Boża Rodzicielka.
-
Już w tym samym roku w
Jerozolimie obchodzono
święto ku czci Maryi, Matki
Boga. Sens tego tytułu widać
poprawnie tylko w świetle
tajemnicy Wcielenia, dlatego
umiejscowienie święta w
oktawie Bożego Narodzenia
jest jak najbardziej
sensowe. Maryja jest
Bogarodzicą, ponieważ Słowo
stało się ciałem w Niej i
przez Nią. Jest Bogarodzicą
jako Matka Chrystusa –
prawdziwego Boga i
prawdziwego człowieka.
Tajemnica Jezusa, wcielonego
Boga, wyjaśnia świętość i
wyjątkowości Maryi.
-
W Polsce od lat niestrudzony
czciciel Maryi,
franciszkanin o. Celestyn
Napiórkowski dopomina się o
to, by nie gubić tej
perspektywy. Właśnie ukazała
się jego kolejna książka
„Ja, Służebnica Pana” (wyd.
KUL, Lublin 2009), która
zwraca uwagę, że pobożność
maryjna nie może rozwijać
się w oderwaniu od Jezusa.
Słyszymy często o tym, że
przez Maryję idziemy do
Jezusa. To prawda:
otrzymaliśmy Zbawiciela
przez Nią i Ona swoim
przykładem wiary, świętości
i swoją miłością wspiera nas
w drodze do Pełni. Ale
prawdą jest także kierunek
inny: „Przez Jezusa do
Maryi”. Jak to rozumieć?
Chrześcijaninie, patrz w
Chrystusa, kontempluj Jego
oblicze, a dostrzeżesz w Nim
wszystko we właściwych
proporcjach i na swoim
miejscu: człowieka, Kościół
i Maryję. Poza tym to Jezus
z krzyża dał nam Maryję za
Matkę, a więc i w tym sensie
„przez Jezusa”.
-
Ideę Theotokos najpiękniej
ilustrują ikony maryjne.
Maryja zawsze wskazuje na
nich na Jezusa. Tak jest
również na najważniejszej
polskiej ikonie –
jasnogórskiej. Niestety, od
lat popularyzuje się jej
reprodukcje z samą głową
Matki Bożej bez Pana Jezusa.
Przeciwko takiemu
okaleczeniu protestuje o.
Napiórkowski. Odbieranie
Bożej Rodzicielce Jej Syna
jest nieporozumieniem. Ich
wyjątkowa więź jest podstawą
zdrowego kultu maryjnego.
Warto o tym pamiętać nie
tylko 1 stycznia, ale przez
365 dni w roku.
-
ks. Tomasz Jaklewicz.
-
-
2
styczeń. Święty Grzegorz z
Nazjanzu
-
(...) Grzegorz przyczynił
się do rozkwitu światła
Trójcy Świętej, broniąc
wiary, ogłoszonej na Soborze
w Nicei: jeden jest tylko
Bóg w trzech Osobach równych
i różnych - Ojciec, Syn i
Duch Święty - "potrójne
światło, które w jedyny
blask się zlewa".
-
-
Drodzy Bracia i Siostry.
-
W ramach cyklu portretów
wielkich ojców i doktorów
Kościoła, które próbuję
zaproponować w czasie tych
katechez, ostatnio mówiłem o
św. Grzegorzu z Nazjanzu,
biskupie z IV stulecia i
chciałbym teraz dopełnić ten
portret wielkiego
nauczyciela. Spróbujemy
dzisiaj zebrać niektóre
elementy jego nauczania.
Zastanawiając się nad misją,
jaką Bóg mu powierzył, św.
Grzegorz z Nazjanzu doszedł
do wniosku: "Zostałem
stworzony, aby wznieść się
do Boga swoimi działaniami"
(Oratio 14,6 de pauperum
amore: PG 35,865). Istotnie,
w służbę Bogu i Kościołowi
oddał swój talent pisarza i
mówcy. Ułożył liczne
przemówienia, różne kazania
i hymny pochwalne, napisał
wiele listów i dzieł
poetyckich (prawie 18 000
wierszy!) - jest to
działalność rzeczywiście
niezwykła. Uważał, że taka
była misja, którą Bóg mu
powierzył: "Jako sługa Słowa
pełnię posługę Słowa; obym
nigdy nie dopuścił do
zaniedbania czynienia tego
dobra. Cenię i chętnie
przyjmuję to powołanie,
czerpię z niego więcej
radości niż ze wszystkich
innych rzeczy razem
wziętych" (Oratio 6,5: SC
405,134; por. też Oratio
4,10).
-
Nazjańczyk był człowiekiem
łagodnym i przez całe swoje
życie starał się zawsze
wprowadzać pokój w Kościele
swoich czasów, rozdzieranym
przez niezgodę i herezje. Z
ewangeliczną odwagą dążył do
przezwyciężenia własnej
nieśmiałości, aby głosić
prawdę wiary. Głęboko
odczuwał gorące pragnienie
zbliżania się do Boga i
zjednoczenia się z Nim.
Jakże silnie wyraża to sam w
swej poezji, gdy pisze:
wśród "wielkich fal morza
życia, wstrząsanego
gwałtownymi wichrami stąd i
stamtąd, (...) jedna tylko
rzecz jest mi droga, jedyne
moje bogactwo, pociecha i
zapomnienie o zmęczeniu - to
światło Trójcy Świętej" (Carmina
[historica] 2,1,15: PG
37,1250 i nast.).
-
Grzegorz przyczynił się do
rozkwitu światła Trójcy
Świętej, broniąc wiary,
ogłoszonej na Soborze w
Nicei: jeden jest tylko Bóg
w trzech Osobach równych i
różnych - Ojciec, Syn i Duch
Święty - "potrójne światło,
które w jedyny blask się
zlewa" (Hymn wieczorny:
Carmina [historica] 2,1,32:
PG 37,512). Stąd Grzegorz
pisze o stwierdzeniu św.
Pawła (1 Kor 8,6) "dla nas
istnieje tylko jeden Bóg,
Ojciec, od którego wszystko
pochodzi: jeden Pan, Jezus
Chrystus, przez którego
wszystko się stało; i jeden
Duch Święty, w którym jest
wszystko" (Oratio 2,1,15: SC
358,172).
-
Grzegorz uwypuklił w wielkim
stopniu pełne
człowieczeństwo Chrystusa:
aby odkupić człowieka w
całym swym kompleksie ciała,
duszy i ducha, Chrystus
przyjął na siebie wszystkie
składniki natury ludzkiej, w
przeciwnym bowiem wypadku
człowiek nie zostałby
zbawiony. Przeciwstawiając
się herezji Apolinariusza,
który utrzymywał, że
Chrystus nie przyjął na
siebie duszy rozumnej,
Grzegorz podejmował ten
problem w świetle tajemnicy
zbawienia: "To, czego nie
podjęto, nie zostało
uzdrowione" (Ep.101,32: SC
208,50) i gdyby Chrystus nie
został "obdarzony rozumnym
intelektem, jakże mógłby
stać się człowiekiem?" (Ep.
101,34: SC 208,50). To
właśnie nasz intelekt, nasz
rozum potrzebował i
potrzebuje związku i
spotkania z Bogiem w
Chrystusie. Stawszy się
człowiekiem Chrystusa
umożliwił nam stawanie się z
kolei takim jak On.
Nazjańczyk zachęca:
"Próbujmy być jak Chrystus,
gdyż również Chrystus stał
się jak my: stawać się
bogami za Jego
pośrednictwem, od chwili,
gdy On sam, za naszym
pośrednictwem, stał się
człowiekiem. Wziął na siebie
to, co najgorsze, aby
podarować nam to, co
najlepsze" (Oratio 1,5: SC
247, 78).
-
Maryja, która dała naturę
ludzką Chrystusowi, jest
prawdziwą Matką Bożą (Theotókos:
por. Ep. 101, 16: SC 208,42)
i ze względu na swoją
najszczytniejszą misję stała
się "przed-oczyszczoną" (Oratio
38, 13: SC 358, 132; prawie
jak dalekie preludium do
dogmatu o Niepokalanym
Poczęciu). Maryja została
zaproponowana jako wzorzec
dla chrześcijan, przede
wszystkim dla dziewic i jako
ratowniczka do wzywania w
potrzebach (por. Oratio
24,11: SC 282, 60-64).
-
Grzegorz przypomina nam, że
jako osoby ludzkie winniśmy
być solidarni wobec siebie
nawzajem. Pisze: "«Wszyscy
razem tworzymy jedno ciało w
Chrystusie» (por. Rz 12,5),
bogaci i ubodzy, zdrowi i
chorzy; i jeden jest tylko
przywódca, od którego
wszystko wypływa: Jezus
Chrystus. I tak jak członki
tworzą jedno ciało, niech
każdy zajmuje się każdym i
wszyscy wszystkimi".
Następnie, odnosząc się do
chorych i osób
przeżywających trudności,
św. Grzegorz tak oto kończy
swe rozważania: "Jest to
jedyne zbawienie dla naszego
ciała i naszej duszy: miłość
do nich" (Oratio 14,8 de
pauperum amore: PG 35,86ab).
Grzegorz podkreśla, że
człowiek winien naśladować
dobroć i miłość Boga,
dlatego zaleca: "Jeżeli
jesteś zdrowy i bogaty,
ulżyj potrzebom tego, kto
jest chory i ubogi; jeśli
nie upadłeś, pospiesz z
pomocą temu, kto upadł i
żyje w cierpieniu; jeśli
cieszysz się, pociesz tego,
kto jest smutny; jeśli masz
szczęście, pomóż temu,
którego dręczy
niepowodzenie. Okaż Bogu
próbę wdzięczności, jesteś
bowiem jednym z tych, którzy
mogą wspomagać a nie z tych,
którzy potrzebują, aby ich
wspomagano... Bądź bogaty
nie tylko w dobra, ale także
w miłosierdzie; nie tylko
złotem, ale również w cnoty
lub lepiej - tylko w nią.
Pokonaj sławę swego
bliźniego, okazując więcej
dobra niż wszyscy; stawaj
się Bogiem dla
nieszczęśliwego, naśladując
miłosierdzie Boga"(Oratio
14,26 de pauperum amore: PG
35,892bc).
-
Grzegorz uczy nas przede
wszystkim o ważności i
potrzebie modlitwy.
Stwierdza, że "konieczne
jest pamiętanie o Bogu
częściej niż się oddycha" (Oratio
27,4: PG 250,78), modlitwa
jest bowiem spotkaniem
pragnienia Boga z naszym
pragnieniem. Bóg pragnie,
abyśmy pragnęli Jego (por.
Oratio 40,27: SC 358,260). W
modlitwie winniśmy kierować
swe serce ku Bogu, aby
powierzyć się Mu jako ofiara
na oczyszczenie i przemianę.
W modlitwie widzimy wszystko
w świetle Chrystusa,
pozwalamy sobie na zrzucenie
naszych masek i zanurzamy
się w prawdę i w słuchanie
Boga, podsycając ogień
miłości.
-
W jednym z wierszy, który
jest jednocześnie
rozważaniem nad celem życia
i zawiera w sobie wezwanie
do Boga, Grzegorz pisze:
"Masz zadanie, duszo moja,
wielkie zadanie, jeśli
chcesz. Zbadaj poważnie sama
siebie, swą istotę, swe
przeznaczenie; skąd
przybywasz i gdzie powinnaś
spocząć; spróbuj zrozumieć,
czy życie jest tym, co
przeżywasz, czy jest czymś
więcej. Masz zadanie, duszo
moja, oczyść więc swoje
życie: rozważ, proszę, Boga
i Jego tajemnice, zbadaj, co
było pierwsze na tym
wszechświecie i czym to jest
dla ciebie, skąd przybyło i
jakie będzie jego
przeznaczenie. Oto jest
twoje zadanie, duszo moja,
oczyść więc swoje życie" (Oratio
[historica] 2,1,78: PG
37,1425-1426). Nadal święty
biskup prosi o pomoc
Chrystusa, aby go podźwignął
i znów postawił na drodze:
"Zawiodłem się, mój Chryste,
bo zbyt wiele sobie
wyobrażałem: z wysoka
upadłem bardzo nisko. Ale
podnieś mnie teraz znów,
gdyż widzę, że sam siebie
oszukiwałem; jeśli jeszcze
za bardzo będę ufał sam
sobie, zaraz upadnę a upadek
ten będzie zgubny" (Carmina
[historica] 2,1,67: PG
37,1408).
-
A zatem Grzegorz odczuwał
potrzebę zbliżania się do
Boga, aby pokonywać
zmęczenie własnego ja.
Doświadczał zapału duszy,
żywotności wrażliwego ducha
i niestabilności
przemijającego szczęścia.
Dla niego w dramacie życia,
nad którym ciążyła
świadomość własnej słabości
i własnej nędzy,
doświadczenie miłości Boga
zawsze przeważało. Masz
zadanie, duszo - mówi św.
Grzegorz także nam - zadanie
znalezienia prawdziwego
światła, znalezienia
prawdziwej wysokości swego
życia. A twoim życiem jest
spotkanie się z Bogiem,
który pragnie naszego
pragnienia.
-
-
Święty
Bazyli Wielki
-
(...) Faktycznie św. Bazylii
stworzył bardzo szczególny
monastycyzm: nie zamknięty
na wspólnotę lokalnego
Kościoła, lecz otwarty na
nią. Jego mnisi należeli do
Kościoła lokalnego, byli
jego ożywczą częścią, która
wyprzedzając innych wiernych
w naśladowaniu Chrystusa, i
to nie tylko w wierze,
ukazywała niewzruszone
przylgnięcie do Niego -
miłości do Niego - nade
wszystko w dziełach
miłosierdzia.
-
-
Drodzy bracia i siostry!
-
Chcemy dziś przypomnieć
jednego z wielkich Ojców
Kościoła, św. Bazylego,
nazywanego w bizantyjskich
tekstach liturgicznych
"luminarzem Kościoła". Był
on wielkim biskupem z IV
wieku, na którego z podziwem
patrzą zarówno Kościół
Wschodu, jak i Kościół
Zachodu z racji świętości
życia, doskonałości doktryny
oraz harmonijnej syntezy
przymiotów umysłowych i
organizacyjnych.
-
Urodził się on około roku
330 w rodzinie świętych,
"prawdziwym Kościele
domowym", w którym panowała
atmosfera głębokiej wiary.
Kształcił się u najlepszych
nauczycieli Aten i
Konstantynopola. Nie
usatysfakcjonowany swymi
światowymi sukcesami, gdy
spostrzegł, że zmarnował
dużo czasu na błahostki, sam
wyznał: "Pewnego dnia, jakby
budząc się z głębokiego snu,
zwróciłem się ku cudownemu
światłu prawdy Ewangelii...,
i płakałem nad mym nędznym
życiem" (por. List 223: PG
32, 824a).
-
Przyciągnięty przez Jezusa,
zaczął patrzeć w Jego stronę
i tylko Jego słuchać (por.
Moralia 80, 1: PG 31,
860bc). Z determinacją
poświęcił się życiu
monastycznemu w modlitwie,
medytacji Pisma Świętego i
pism Ojców Kościoła oraz
praktyce miłości (por. Listy
2 i 22), biorąc też przykład
z siostry, świętej Makryny,
która już żyła w
monastycznej ascezie. Został
następnie wyświęcony na
kapłana, w końcu zaś, w 370
roku, został biskupem
Cezarei w Kapadocji, na
terenie dzisiejszej Turcji.
-
Poprzez przepowiadanie i
pisma prowadził intensywną
działalność duszpasterską,
teologiczną i literacką.
Zachowując mądrą równowagę
potrafił połączyć służbę
duszom i oddanie modlitwie
oraz medytacji w samotności.
Wykorzystując swoje osobiste
doświadczenie, sprzyjał
zakładaniu licznych "bractw"
czy wspólnot chrześcijan
poświęconych Bogu, które
często odwiedzał (por.
Grzegorz z Nazjanzu, Oratio
43, 29 in laudem Basilii: PG
36,536b). Słowem i pismem, z
których wiele zachowało się
do naszych czasów (por.
Regulae brevius tractatae,
Proemio: PG 31,1080ab),
wzywał je do życia i postępu
w doskonałości. Z dzieł jego
czerpało wielu legislatorów
starożytnego monastycyzmu,
między innymi św. Benedykt,
który uważał Bazylego za
swego mistrza (por. Regula
73, 5).
-
Faktycznie św. Bazylii
stworzył bardzo szczególny
monastycyzm: nie zamknięty
na wspólnotę lokalnego
Kościoła, lecz otwarty na
nią. Jego mnisi należeli do
Kościoła lokalnego, byli
jego ożywczą częścią, która
wyprzedzając innych wiernych
w naśladowaniu Chrystusa, i
to nie tylko w wierze,
ukazywała niewzruszone
przylgnięcie do Niego -
miłości do Niego - nade
wszystko w dziełach
miłosierdzia. Mnisi ci,
którzy mieli szkoły i
szpitale, byli na służbie
ubogich i w ten sposób
ukazywali życie
chrześcijańskie w całej jego
pełni.
-
Sługa Boży Jan Paweł II,
mówiąc o monastycyzmie,
pisał: "Przyjmuje się
powszechnie, że owa tak
doniosła dla całego Kościoła
struktura, jaką jest życie
zakonne, zawdzięcza wiele
świętemu Bazylemu lub
przynajmniej, że została ona
określona w sobie właściwej
naturze dzięki jego
decydującemu wkładowi" (List
apostolski Patres Ecclesiae,
II).
-
Jako biskup i pasterz swej
rozległej diecezji, Bazyli
troszczył się nieustannie o
trudne warunki materialne, w
jakich żyli wierni; obnażał
zdecydowanie zło; angażował
się na rzecz biednych i
odsuniętych na margines:
interweniował u rządzących,
aby złagodzić cierpienia
ludności, nade wszystko w
chwilach kataklizmów: czuwał
nad wolnością Kościoła,
przeciwstawiając się nawet
możnym w obronie prawa do
wyznawania prawdziwej wiary
(por. Grzegorz z Nazjanzu,
Oratio 43, 48-51 in laudem
Basilii: PG 36, 557c-561c).
Bogu, który jest miłością i
miłosierdziem, Bazyli dał
wartościowe świadectwo
poprzez budowę licznych
hospicjów dla potrzebujących
(por. Bazyli, List 94: PG
32,488bc), niemal miasto
miłosierdzia, które od niego
wzięło imię Bazyliady (por.
Sozomeno, Historia Eccl.
6,34: PG 67,1397a). Leży ona
u początków współczesnych
szpitali i instytucji
opiekuńczych.
-
Świadomy, że "liturgia jest
szczytem, do którego zmierza
działalność Kościoła, i
jednocześnie jest źródłem, z
którego wypływa cała jego
moc" (Sacrosanctum Concilium,
10), Bazyli, choć
zaprzątnięty realizacją
miłosierdzia, które jest
oznaką wiary, był również
mądrym "reformatorem
liturgii" (por. Grzegorz z
Nazjanzu, Oratio 43,34 in
laudem Basilii: PG 36,541c).
Pozostawił nam bowiem wielką
modlitwę eucharystyczną [czy
anaforę], która od niego
wzięła nazwę i nadał
podstawowy kierunek
modlitwie i psalmodii: pod
jego wpływem lud umiłował i
poznał Psalmy, i chodził
odmawiać je także nocą (por.
Bazyli, In Psalmum 1,1-2: PG
29,212a-213c). I tak
widzimy, jak liturgia,
adoracja, modlitwa idą w
parze z miłosierdziem i
wzajemnie na siebie
wpływają.
-
Z zapałem i odwagą Bazyli
potrafił się przeciwstawić
heretykom, którzy
zaprzeczali, że Jezus
Chrystus był Bogiem jak
Ojciec (por. Bazyli, List 9,
3: PG 32, 272a; List 52,
1-3: PG 32, 392b-396a; Adv.
Eunomium 1,20: PG 29, 556c).
Podobnie przeciwko tym,
którzy nie godzili się na
boskość Ducha Świętego,
utrzymywał on, że także Duch
jest Bogiem i "ma być
liczony i wysławiany wraz z
Ojcem i Synem" (por. De
Spiritu Sancto: SC 17bis,
348). Dlatego Bazyli jest
jednym z wielkich Ojców,
którzy sformułowali naukę o
Trójcy Świętej: jedyny Bóg,
właśnie dlatego, że jest
Miłością, jest Bogiem w
trzech Osobach, które tworzą
jedność najgłębszą, jaka
istnieje, jedność boską.
-
W swej miłości do Chrystusa
i Jego Ewangelii wielki
Kapadocjusz zaangażował się
także w uporządkowanie
podziałów wewnątrz Kościoła
(por. List 70 i 243),
zabiegając o to, ażeby
wszyscy nawrócili się na
Chrystusa i na Jego Słowo
(por. De iudicio 4: PG 31,
660b-661a), jednoczącą moc,
której podporządkować się
powinni wszyscy wierzący
(por. tamże 1-3: PG 31,
653a-656c).
-
Podsumowując, Bazyli oddał
się całkowicie na służbę
Kościołowi w wielorakości
posługi biskupiej. Zgodnie z
nakreślonym przez niego
samego programem, stał się
"apostołem i sługą
Chrystusa, szafarzem
tajemnic Bożych, zwiastunem
królestwa niebieskiego,
wzorem i regułą pobożności,
okiem w ciele Kościoła,
pasterzem owczarni
Chrystusowej, lekarzem
pełnym współczucia, ojcem i
żywicielem, pomocnikiem
Boga, ogrodnikiem, Bożych
roślin, budowniczym świątyni
Bożej" (por. Moralia 80,
11-20: PG 31, 864b-868b).
-
Oto program, jaki święty
Biskup powierza głosicielom
Słowa - tak wczoraj, jak i
dziś - program, który on sam
zobowiązał się wielkodusznie
realizować. W 379 roku
Bazyli niespełna
pięćdziesięcioletni,
wyczerpany trudami i ascezą,
powrócił do Ojca, "w nadziei
życia wiecznego, przez
Jezusa Chrystusa, Pana
naszego" (De Baptismo 1,2,
9).
-
Był on mężem, który
prawdziwie żył ze wzrokiem
utkwionym w Chrystusa, mężem
miłości bliźniego. Pełen
nadziei i radości wiary,
Bazyli pokazuje nam, jak
rzeczywiście być
chrześcijanami.
-
-
3
styczeń. Święta Zdzisława
Czeska: Patronka żon i matek
-
Żyła w XIII wieku na terenie
zachodnich Czech. Dziś może
być wzorem dla młodych
kobiet realizujących
powołanie żony i matki. W
Czechach została patronką
młodych żon i matek,
oczekujących potomstwa oraz
wychowujących je. Wiele osób
prosi ją o wstawiennictwo w
czasie choroby. To pobieżna
charakterystyka mało znanej
w Polsce świętej - Zdzisławy
Czeskiej.
-
-
Urodziła się w Krzyżanowie
na Morawach około 1222 roku
w rodzinie rycerskiej. Od
dzieciństwa marzyła o życiu
pustelnicy. Według jednej z
legend w wieku siedmiu lat
uciekła z domu, by w miejscu
samotnym na sposób
pustelniczy służyć Jezusowi.
Odnaleziona przez rodziców i
skarcona, zrozumiała, że jej
drogą może być wyłącznie
wewnętrzna pustynia serca.
-
Kiedy miała 16 lat, chciała
poświęcić swoje życie na
służbę Panu Bogu. Jednak
wola rodziców była inna,
więc poddała się jej i
wyszła za mąż za rycerza z
zamku Lemberk, Galla
Marquardta. Graf z Lemberka
okazał się człowiekiem
gwałtownym, łatwo wpadającym
w gniew, a poza tym zupełnie
nie dbał o swoją żonę.
Wydawało się, że to
małżeństwo nie może być
szczęśliwe. Zdzisława
jednak, jako kobieta mężna i
odpowiedzialna, gorącą
modlitwą i staraniem
doprowadziła do stworzenia
rodziny szczęśliwej, w
której wychowało się czworo
dzieci.
-
Delikatność i łagodność
Zdzisławy wpływały na jej
męża, a bezkompromisowa
wierność zasadom płynącym z
wiary w Chrystusa
spowodowały przemianę w jego
sercu. Widział on bowiem, że
żona rozlewa wokół miłość,
że stara się zaradzić
potrzebom chorych i
nędzarzy, którymi on, wielki
pan, gardził. To odkrycie
spowodowało zwrot w jego
życiu. Hagiograf powiada, że
Paweł Marquardt odtąd
zaniechał swej
nieumiarkowanej złości i
twardości serca.
-
Św. Zdzisława, kochając męża
takim, jakim był, została
matką czwórki jego dzieci,
którym oddała serce. Wiodła
ciche i skromne życie jako
solidna i wierna podpora
męża. By osiągnąć wszystkie
sobie wyznaczone cele,
Zdzisława prowadziła
intensywne życie wewnętrzne,
głęboko zakorzenione w Bogu.
Walkę z ułomnościami natury
oparła na modlitwie
systematycznej, głębokiej i
konsekwentnej oraz
wyrzeczeniu. Jako kobieta
epoki średniowiecza sięgała
do zwyczajowych wówczas
ostrych praktyk pokutnych,
ujarzmiających egoizm.
-
Zdzisława wiedziała, że
pobożna natura młodej żony i
matki nie ogranicza się do
kręgu rodzinnego, dlatego
wspomagała biednych oraz
dostrzegała wartość
kaznodziejstwa, które światu
proponowali dominikanie.
Święta Zdzisława przekonała
męża, by wspólnie ufundowali
w Czechach dwa klasztory
dominikańskie - w Jablonnem
i Turnowie. Sama nocami
niosła wapno, kamienie,
piasek, inny budulec, by
swoim znojem przyczynić się
do wzniesienia świątyni w
Jablonnem.
-
Feudalna pani z zamku
Lemberk, poznawszy zakon
kaznodziejski, zapragnęła
znaleźć się w kręgu jego
oddziaływania. Z rąk bł.
Czesława (1180-1242) - jak
głosi legenda - przyjęła za
zgodą małżonka habit
trzeciego zakonu
dominikańskiego dla
świeckich, realizujących
ideały zakonu w swoim
środowisku. Tak więc, żyjąc
w rodzinie, będąc czułą żoną
i troskliwą matką, stała się
siostrą w zakonie
kaznodziejskim.
-
Jako tercjarka zakonu św.
Dominika od Pokuty mogła w
sobie skupić dary i
charyzmaty dwóch stanów:
małżeńskiego i
konsekrowanego, by postawić
je na jednej płaszczyźnie i
uczynić dwoma filarami
wspierającymi ludzkie
możliwości osiągnięcia
szczęśliwości doczesnej i
wiecznej.
-
Zdzisława zmarła w 1252 roku
i została pochowana w
ufundowanym przez siebie
klasztorze św. Wawrzyńca w
Jablonnem. Wkrótce ludzie
modlący się przy jej grobie
zaczęli doświadczać cudów,
więc nazwano ją wspomożeniem
strapionych oraz
uzdrowieniem chorych. Kult
Zdzisławy zatwierdził w 1907
r. papież św. Pius X, a Jan
Paweł II kanonizował ją,
nazywając Opiekunką Rodzin,
w Pradze 21 maja 1995 r.,
podczas wizyty apostolskiej
w Czechach.
-
Dziś św. Zdzisława jest
czczona jako Patronka
istniejącego w Czechach od
1889 r. zgromadzenia sióstr
św. Dominika. Od 1947 r.
istnieje świecki instytut
dominikański Dzieło św.
Zdzisławy, którego
członkinie opiekują się
chorymi w prowadzonym przez
siebie domu leczniczym w
Litomierzycach.
-
-
4
styczeń. Święta Elżbieta
Seton: Nowojorska święta
-
Elżbieta przyszła na świat w
Nowym Jorku, 28 sierpnia
1774 roku. Pochodziła z
protestanckiej rodziny. Gdy
zmarła jej matka, a ojciec –
Richard Bayley – poślubił
drugą kobietę, w domu
zaczęło dochodzić do
nieporozumień...
-
-
W wieku 16 lata lat
późniejsza święta opuściła
rodzinę, by niebawem wyjść
za mąż za kupca Williama
Magee Setona, z którym
będzie miała pięcioro
dzieci. Niestety, w pewnym
momencie przedsiębiorstwo
Williama przestało przynosić
dochody, a on sam zachorował
na gruźlicę. Próbując
ratować ukochanego męża,
Elżbieta zabrała go do
Italii, licząc, iż w
tamtejszym klimacie odzyska
zdrowie. Wkrótce jednak po
przybyciu do Livorno –
dokładnie w 1803 roku –
William zmarł.
-
Włoscy przyjaciele Elżbiety
wspierali ją na duchu, a
jako, że byli ludźmi
głębokiej wiary, również i
Elżbieta zaczęła interesować
się rozmaitymi obrzędami i
historią Kościoła
katolickiego. Odbyła także
pielgrzymkę do sanktuarium w
Montenero, gdzie postanowiła
przejść na katolicyzm.
Oficjalnego aktu konwersji
dokonała po powrocie do
Stanów Zjednoczonych. Miał
on miejsce 14 marca 1805
roku.
-
W związku z porzuceniem
dotychczasowego wyznania,
wielu protestanckich
znajomych odsunęło się od
niej, dlatego też Elżbieta –
w 1809 roku – przeniosła się
do miejscowości Emmitsburg,
gdzie założyła zgromadzenie
Sisters of Charity - Sióstr
Miłosierdzia świętego
Józefa, opierając jego
reguły na wskazaniach
świętego Wincentego de Paul.
Warto zaznaczyć, iż było to
pierwsze, żeńskie
zgromadzenie, jakie powstało
w USA. Wcześniej, w
Baltimore, założyła - także
pierwszą - katolicką szkołę
elementarną oraz ochronkę
dla sierot.
-
Zmarła w 1821 roku, mając
zaledwie 47 lat. Kanonizował
ją Paweł VI 14 września 1975
roku. Była pierwszą świętą
Amerykanką, dlatego też w
uroczystościach wyniesienia
jej na ołtarze wzięli udział
nie tylko przedstawiciele
episkopatu Stanów
Zjednoczonych, ale i
delegaci rządowi. Nie
zabrakło wówczas także i
hierarchów Kościoła
Episkopalnego – wszak przez
31 lat Elżbieta należała do
jego wiernych.
-
-
Święta
Aniela z Foligno
-
Postać św. Anieli z Foligno
- włoskiej mistyczki z XIII
wieku - była przedmiotem
katechezy Benedykta XVI
podczas audiencji ogólnej
Benedykta XVI 13
października w Watykanie.
Było to kolejne nauczanie
Ojca Świętego w ramach
rozpoczętego 1 września br.
cyklu katechez poświęconych
postaciom wielkich kobiet w
Kościele średniowiecznym.
-
-
Drodzy Bracia i Siostry,
-
Dzisiaj chciałbym wam
powiedzieć o bł. Anieli z
Foligno, wybitnej mistyczce
średniowiecznej, żyjącej w
XIII wieku. Zwykle fascynują
nas osiągnięte przez nią
wyżyny doświadczenia
jedności z Bogiem, ale może
za mało zastanawiamy się nad
pierwszymi krokami, jej
nawróceniem i długą drogą,
która ją wiodła z punktu
wyjścia, "wielkiego lęku
przed piekłem", do celu –
pełnej jedności z Trójcą
Świętą.
-
Pierwsza część życia Anieli
nie była z pewnością życiem
żarliwej uczennicy Pana.
Urodziła się około roku 1248
w zamożnej rodzinie,
osierocił ją ojciec i raczej
powierzchownie wychowała ją
matka. Dość szybko została
wprowadzona w środowiska
światowe Foligno, gdzie
poznała człowieka, którego
poślubiła, gdy miała 20 lat
i z którym miała dzieci. Jej
życie było na tyle
beztroskie, że pozwalała
sobie na pogardzanie bardzo
powszechnymi wówczas tzw. "penitenti"
– ludźmi, którzy aby pójść
za Chrystusem, sprzedawali
swoje dobra i spędzali życie
na modlitwie, poście oraz w
służbie Kościołowi i w
miłości.
-
Niektóre wydarzenia, jak
gwałtowne trzęsienie ziemi w
1279, huragan, wieloletnia
wojna z Perugią i jej
tragiczne skutki wpłynęły na
życie Anieli, która
stopniowo uświadamia sobie
własne grzechy, aż do
decydującego kroku: przyzywa
świętego Franciszka, który
pojawia jej się w widzeniu,
by prosić go o radę, jak
odbyć dobrą spowiedź
generalną. Jest rok 1285 -
Aniela spowiada się u
jednego z braci u św.
Felicjana. W trzy lata
później dokonuje się inny
przełom na drodze
nawrócenia: ustają więzy
uczuciowe, gdyż w ciągu
kilku miesięcy umierają jej
matka, mąż i wszystkie
dzieci. Aniela sprzedaje
wówczas swoje dobra i w 1291
wstępuje do III Zakonu św.
Franciszka. Umiera w Foligno
4 stycznia 1309 r.
-
"Księga błogosławionej
Anieli z Foligno", w której
zebrana jest dokumentacja o
naszej błogosławionej,
opowiada o owym nawróceniu i
wskazuje jego niezbędne
środki: pokuta, pokora i
udręki. Mówi też o kolejnych
etapach, kolejnych
doświadczeniach Anieli,
rozpoczętych w 1285 roku.
Wspominając je później,
starała się je opisać za
pośrednictwem brata
spowiednika, który spisał je
wiernie, próbując je
następnie usystematyzować w
etapy, nazywane „krokami lub
przemianami”, choć nie udało
mu się ich uporządkować w
pełni (por. Il Libro della
beata Angela da Foligno,
Cinisello Balsamo 1990, p.
51). Stało się tak dlatego,
że doświadczenie
zjednoczenia dla
błogosławionej Anieli jest
całkowitym zaangażowaniem
zmysłów duchowych i
cielesnych, a to, co
"rozumie" ona podczas swoich
ekstaz, pozostaje, by tak
rzec, jedynie „cieniem” w
jej umyśle. „Naprawdę
słyszałam te słowa” -
wyznaje po uniesieniu
mistycznym - ale tego, co
widziałam i zrozumiałam,
oraz to, co On [tj. Bóg] mi
ukazał, w żaden sposób nie
potrafię lub nie mogę
powiedzieć, chociaż chętnie
ujawniłabym to, co
zrozumiałam z usłyszanych
słów, ale była to absolutnie
niewyrażalna otchłań”.
Aniela z Foligno przedstawia
swoje „przeżycie" mistyczne,
nie przetwarzając go
umysłowo, gdyż jest to
oświecenie Boże,
przekazywane jej duszy w
sposób nagły i
niespodziewany. Ten sam brat
spowiednik z trudem
przekazuje te wydarzenia,
„także ze względu na wielką
i zadziwiającą
powściągliwość wobec Bożych
darów” (tamże, s. 194).
-
Na trudności Anieli w
wyrażeniu jej doświadczenia
mistycznego nakładają się
także trudności ze
zrozumieniem jej przez
słuchaczy. Sytuacja ta
wyraźnie wskazuje, że jedyny
i prawdziwy Mistrz - Jezus
żyje w sercu każdego
wierzącego i pragnie je
całkowicie posiąść. Tak jest
z Anielą, która napisała do
jednego ze swych synów
duchowych: „Synu, gdybyś
zobaczył moje serce, byłbyś
całkowicie zmuszony do
czynienia wszystkich tych
rzeczy, jakich pragnie Bóg,
gdyż moje serce jest sercem
Boga, a serce Boga jest
moim". Słychać tu echo słów
świętego Pawła: „Już nie ja
żyję, lecz żyje we mnie
Chrystus” (Ga 2,20).
-
Weźmy więc pod uwagę tylko
część „kroków” z bogatej
drogi duchowej naszej
błogosławionej. Pierwszym
jest w istocie wstęp: „Było
to poznanie grzechu - jak
wyjaśnia – w którego
następstwie dusza odczuwała
wielk lęk przed potępieniem:
na tym etapie gorzko
zapłakała” (Il Libro della
beata Angela da Foligno,
str. 39). Ów "lęk" przed
piekłem odpowiada typowi
wiary Anieli w chwili jej
„nawrócenia”; wiary, ubogiej
jeszcze w miłość, to znaczy
w miłość Boga. Skrucha,
strach przed piekłem, pokuta
otwierają przed Anielą
perspektywę bolesnej „drogi
krzyżowej”, która od ósmego
do piętnastego kroku,
doprowadzi ją na „drogę
miłości”. Brat spowiednik
opowiada: „Wierna
powiedziała mi wówczas:
miałam takie oto Boże
objawienie: «Po opisanych
sprawach napisz, że
ktokolwiek chce zachować
łaskę, nie może spuszczać
wzroku duszy z Krzyża, czy
to w radości, czy w smutku,
jakich mu udzielam lub na
jakie przyzwalam" (tamże,
str. 143). Jednakże na tym
etapie Aniela nadal „nie
czuje miłości”; stwierdza:
„Dusza odczuwa wstyd i
gorycz i nie doświadcza
jeszcze miłości, lecz ból”
(tamże, s. 39) i nie odczuwa
zadowolenia.
-
Aniela czuje się w
obowiązku, by dać coś Bogu,
żeby zadośćuczynić za swoje
grzechy, ale powoli rozumie,
że nie ma nic, co mogłaby Mu
dać, co więcej – że „jest
niczym” wobec Niego:
rozumie, że nie dzięki swej
woli otrzyma Bożą miłość,
ponieważ może ją jej dać
jedynie jej „nicość”, jej „
nie-miłość”. Powie, że tylko
„miłość prawdziwa i czysta,
pochodząca od Boga, przebywa
w duszy i sprawia, że
rozpoznaje ona własne wady i
dobroć Bożą [...]. Taka
miłość niesie duszę do
Chrystusa i poznaje ona z
pewnością, że nie można się
uwierzytelnić, nie oszukując
samej siebie. Z tą miłością
nie można mieszać niczego z
tego świata” (tamże, s.
124-125). Trzeba wyłącznie i
całkowicie otworzyć się na
miłość Boga, która
najpełniej wyraża się w
Chrystusie. Modli się: „Boże
mój, uczyń mnie godną
poznania największej
tajemnicy, którą jest
najżarliwsza i
niewypowiedziana miłość,
wraz z miłością Trójcy
Świętej, to znaczy najwyższa
tajemnica Twego
najświętszego Wcielenia dla
nas. [...] O niepojęta
miłości! Nie ma większej
miłości od tej, która
sprawiła, że mój Bóg stał
się człowiekiem, aby uczynić
mnie Bogiem”(tamże, s. 295).
Mimo wszystko serce Anieli
nosi nadal rany grzechu.
Nawet po dobrej spowiedzi
odczuwała ona przebaczenie a
jednocześnie przygnębienie
grzechem, wolność i
uzależnienie od przeszłości,
rozgrzeszenie, ale także
potrzebę pokuty. Towarzyszy
jej również myśl o piekle,
ponieważ im bardziej dusza
postępuje na drodze
doskonałości
chrześcijańskiej, tym
bardziej staje się
przekonana nie tylko o
swojej „niegodności”, ale
także o tym, że zasługuje na
piekło.
-
I oto w swej mistycznej
drodze Aniela głęboko
pojmuje podstawową
rzeczywistość: tym, co ocali
ją od „niegodności” i
„zasługiwania na potępienie”
nie będzie jej „zjednoczenie
z Bogiem” i posiadanie
„prawdy”, ale Jezus
Ukrzyżowany, „Jego
ukrzyżowanie dla mnie”, Jego
miłość. W ósmym kroku mówi:
„Jeszcze jednak nie
rozumiałam, czy większym
dobrem było moje uwolnienie
od grzechów i piekła oraz
nawrócenie i pokuta, czy
raczej Jego ukrzyżowanie dla
mnie” (tamże, s. 41).
Podczas całej swej drogi ku
doskonałości odczuwała
chwiejną równowagę między
miłością a bólem. Właśnie z
tego względu z upodobaniem
rozważa Chrystusa
ukrzyżowanego, ponieważ w
tej wizji dostrzega
osiągnięcie równowagi
doskonałej: na Krzyżu jest
Bóg-Człowiek, w najwyższym
akcie cierpienia, który jest
najwyższym aktem miłości. W
trzecim „Pouczeniu”
Błogosławiona kładzie nacisk
na tę kontemplację i
stwierdza:
-
„Im doskonalej i czyściej
widzimy, tym doskonalej i
czyściej miłujemy. [...]
Albowiem im więcej widzimy
Boga i człowieka Jezusa
Chrystusa, tym bardziej
jesteśmy przekształcani w
Niego przez miłość. [...]
To, co powiedziałam o
miłości [...], to samo mówię
też o bólu: im bardziej
dusza kontempluje
niewypowiedziany ból Boga i
człowieka, Jezusa Chrystusa,
tym bardziej boleje i
zostaje przemieniona w bólu”
(tamże, s. 190-191).
Łączenie się, przemienianie
się w miłości i w
cierpieniach Chrystusa
ukrzyżowanego, utożsamianie
się z Nim. Nawrócenie
Anieli, rozpoczęte od
spowiedzi w 1285 r.,
osiągnie dojrzałość dopiero
wtedy, gdy Boże przebaczenie
pojawi się w jej duszy jako
bezinteresowny dar miłości
Ojca, źródło miłości.
Stwierdza: „Nikt nie może
się tłumaczyć, ponieważ
każdy może kochać Boga, a On
nie żąda od duszy niczego
innego poza tym, by Go
miłowała, gdyż On ją miłuje
i jest jej miłością” (tamże,
str. 76).
-
W duchowej wędrówce Anieli
przejście od nawrócenia do
doświadczenia mistycznego,
od tego, co da się wyrazić,
do niewyrażalnego następuje
przez Ukrzyżowanego. Jej
„nauczycielem doskonałości”
staje się „ Bóg-Człowiek
umęczony”. Całe jej
doświadczenie mistyczne jest
więc dążeniem do doskonałego
„upodobnienia się” do Niego
przez coraz głębsze i
radykalniejsze oczyszczenia
i przemiany. W to wspaniałe
dzieło Aniela angażuje się
całą sobą, z duszą i ciałem,
nie oszczędzając się w
pokucie i cierpieniach od
początku do końca, pragnąc
umrzeć wraz ze wszystkimi
bólami znoszonymi przez
Boga-Człowieka
ukrzyżowanego, aby zostać
całkowicie przemienioną w
Nim. Zalecała: „Dzieci Boże,
przekształćcie w się
całkowicie w umęczonego
Boga-Człowieka, który was
tak bardzo umiłował, że
zechciał umrzeć za was
śmiercią najbardziej
haniebną i niewypowiedzianie
bolesną, w sposób
najboleśniejszy i
najbardziej gorzki. I to
tylko z miłości do ciebie,
człowieku!” (tamże str.
247). To utożsamianie się
oznacza również żyć tym,
czym żył Jezus: ubóstwem,
pogardą, bólem, bo - jak
stwierdza – „przez ubóstwo
doczesne dusza znajdzie
bogactwa wieczne, przez
pogardę i wstyd uzyska
najwyższy zaszczyt i
największą chwałę; przez
odrobinę pokuty, czynionej
ze smutkiem i bólem,
posiądzie z nieskończoną
słodyczą i pociechą
Najwyższe Dobro, Wiecznego
Boga”(tamże, s. 293).
-
Od nawrócenia do mistycznego
zjednoczenia z Chrystusem
ukrzyżowanym, do
niewyrażalnego. Wspaniała
droga, której tajemnicą jest
nieustanna modlitwa.
Stwierdza: „Im bardziej się
będziesz modlił, tym
większego doznasz
oświecenia; im bardziej
będziesz oświecony, tym
głębiej i intensywniej
będziesz widział Najwyższe
Dobro, najlepszy Byt; im
głębiej i intensywniej Go
zobaczysz, tym bardziej Go
pokochasz; im bardziej Go
pokochasz, tym bardziej
będziesz się Nim rozkoszował
i tym lepiej Go zrozumiesz i
będziesz w stanie Go
zrozumieć. Stopniowo
osiągniesz pełnię światła,
bo zrozumiesz, że nie możesz
zrozumieć”(tamże, s. 184).
-
Drodzy bracia i siostry.
Życie bł. Anieli z Foligno
zaczyna się od istnienia w
duchu tego świata, dość
daleko od Boga. Później
jednak spotkanie z postacią
św. Franciszka i wreszcie
spotkanie z Ukrzyżowanym
Chrystusem rozbudza jej
duszę na obecność Boga, na
fakt, że tylko z Bogiem
życie staje się prawdziwym
życiem, ponieważ w bólu z
powodu grzechu staje się
miłością i radością. I tak
do nas przemawia bł. Aniela.
Dzisiaj wszystkim nam grozi
życie, jakby Boga nie było:
wydaje się On tak bardzo
oddalony od dzisiejszego
życia. Bóg ma jednak tysiące
sposobów, dla każdego inny,
by być obecnym w duszy, by
pokazać, że istnieje, zna
mnie i mnie miłuje. Bł.
Aniela pragnie nas uczulić
na te znaki, przez które Bóg
dotyka naszej duszy, na Bożą
obecność, aby nas w ten
sposób nauczyć drogi z
Bogiem i do Boga, w jedności
z Ukrzyżowanym Chrystusem.
Módlmy się do Pana, abyśmy
stali się czujni na znaki
Jego obecności i aby nas
nauczył prawdziwego życia.
Dziękuję.
-
-
5
styczeń. Święty Edward
Wyznawca
-
Był synem króla Anglii
Etelreda II i Emmy,
księżniczki normandzkiej. W
czasach, kiedy Edward
przyszedł na świat, Anglię
najechali Duńczycy.
-
-
Rodzina królewska musiała
uchodzić do Normandii, gdzie
zmarł ojciec Edwarda. Anglia
przez kilkadziesiąt lat była
pod srogim panowaniem
duńskim. Dopiero po śmierci
króla duńskiego Kanuta,
Edward mógł wstąpić na tron
angielski ku wielkiemu
zadowoleniu całej ludności.
Został koronowany w czasie
Wielkanocy w 1042.
-
Jako król cieszył się
miłością i szacunkiem swoich
poddanych. Otaczał opieką
ubogich, chorych i ułomnych.
Tryb życia bardziej mniszy
niż królewski dał mu
przydomek „Wyznawca”. Za
jego panowania wielką rolę w
Anglii odgrywało początkowo
kilku wielmożów (Anglosasów
i Skandynawów),
zarządzających dużymi
dzielnicami państwa. Edward
usiłował ograniczyć wpływy
najpotężniejszego z nich,
Godwina earla Wessexu.
-
Wprowadzał Normanów na
stanowiska państwowe i
kościelne, po śmierci
Godwina (1053) jednak
czołowe znaczenie uzyskali
jego synowie, zwłaszcza
Harold. Bezdzietny, Edward
próbował wyznaczyć swego
następcę, lecz szczegóły
jego działań są niejasne:
zapewne 1051 lub 1052
obiecał sukcesję Wilhelmowi
księciu Normandii (Wilhelm I
Zdobywca), a przed śmiercią
wskazał na swego następcę
Harolda (późniejszy król
Harold II).
-
W dziedzinie polityki
kościelnej Edward dążył do
zacieśnienia stosunków z
Rzymem. Wspierał kościoły i
klasztory. Największą z jego
darowizn było uposażenie i
niejako wtórna fundacja
opactwa Westminster w
Londynie, gdzie koronowano
później jego następców i
gdzie on sam został
pochowany. Wkrótce po
śmierci, nad grobem Edwarda
w katedrze westminsterskiej
poczęły się dziać liczne
cuda. Jego kult rozszerzał
się na całą Anglię i poza
jej terytorium. Został
kanonizowany w 1161. Jest
patronem brytyjskiej rodziny
królewskiej oraz małżeństw w
separacji. Święto: 13 X — w
rocznicę pierwszego
przeniesienia jego relikwii.
-
W sztuce
-
W ikonografii święty Edward
jest przedstawiany jako
wysoki mężczyzna z brodą, w
królewskim płaszczu. Czasami
niesie chorego. Podanie
bowiem głosi, że sam brał
niejednego z nich na plecy i
zanosił do swojego zamku.
Czasem ukazywany jako rycerz
w pełnej zbroi. Jego
atrybutami są: anioł, berło
królewskie, kubek, miecz,
pierścień, postać
trędowatego.
-
Edward, staroang. aed
‘majątek, bogactwo,
szczęście’, waerd ‘stróż,
opiekun, pan’; ‘stróż,
opiekun majątku’ ur. ok.
1003, Islip, zm. 5 I 1066,
Westminster, król Anglii od
1042.
-
-
6
styczeń. Trzech Mędrców:
Kacpra, Melchiora, Baltazara
-
Bóg jest dla wszystkich. Dla
tych, którzy Boga znaleźli,
to przestroga, by nie
chcieli zatrzymać Go tylko
dla siebie lub tylko dla
„naszych”.
-
-
To święto objawia Boga,
który jest dla wszystkich.
Bez wyjątku. Dla biednych i
bogatych, mądrych i głupich,
liberałów i konserwatystów,
prawicowców i lewicowców,
głęboko wierzących,
niedowiarków i ateistów...
-
Święto Trzech Króli – tak
zwykle mówimy o uroczystości
obchodzonej 6 stycznia.
Ewangelia nie mówi jednak
ani królach, ani o ich
liczbie. Mateusz pisze o
mędrcach (dosł. magach) ze
Wschodu. Nie wiemy, ilu ich
było. Niektóre malowidła
przedstawiały dwóch,
czterech, sześciu czy nawet
dwunastu mędrców.
Ostatecznie ze względu na
ilość darów (złoto, kadzidło
i mirra) przyjęła się liczba
trzy. Znacznie później
zachodnia tradycja nadała im
imiona Kacper, Melchior i
Baltazar.
-
Pierwotna i właściwa nazwa
tego święta to jednak
Objawienie Pańskie, po
grecku Epifania (co oznacza
przyjście, ukazanie się,
objawienie). Święto to
wywodzi się z Egiptu i jest
starsze niż Boże Narodzenie.
Jego pierwsze ślady
spotykamy już w III wieku.
-
Początkowo treść tego święta
była znacznie bogatsza niż
dzisiaj. Składały się na
nią: narodzenie Jezusa w
Betlejem, pokłon mędrców,
chrzest w Jordanie oraz cud
w Kanie Galilejskiej. Odkąd
pojawiła się uroczystość
Bożego Narodzenia (25
grudnia), akcent przesunął
się: na Wschodzie na chrzest
Jezusa w Jordanie, na
Zachodzie na pokłon trzech
mędrców.
-
Niezależnie od złożonej
historii tego święta, główna
jej myśl pozostaje
niezmienna. Istotą jest
prawda, że Zbawiciel
przyszedł nie tylko do
Narodu Wybranego, ale do
wszystkich ludzi. Mędrcy
reprezentują cały pogański
świat. Wykorzystując swoją
wiedzę o gwiazdach,
podejmują drogę do Betlejem.
Nawet zły Herod pomaga im
odnaleźć kierunek. Odnajdują
Noworodka urodzonego w
skrajnej nędzy, w małym
miasteczku, z dala od
królewskich klimatów.
Musieli być w szoku, a
jednak rozpoznali w Nim
króla. Oddali mu hołd.
-
Bóg jest dla wszystkich bez
wyjątku. Ta prawda daje
nadzieję tym, którzy Boga
wciąż szukają, świadomie lub
nie. Dla tych, którzy Boga
znaleźli, to przestroga, by
nie chcieli zatrzymać Go
tylko dla siebie lub tylko
dla „naszych”...
-
Moi kochani królowie
-
Leszek Śliwa
-
-
Melchior przynosi odzież i
buty, Kacper słodycze i
owoce, a Baltazar czasem
może dać rózgę. Zanim wręczą
prezenty, ich uroczysty
wjazd ogląda cała Hiszpania.
-
Dzieci nieśmiało podchodzą
do dostojnych monarchów po
upominki. To zdjęcie
zrobiono 5 stycznia 2005 w
Los Tres Cantos – małej
miejscowości pod Madrytem:
-
Kilkaset lat temu w całej
Europie święto Objawienia
Pańskiego było bardzo
hucznie obchodzone. Świadczy
o tym choćby... tytuł jednej
z komedii Williama
Szekspira: „Wieczór Trzech
Króli, czyli jak wam się
podoba” (oryginalny tytuł w
dosłownym tłumaczeniu to
„Dwunasta noc, czyli jak wam
się podoba” – chodzi
oczywiście o dwunastą noc po
Bożym Narodzeniu). W
ówczesnej Europie w tę
„dwunastą noc” odbywały się
jednak równie szalone zabawy
jak w ostatni dzień
karnawału. Komedia Szekspira
miała być po raz pierwszy
wystawiona w ten właśnie
dzień i swym nastrojem to
święto przypominać.
-
Uroczysty wjazd
-
Tradycje zabawy w dzień
Trzech Króli utrzymały się w
Hiszpanii, a także w
hiszpańskojęzycznych krajach
Ameryki Łacińskiej. Tam
upominki dzieciom przynosi
nie św. Mikołaj, lecz Trzej
Królowie. Podczas Bożego
Narodzenia dzieci piszą do
Królów listy z prośbą o
prezenty, rozpoczynając swe
„petycje” od słów „mis
queridos Reyes” (moi kochani
Królowie).
-
Wieczorem 5 stycznia, w
wigilię święta, w każdym
hiszpańskim mieście odbywa
się uroczysty i radosny
wjazd Trzech Króli wraz z
orszakami tzw. cabalgata de
los Reyes. W rolę Królów
wcielają się popularne osoby
związane z miastem –
artyści, sportowcy. Każdy
poczytuje sobie za zaszczyt
przyjęcie propozycji
odgrywania roli w tej
zabawie. Dwanaście lat temu
świat obiegło zdjęcie
sławnego argentyńskiego
piłkarza Diego Armando
Maradony w turbanie,
złocistej szacie, z twarzą
pomalowaną na czarno. Władze
Sewilli, gdzie wówczas grał
w piłkę w miejscowym klubie,
poprosiły go, by był królem
Baltazarem.
-
Podobnie jak członkowie
orszaków, Królowie są
przebrani w efektowne,
wschodnie szaty. Melchior ma
siwe włosy i brodę, Kacper
jest brunetem, a Baltazar
Murzynem. Na trasie
przejazdu dostojnych gości
witają tłumy dzieci z
rodzicami. Świty monarchów
rzucają w tłum garście
cukierków. Co roku pierwszy
program publicznej telewizji
hiszpańskiej TVE transmituje
na żywo wjazd Króli do
Madrytu. Komentator
relacjonuje szczegóły
strojów i karet Mędrców ze
Wschodu, zwanych z
hiszpańska Gaspar, Melchor i
Baltasar. W Madrycie karety
i wielbłądy jadą na
centralny plac miasta i
składają dary w wystawionej
tam szopce. Wcześniej
burmistrz miasta wygłasza
krótkie powitalne
przemówienie. W imieniu
Królów odpowiada najstarszy
z nich, Melchior, składając
wszystkim życzenia. Potem
oczarowane dzieci wracają z
rodzicami do domów, a nad
ranem znajdują prezenty.
-
Słoma dla wielbłądów
-
Wieczorem dzieci są
zobowiązane wyczyścić buty,
bo właśnie koło nich
Królowie złożą prezenty.
Dzieci muszą również zadbać
o to, by koło butów znalazła
się słoma lub inne
pożywienie dla wielbłądów z
królewskich orszaków.
Podobnie jak u nas o
Mikołaju, w Hiszpanii
rodzice mówią dzieciom o
Trzech Królach, że dają
prezenty tylko grzecznym.
Dla niegrzecznych Baltazar
ma rózgę lub węgiel.
Tradycja przynoszenia
zabawek jako prezentów trwa
od połowy XIX wieku.
Wcześniej podarunki były
bardziej praktyczne.
Melchior dawał odzież i
buty, a Kacper słodycze i
owoce.
-
Mędrcy świata
-
Drogę do Boga można
odnaleźć, zamieszkując nawet
bardzo pogańskie okolice...
-
O święcie Trzech Króli
głośno było przez cały Boży
2009 rok, bo nasi dzielni
posłowie raz są za, raz
przeciw ustanowieniu dnia
wolnego od pracy. Tymczasem
mamy 6 stycznia jako zwykły
dzień pracy, ale w Kościele
to święto nakazane. Właściwa
nazwa tego święta to
uroczystość Objawienia
Pańskiego (gr. Epifania).
-
Powstało w III/IV wieku w
Egipcie i początkowo było
obchodzone tylko na
Wschodzie. Jest to
najstarsze święto poświęcone
tajemnicy Wcielenia. Przy
czym akcent spoczywał nie
tyle na historycznej
opowieści o żłóbku, ile
raczej na teologicznym
znaczeniu tego wydarzenia. W
treść święta wpisane było
także wspomnienie pokłonu
Mędrców, chrztu Jezusa w
Jordanie i cudu w Kanie
Galilejskiej.
-
Wprowadzenie święta Epifanii
było reakcją starożytnego
Kościoła na szerzącą się w
pierwszych wiekach herezję
gnozy. Gnostycy głosili m.
in., że Jezus stał się Synem
Bożym dopiero w momencie
chrztu w Jordanie. Kościół
podkreślał, że Jezus jest
Synem Bożym od początku
swojej ludzkiej egzystencji.
Słowo stało się ciałem i
zamieszkało między nami. Bóg
objawił siebie w Jezusie.
Taka jest najstarsza treść
święta Objawienia Pańskiego.
-
Święto Epifanii przyjęło się
szybko na Zachodzie. Akcenty
się poprzesuwały: w
prawosławiu skoncentrowano
się na chrzcie w Jordanie, a
na Zachodzie na pierwszy
plan wysunął się pokłon
Trzech Króli. W Ewangelii
mowa jest o mędrcach lub
magach. Królami nazwał ich
Cezary z Arles (VI w.), a
ich rzekome imiona – Kasper
(lub Kacper), Melchior i
Baltazar pojawiły się
dopiero we wczesnym
średniowieczu. Istotą święta
Objawienia Pańskiego nie
jest wspominanie historii o
pokłonie mędrców, lecz
świętowanie prawdy o Bogu,
który objawia się w ludzkiej
postaci.
-
Bóg przychodzi nie tylko do
narodu wybranego, ale do
całej ludzkości. Mędrcy
przychodzą z pogańskich
stron. Symbolizują prawdę o
uniwersalnym charakterze
Dobrej Nowiny. Dlatego
modlimy się tego dnia w
intencjach misyjnych. Trzej
królowie podpowiadają, że
mądrość prawdziwa polega na
wytrwałym szukaniu Boga i
konsekwentnym podążaniu w
Jego stronę. Nad każdym z
nas (także na pogańskim
niebie!) Bóg zapala
betlejemską gwiazdę, która
może nas doprowadzić do
spotkania ze Zbawcą. Trzeba
tylko dać się poprowadzić,
uważać na Heroda i nie dać
się ciemnościom.
-
-
7
styczeń. Święty Rajmund z
Panyafort:
-
Kto porządkuje własne
sprawy, ten przyczynia się
do zaprowadzania ładu w
całym świecie.
-
-
Św. Rajmund z Penyafort
zasłynął jako wybitny
profesor prawa kanonicznego.
Należał do grona pierwszego
pokolenia dominikanów.
Urodził się około roku 1170
w pobliżu Barcelony. Tam, w
szkole katedralnej,
rozpoczął swoją edukację.
Około trzydziestego roku
życia wyjechał do Bolonii,
gdzie zdobył wszechstronne
wykształcenie prawnicze.
Wrócił do Barcelony, gdzie
pomagał św. Piotrowi Nolasco
w założeniu Zakonu
Najświętszej Maryi Panny
Miłosierdzia dla Odkupienia
Niewolników. Głównym celem
tego nowego zakonu było
uwalnianie chrześcijańskich
niewolników z rąk
muzułmańskich.
-
Duchowni należący do tego
zgromadzenia składali
zobowiązanie oddania się w
razie potrzeby w niewolę w
zamian za przetrzymywanych
przez muzułmanów
niewolników. Sam Rajmund
postanowił jednak zostać
dominikaninem i pracować
jako profesor prawa. Papież
Grzegorz IX, powiadomiony o
jego wybitnych
umiejętnościach, wezwał go
do Rzymu i mianował bliskim
współpracownikiem, a także
osobistym spowiednikiem.
Głównym zadaniem, które
powierzył Rajmundowi, było
opracowanie jednolitego
zbioru dokumentów prawa
kościelnego. Papieżowi
chodziło o uporządkowanie
kościelnych przepisów. Już
wcześniej (około 1140 r.)
powstała księga – tzw.
Dekret Gracjana, który
zbierał w jednym dziele
rozproszone kościelne teksty
prawne, ale od tego czasu
pojawiła się spora ilość
nowych dokumentów, które
trzeba było znowu zebrać w
jedną całość.
-
W ciągu czterech lat Rajmund
wywiązał się z powierzonego
zadania. Owocem jego pracy
były tzw. Dekretały
Grzegorza IX, zatwierdzone
przez papieża w 1234 roku.
Księga opracowana przez
Rajmunda była przez długie
wieki podstawowym zbiorem
prawa kanonicznego. W 1236
r. Rajmund wrócił do
Hiszpanii, a dwa lata
później został wybrany na
generała zakonu dominikanów,
drugiego po św. Dominiku.
Opracował na nowo
konstytucje zakonne. Był
spowiednikiem i doradcą
króla Aragonii, Jakuba I, a
także wielu mężów stanu.
Wymówił się od objęcia
biskupstwa. Zasłynął także
jako autor praktycznego
podręcznika teologii
moralnej dla spowiedników.
Chciał apostołować wśród
Maurów i Żydów. Zorganizował
studium języka arabskiego
dla dominikanów, którzy
podejmowali misję wśród
Arabów z Hiszpanii i w
Afryce. Rajmund, żyjąc
bardzo aktywnie, dożył
setki. Jego pogrzeb był
prawdziwą manifestacją.
Wziął w nim udział sam król
ze swoim dworem.
-
Nie znajduję efektownej
pointy dla życiorysu
średniowiecznego
dominikanina. Ale może to
jest właśnie najlepsze
podsumowanie jego życia:
zero efekciarstwa i solidna
praca, zgodna ze swoimi
zdolnościami, na chwałę Bogu
i dla Kościoła. Robienie
porządku w księgach, a także
w myśleniu i w życiu.
Niewątpliwie św. Rajmundowi
przyświecała jedna z
głównych idei średniowiecza
– ordo, czyli porządek, ład.
Kto opanowuje chaos,
porządkuje własne sprawy,
kierując się i rozumem, i
wiarą, ten przyczynia się do
zaprowadzania ładu w całym
świecie. Od czego zacząć?
Może od porządku w moim
pokoju, na biurku, w szafie…
-
-
8
styczeń. Święty Seweryn z
Noricum
-
Seweryn uchodzi za patrona
Bawarii i jednego z głównych
patronów Austrii.
-
-
Miał przyjść na świat około
410 roku, jako potomek
jednego z najznakomitszych
rzymskich rodów. Nie
przepadał jednak szczególnie
za miejskim stylem życia,
ani za wojskiem, w którym
miał nawet krótko służyć,
dlatego też - jak pisał
ksiądz Wincenty Zaleski -
„spragniony ciszy udał się
na Wschód i tam na pustyni
wiódł życie pokutnicze”.
-
Z czasem jednak obudziła się
w nim misjonarska natura,
dlatego też w 454 roku
opuścił Azję Mniejszą i udał
się do rzymskiej prowincji
Noricum, czyli na terytorium
dzisiejszej Austrii.
Przemierzać miał głównie
okolice Wiednia oraz
miejscowości Krems an der
Donau, tam zaś godzić
skłóconych ze sobą wodzów
rozmaitych germańskich
plemion, prowadząc przy tym
wzorowy, ascetyczny tryb
życia.
-
Podtrzymywał na duchu
rzymskich obywateli Noricum,
którzy odczuwali coraz
większą trwogę przed
sukcesywnie rosnącymi w siłę
Germanami. Założył także -
między innymi - klasztory w
Mautern oraz w Innstad
nieopodal Pasawy.
-
Seweryn zmarł 8 stycznia 482
roku. Jego losy znamy dzięki
żywotowi, którego spisania
podjął się uczeń Seweryna,
niejaki Eugippiusz – opat w
warownym mieście Luculanum,
leżącym nieopodal Neapolu.
-
Warto dodać, iż wkrótce po
śmierci Seweryna „austriaccy
rzymianie” zmuszeni zostali
przez germańskich wodzów do
opuszczenia ich terytoriów i
powrotu do Italii. Zabrali
więc ze sobą relikwie
świętego, które umieszczono
w klasztorze Frattamaggiore
pod Neapolem i które można
oglądać tam do dziś. Byłą
pustelnię Seweryna można
natomiast zobaczyć w Pasawie.
Pełni ona tam obecnie
funkcję kościoła
cmentarnego, zaś sam Seweryn
uchodzi za patrona Bawarii i
jednego z głównych patronów
Austrii.
-
-
9
styczeń. Święty Adrian
-
Był oficerem wojska
cesarskiego w czasach
Dioklecjana (284-305),
stacjonował w Nikomedii i
dowodził żołnierzami
pilnującymi więzień.
-
-
Przejęty cierpieniem
prześladowanych chrześcijan,
wyznał wiarę w Chrystusa,
choć sam nie był nawet
ochrzczony. Za
nieposłuszeństwo cesarzowi
został pozbawiony swego
stanowiska i wtrącony do
więzienia. Skazanego na
śmierć odwiedzała w
więzieniu żona Natalia. W
jej obecności Adriana
przywiązano do kowadła i
zabito uderzeniami młota, a
następnie spalono na stosie
z ciałami innych
chrześcijan. Szczątki
męczenników zostały
pochowane w Argyropolis koło
Konstantynopola.
-
Według hagiografów
prawdopodobnie w Nikomedii
umęczono 2 Adrianów: jednego
za panowania Dioklecjana,
drugiego podczas
prześladowań chrześcijan
przez cesarza Licyniusza
(308–324).
-
Istnieją świadectwa
wczesnego kultu Adriana.
Czczono go m.in. jako
patrona żołnierzy i cechów
kowalskich.
-
Natalia
-
Jest niekiedy wymieniana
wraz z Adrianem jako
męczennica. Zasłynęła z
wytrwałości, z jaką
wspomagała więźniów, którzy
załamywali się w wierze.
Szczególnie zaś troszczyła
się o męża, by nie odstąpił
od wyznania
chrześcijańskiego. Jedna z
legend mówi, że poniosła
męczeńską śmierć wraz z
grupą wyznawców w Nikomedii,
inna że rozdała majątek
ubogim i przeniosła się do
Konstantynopola, gdzie do
śmierci zajmowała się
chorymi i ubogimi.
-
W sztuce
-
Wczesne przedstawienia
ukazują go ubranego w tunikę
i płaszcz (XI-wieczna
miniatura w Sakramentarzu
Ellenharda w Bambergu). Jego
atrybutem jest krzyż
męczeński w ręce. Natomiast
późnośredniowieczna
ikonografia przedstawia
Adriana jako młodzieńca w
zbroi towarzyszącego innym
świętym. Do jego atrybutów w
późniejszej ikonografii
należą: kowadło jako
narzędzie męczeństwa, topór
i lew symbolizujący odwagę
świętego. Obecnie jest
również patronem producentów
broni, ochroniarzy,
strażników więziennych.
-
Adrian, imię łac. od nazwy
miejscowości Hadria k.
Wenecji data ur. nieznana,
zm. 304(?), Nikomedia
(Bitynia, ob. Turcja),
męczennik z Nikomedii.
-
-
10
styczeń. Święty Grzegorz z
Nyssy: Lot ku szczytom
-
Dusza uwolniona od ciężaru
namiętności wznosi się
lekkim i szybkim lotem ku
najwyższym szczytom, ku
coraz wyższym wierzchołkom –
głosił Grzegorz z Nyssy.
-
-
Było nas trzech, w każdym z
nas inna krew, ale jeden
przyświecał nam cel. Te
słowa „Perfectu” mogliby
spokojnie powtórzyć Ojcowie
Kapadoccy, czyli trójka
wybitnych pisarzy
kościelnych (tzw. Ojców
Kościoła) z IV wieku,
pochodzących z Kapadocji
(dzisiejsza Turcja). Byli to
św. Bazyli Wielki i jego
młodszy brat św. Grzegorz z
Nyssy oraz św. Grzegorz z
Nazjanzu. Łączyły ich nie
tylko sprawy duchowe, ale
także serdeczna przyjaźń. W
kalendarzu zakonnym przypada
dziś wspomnienie św.
Grzegorza z Nyssy.
-
Grzegorz urodził się w 335
roku. Idąc śladami ojca,
został retorem. Po śmierci
żony, pod wpływem swojego
przyjaciela, wstąpił do
klasztoru założonego przez
starszego brata. Stamtąd
powołano go na biskupa Nyssy
i nazwa tego miasta
przylgnęła odtąd do jego
imienia (nie należy mylić z
Nysą na Śląsku). Okazał się
jednak dość nieudolnym
biskupem. Zasłynął nade
wszystko jako żarliwy
kaznodzieja i obrońca wiary
Kościoła przed herezjami.
Uczestniczył w Soborze w
Konstantynopolu (381 r.), na
którym razem z Grzegorzem z
Nazjanzu domagał się
uzupełnienia Nicejskiego
Wyznania Wiary o prawdę
dotyczącą Ducha Świętego.
Pozostawił po sobie wiele
pism teologicznych,
mistycznych i komentarzy
biblijnych.
-
Św. Grzegorz z Nyssy uważany
jest za jednego z ojców
mistyki chrześcijańskiej.
Opisał drogę mistycznego
poznania Boga, która polega
na wznoszeniu się duszy aż
do bezpośredniego oglądania
Stwórcy. Celem mistyki jest
upodobnienie się człowieka
do Boga. „Dusza uwolniona od
ciężaru namiętności, wznosi
się lekkim i szybkim lotem
ku najwyższym szczytom, ku
coraz wyższym wierzchołkom –
o ile tylko nic nie wstrzyma
jej biegu – na mocy siły
przyciągania, jaką dobro
oddziałuje na tych, którzy
się go trzymają”.
-
Nie warto „zatrzymywać się
na tym, co już się pojęło,
lecz wciąż i nieustannie
poszukiwać więcej, niż się
pojęło”. „Kto pragnie
oglądać Boga – pisał –
zobaczy Upragnionego,
nieustannie postępując za
Nim, a oglądanie Jego
oblicza jest nieprzerwanym
podążaniem drogą do Niego”.
Św. Grzegorz dał podstawy
tzw. teologii negatywnej,
która akcentuje, że Bóg
pozostaje w swej istocie
niepoznawalny. Wejście
Mojżesza w obłok było dla
niego symbolem tej prawdy,
że poznanie Boga dokonuje
się nie tylko w świetle, ale
także w duchowej ciemności.
-
Ciekawe, choć kontrowersyjne
poglądy Grzegorza dotyczą
spraw ostatecznych. Pisał o
odnowieniu wszystkiego na
końcu czasów. Uważał, że
kary piekielne nie są
wieczne, ale czasowe, a ich
celem jest poprawa
potępionego. Głosił odważną
nadzieję (nie doktrynę!), że
nawet szatan znajdzie
ostatecznie drogę do
pojednania z Bogiem.
-
Grzegorz z Nyssy – podobnie
jak inni Ojcowie Kościoła –
czerpał ze skarbca kultury
helleńskiej. Z filozoficznej
myśli antyku brali to, co
pomagało im wyrazić wiarę
opartą na Biblii.
Posługiwali się rozumem, a
jednocześnie odwoływali się
do doświadczeń mistycznych.
Ich pisma dowodzą, że droga
rozumu i droga głębokiej
modlitwy w dochodzeniu do
Boga są sobie bliższe, niż
się z pozoru wydaje.
-
-
11
styczeń. Święty Teodozy:
Ojciec wielu klasztorów
-
Urodził się Teodozy w 424
roku w miejscowości
Mogariassos w Azji
Mniejszej, w krainie zwanej
Kapadocją.
-
-
Pewnego dnia późniejszy
święty postanowił pożegnać
rodzinne strony i udać się
do Syrii, gdzie udało mu się
spotkać świętego Symeona
Słupnika. Następnie - w
Ziemi Świętej - Teodozy
najpierw odwiedził miejsca
związane z życiem i męką
Jezusa, następnie zaś
rozpoczął pustelniczy tryb
życia. Miejscem jego
odosobnienia stała się
jaskinia leżąca nieopodal
drogi wiodącej z Betlejem do
Jerozolimy.
-
Wkrótce do Teodozego
dołączyli kolejni mnisi,
którzy zaczęli zajmować
sąsiednie pieczary i
jaskinie, a niebawem - wokół
ustronnego dotąd miejsca -
powstały także domy dla
pielgrzymów i rozmaite
warsztaty. Pustelnia
Teodozego zamieniła się więc
z czasem w prawdziwe, mnisie
miasteczko, on sam zaś
został mianowany w 494 roku
przez patriarchę Jerozolimy
Salustiusza, na tego, który
ma się opiekować wszystkimi
eremami znajdującymi się w
Ziemi Świętej. Na
wspomnienie zasługuje także
fakt wielkiej przyjaźni,
pomiędzy Teodozym i świętym
Sabą, któremu znów
Salustiusz powierzył nadzór
nad wszystkimi eremami
Palestyny.
-
Pod koniec swego życia
90-letni Teodozy podjął się
niezwykle odważnego zadania.
Postanowił opowiedzieć się
przeciw szerzącej się
wówczas herezji monofizytów,
a tym samym przeciwstawić
się samemu cesarzowi
Anastazemu, za co został
przez monarchę wygnany.
-
Późniejszy święty zmarł w
wieku 105 lat, a jego ciało
miało zostać złożone w tak
zwanej grocie Trzech Króli.
Warto dodać, iż jeszcze za
życia otrzymał Teodozy tytuł
Cenobiarchy, a więc ojca
wielu klasztorów. Jego
biografię znamy dzięki
biskupowi Petry, Teodorowi.
Ów wierny uczeń świętego
spisał po śmierci swego
nauczyciela najważniejszy
zdarzenia z jego życia i tym
samym przekazał je potomnym.
-
-
12
styczeń. Święty Arkadiusz
-
Z pochodzenia był zapewne
Włochem. Odznaczał się
niezwykłą pobożnością i
miłosierdziem dla ubogich,
których jako człowiek
majętny ofiarnie wspomagał.
-
-
Na początku prześladowań
chrześcijan za cesarza
Dioklecjana (284–305)
starosta Cezarei
Mauretańskiej (ob. Szirszal,
Algieria), z której
pochodził Arkadiusz, kazał
sporządzić spis wszystkich
mieszkańców miasta i
wyznaczył dzień, w którym
mieli oni składać hołd
rzymskim bóstwom.
-
Arkadiusz schronił się
wówczas poza miastem. Gdy
minął termin oddawania czci
bożkom, starosta nakazał
odnaleźć Arkadiusza i ukarać
go za uchylenie się od
obowiązku. Ponieważ nie
zastano go w domu, uwięziono
jego rodzinę.
-
Według zachowanej Pasji na
wieść o tym Arkadiusz miał
powrócić do miasta i sam
stanąć przed obliczem
sędziego. Początkowo starano
się namówić go do złożenia
hołdu bóstwom, a gdy to nie
przyniosło skutku, by go
przestraszyć, pokazano mu
narzędzia katowskie.
Arkadiusz wówczas sam oddał
się w ręce oprawców.
-
Poddano go okrutnym
torturom, odcinając po
kawałku obie ręce i nogi, a
potem ukrzyżowano. Podczas
męki modlił się i wspierał
na duchu swoich towarzyszy,
nawołując ich do
wytrwałości. Świadectwo o
męczeństwie Arkadiusza
pozostawił także jego rodak,
Zenon z Werony.
-
W sztuce
-
Święty Arkadiusz jest
przedstawiany jak inni
wczesnochrześcijańcy
męczennicy rzymscy - z kijem
w ręce lub w scenie
męczeństwa z odciętymi
kończynami. Do jego
atrybutów należą także:
zapalona świeca, miecz lub
siekiera.
-
-
13
styczeń. Święty Hilary:
Chrześcijańskie okulary
-
Gdy popatrzymy na świat
przez chrześcijańskie
okulary, czyli przez
Chrystusa, Bóg i człowiek
nie będą konkurentami.
Przeciwnie, im są bliżej
siebie, tym bardziej są
sobą.
-
-
Hilary kojarzy się z
bohaterem wiersza Tuwima,
który szukał zagubionych
okularów. Najsłynniejszym
świętym noszącym to imię był
Hilary z Poitiers (Francja).
Urodził się w roku 315 w
pogańskiej rodzinie.
Poszukując sensu życia,
studiował Biblię i w końcu
przyjął chrzest. Był już
wtedy żonatym mężczyzną,
miał córkę. Około roku 350
duchowieństwo i lud jego
rodzinnego miasta wybrali go
na biskupa.
-
Św. Hilary zasłynął przede
wszystkim jako przeciwnik
herezji zwanej arianizmem.
Jej twórca – Ariusz († 336)
kwestionował bóstwo
Chrystusa. To niemożliwe –
głosił – aby prawdziwy Bóg
mógł narodzić się w ciele,
doświadczać głodu,
pragnienia, zmęczenia,
cierpienia, śmierci. Jezus
nie może być Bogiem równym
Ojcu, musi być kimś niższym,
jest stworzony przez Ojca.
Tak w uproszczeniu
przedstawiała się herezja
ariańska, która zyskała
wielu zwolenników w całym
Kościele, także wśród
biskupów. Jedność Kościoła
była zagrożona.
-
Dla rozwiązania kwestii
cesarz Konstantyn zwołał w
321 roku sobór powszechny do
Nicei. Biskupi odrzucili tam
poglądy Ariusza i
sformułowali wyznanie wiary,
które powtarzamy do dziś we
Mszy św. „Bóg z Boga,
światłość ze światłości, Bóg
prawdziwy z Boga
prawdziwego, zrodzony, a nie
stworzony, współistotny
Ojcu” – to słowa wymierzone
w herezję ariańską. Sednem
jest określenie:
„współistotny Ojcu”. Wyraża
ono prawdę, że Ojciec i Syn
mają tę samą Boską istotę
(naturę), czyli Syn nie jest
„mniejszy” niż Ojciec. Jest
naprawdę Bogiem.
-
Czy nie jest to zbędne
komplikowanie prostoty
Ewangelii? Takie zarzuty
stawiano już w czasach
soboru. A jednak św. Hilary
i inni biskupi walczyli z
arianizmem z głębszego
powodu, niż się z pozoru
wydaje. Chodziło nie tylko o
jedność Kościoła. Stawką
była obrona największego
skarbu chrześcijaństwa –
tajemnicy Chrystusa. Bóg nie
posłał do nas swojego
delegata. Choćby nawet
najwspanialszego, jak chciał
Ariusz. W Chrystusie Bóg we
własnej osobie przyszedł na
ziemię, aby odnaleźć i
zbawić zagubionego
człowieka. Słowo stało się
ciałem. To Słowo jest
wyznaniem miłości do
człowieka. A miłości nie
wyznaje się przez
pośredników. Kochać można
tylko osobiście.
-
Zwolennicy arianizmu, do
których należał sam cesarz
Konstancjusz (następca
Konstantego), zmusili
Hilarego, by opuścił swoje
rodzinne Poitiers. Przez
kilka lat przebywał na
wygnaniu, na Wschodzie. Nie
zmarnował czasu. Studiował
teologię grecką, zdobył
jeszcze głębsze uzasadnienie
dla swojego stanowiska.
Kiedy w końcu powrócił do
Galii, skutecznie umacniał
prawowierną wiarę. Uczył
spojrzenia na świat przez
chrześcijańskie okulary,
czyli przez Chrystusa. W tej
optyce Bóg i człowiek nie są
nigdy konkurentami.
Przeciwnie, im są bliżej
siebie, tym bardziej są
sobą.
-
-
14
styczeń. Święta Nina z
Gruzji: Suknia pełna zdrowia
-
W środku nocy Nina
przytuliła niemowlę, okryła
je własną suknią i zaczęła
gorąco błagać o cud. Dziecko
wyzdrowiało.
-
-
Nino, spakuj się i jedź do
Gruzji – usłyszała
młodziutka dziewczyna.
Mieszkała w Kapadocji, na
terenie dzisiejszej Turcji.
Była krewną samego
patriarchy Jerozolimy
Juwenaliusza. Mieszkała
sama. Tuż po jej narodzeniu
ojciec odszedł, by żyć w
samotności na pustyni, a
matka została diakonisą.
Maleńką Ninę oddano na
wychowanie znajomej
staruszce. Wieczorami
kobieta często opowiadała
dziewczynce o dalekim
skalistym kraju – Iwerii
(Gruzji). Dziewczyna
przypomniała sobie tę nazwę,
gdy w czasie modlitwy
usłyszała stanowczy glos: –
Nino, jedź do Gruzji.
Zabierz ze sobą krzyż!
Zaniemówiła z wrażenia, ale
rychło spakowała się i
ruszyła w stronę ogromnych
postrzępionych szczytów
Kaukazu. Kroniki podają, że
do Gruzji dotarła w 319 roku
jako niewolnica. Zastała
kompletnie pogański kraj.
Czuła się bardzo samotna. Co
mogła zdziałać w tak wielkim
kraju jedna, słaba
dziewczyna?
-
Wnet objawił się jej
niezwykły dar, którym
podbiła serca twardych
Gruzinów. Gdy w domu, w
którym służyła, zachorowało
dziecko, kompletnie załamani
rodzice wysłali niewolnicę,
by czuwała przy kołysce. W
środku nocy Nina przytuliła
niemowlę, okryła je swą
suknią i zaczęła gorąco
błagać o cud. Dziecko
wyzdrowiało. O niezwykłym
zdarzeniu opowiadano z
wypiekami na twarzy w
okolicznych osadach.
Niebawem wiadomość o
służącej, która swymi
modłami przywraca zdrowie,
dotarła do samego dworu
królewskiego. Gdy o darze
niewolnicy usłyszała Nana,
żona władcy Kartlii, wezwała
ją do siebie. Chorowała od
dawna, a lekarze bezradnie
rozkładali ręce. – Pani, nie
jestem godna, by przyjść na
twój dwór – odpowiedziała
Nina, więc królowa sama
odwiedziła dom niewolnicy.
Nina okryła ją suknią i
zaczęła błogosławić Boga.
Królowa wyzdrowiała.
Zachwycony król nagrodził
niewolnicę srebrem i złotem,
ale ta kazała odesłać
wszystkie kosztowności. –
Nie mnie dziękujcie, ale
Chrystusowi – powiedziała.
-
Król był poganinem, nie znał
Chrystusa i długo pozostawał
nieufny. Podobno zmienił
zdanie, gdy zabłądził na
polowaniu. Długo krążył po
ciemnym lesie, a w końcu
bezradny zawołał: Chryste,
przyjmę chrzest, jeśli
odnajdę drogę do zamku.
Wówczas, jak piszą kroniki,
mgły rozstąpiły się,
zaświeciło słońce, a władca
odlazł właściwą ścieżkę.
Królewska para przyjęła
chrzest, a niebawem wysłała
do cesarza Konstantyna
posłów, z prośbą o
przysłanie do Gruzji
kapłanów. A Nina? Dalej
pokornie służyła Bogu, a Ten
potwierdzał jej naukę
wieloma cudami. Gdy miała
sześćdziesiąt siedem lat,
Bóg objawił jej, że wkrótce
umrze. Przy łożu chorej
miały miejsce liczne
uzdrowienia. W 342 r. na
miejscu jej pochówku
wzniesiono cerkiew św.
Grzegorza i założono żeński
monaster noszący imię
Świętej. Gruzińska Cerkiew
Prawosławna nazwała Ninę
„równą apostołom”.
-
-
15
styczeń. Święty Paweł
Pustelnik: Pierwszy
Pustelnik
-
"Paweł, widząc rozliczne
męki zadawane chrześcijanom,
uciekł na pustynię... A
kiedy Antoni myślał, że jest
pierwszym pustelnikiem
między mnichami, dowiedział
się we śnie, że jest inny, o
wiele jeszcze od niego
doskonalszy pustelnik...
-
-
Paweł jednak przeczuwając
przybycie Antoniego zamknął
drzwi na zasuwę, ale Antoni
błagał, aby mu otworzył,
twierdząc, że żadną miarą
stamtąd nie odejdzie, lecz
raczej umrze na tym miejscu.
Na koniec Paweł ulegając
jego prośbom otworzył i od
razu obaj padli sobie w
objęcia".
-
Tak spotkanie dwóch wielkich
pustelników: św. Pawła z Teb
(jego wspomnienie obchodzimy
15 stycznia) i św.
Antoniego, opata
(wspomnienie 17 stycznia)
opisał Jakub de Voragine w
"Złotej legendzie". Nie był
pierwszym, który
relacjonował życie św.
Pawła. Uczynił to już przed
nim św. Hieronim. Św. Paweł
pustelnik urodził się około
roku 228 w Tebach, niegdyś
będących wielką stolicą
egipskich faraonów, lecz za
jego czasów stanowiących
maleńką wioskę.
-
Gdy Paweł miał około 20 lat,
za panowania cesarza
Decjusza wybuchło jedno z
najkrwawszych prześladowań
chrześcijan. By uniknąć
tortur i śmierci młody
człowiek udał się na
pustynię. Pustelnicze życie
okazało się jego powołaniem,
gdy więc po dwóch latach
prześladowanie ustało, Paweł
pozostał na odludziu. Jako
pustelnik przeżył 90 lat.
Zmarł w roku 341.
-
Legenda głosi, że żywił go
Pan Bóg, codziennie
posyłając mu pół bochenka
chleba. Posłańcem
przynoszącym pożywienie był
kruk.
-
Kiedy św. Paweł pustelnik
był bliski śmierci,
odwiedził go św. Antoni
opat. W "Złotej legendzie"
znajdujemy w związku z tym
następujące opowiadanie:
"Skoro zaś nadeszła godzina
posiłku, kruk przyniósł
podwójną porcję chleba, a
gdy Antoni dziwił się temu,
Paweł odparł, że Bóg co
dzień go tak zaopatrywał, a
podwoił zaopatrzenie ze
względu na gościa. Powstał
między nimi pobożny spór,
który jest godniejszy, by
dzielić chleb. Paweł oddawał
ten zaszczyt gościowi, a
Antoni starszemu. Na koniec
obaj położyli rękę na
chlebie i podzielili go na
równe części".
-
Paweł jest pierwszym
pustelnikiem, którego imię
znamy, dlatego otrzymał
zaszczytny przydomek
"Pierwszego Pustelnika".
Jest patronem zakonu
paulinów, a także piekarzy i
ludzi tkających dywany.
-
Pustelnik mimo woli
-
Nasze powołanie odkrywamy
nieraz jakby mimochodem.
-
Nie wiemy na sto procent,
czy w ogóle istniał. O jego
życiu dowiadujemy się tylko
z jednego źródła, którym
jest życiorys napisany przez
św. Hieronima (IV w.).
Uczeni spierają się, czy
Hieronim stworzył idealny
obraz życia pustelniczego,
czy opisał autentyczną
postać. Większość historyków
przyjmuje, że Paweł z Teb
jest jednak postacią
historyczną. To on był
najprawdopodobniej pierwszym
człowiekiem, który szukał na
pustyni ideału życia
chrześcijańskiego. W jego
ślady poszło wielu innych
chrześcijan, tęskniących za
głębokim życiem duchowym.
-
Święty pustelnik żył w
Egipcie. Przyszedł na świat
w Tebach, starożytnej
stolicy faraonów, w 228 r.
Miał zamożnych rodziców. Był
chrześcijaninem. Kiedy w
roku 240 r. wybuchło
prześladowanie za cesarza
Decjusza, postanowił ukryć
się na pustyni. Jego
szwagier, poganin,
postanowił go zadenuncjować,
aby przejąć jego majątek.
-
Paweł, dowiedziawszy się o
tym, uciekł jeszcze dalej w
głąb pustyni i zamieszkał w
skalnej grocie. Tam tak
zasmakował w pustelniczym
życiu, że pozostał na
pustyni przez 90 lat, aż do
swojej śmierci. Codzienność
wypełniał modlitwą, żywił
się daktylami. Legenda
powiada, że kruk przynosił
mu codziennie połówkę
chleba. Kiedy odwiedził go
inny słynny pustelnik – św.
Antoni, kruk miał przynieść
Pawłowi cały bochenek. Św.
Antoni pochował ciało
pustelnika. Legenda głosi,
że kiedy nie radził sobie z
wykopaniem grobu, pojawiły
się dwa lwy, które to
uczyniły.
-
Kiedy w połowie XIII w. na
Węgrzech powstawał nowy
zakon pustelniczy, jako
patrona obrano św. Pawła
Pustelnika. Stąd nazwa:
Zakon Braci Świętego Pawła
Pierwszego Pustelnika. Na
Jasnej Górze, która jest
dzisiaj główną siedzibą
paulinów, na każdym kroku
spotykamy herb zakonu,
nawiązujący do życia św.
Pawła. Widzimy na nim palmę,
która dostarczała
pustelnikowi owoców i liści
na szatę, kruka
przynoszącego chleb oraz dwa
lwy, z którymi żył w
przyjaźni i które wygrzebały
mu grób.
-
Co roku paulini obchodzą w
styczniu nowennę ku czci
patrona, tzw. pawełki.
Historia Egipcjanina sprzed
ponad 1700 lat przypomina o
tym, że nasze powołanie
odkrywamy nieraz jakby
mimochodem. Paweł nie marzył
bynajmniej o życiu na
pustyni. Trafił tam zmuszony
przez zewnętrzne
okoliczności. I tam odnalazł
Boga i siebie samego. Nieraz
to, co wydaje się bez sensu,
prowadzi nas do celu.
-
Autor tekstu: ks. Tomasz
Jaklewicz.
-
-
16
styczeń.
Św. Marceli I - papież
-
Za panowania cesarza
Dioklecjana, a więc na
przełomie III i IV wieku,
dochodziło do wyjątkowo
brutalnych prześladowań
chrześcijan. Doszło nawet do
tego, iż przez 3,5 roku
żaden z dostojników nie mógł
pełnić funkcji papieża.
-
-
Gdy nowym cesarzem został
Maksencjusz, antykościelne
nastroje zostały nieco
stonowane i właśnie wtedy
głową Kościoła został
wybrany Marceli I.
-
Udało mu się zreorganizować
rzymski Kościół – podzielił
go na 25 tak zwanych tituli,
czyli parafii, którymi
zarządzać mieli prezbiterzy.
Z „Liber pontificalis”
dowiadujemy się także, iż
Marceli wyznaczyć miał nowe
miejsca pochówku
chrześcijan. Ustalił także,
że synody będą się mogły w
przyszłości odbywać
wyłącznie za pozwoleniem
biskupa Rzymu.
-
Tych, którzy pod groźbami
pozbawienia życia wypierali
się swej chrześcijańskiej
wiary, Marceli przyjmował na
nowo do wspólnoty, jednak
stawiał im jeden warunek:
konieczność odpokutowania
wcześniejszego zaparcia się
wiary. Ale nie wszyscy
godzili się na publiczne
okazanie skruchy. Doszło
nawet do tego, iż część
niezadowolonych wiernych
wypowiedziała posłuszeństwo
papieżowi, a w Rzymie doszło
do rozruchów, w których
brali udział zwolennicy i
przeciwnicy Marcelego I.
-
Cesarz Maksencjusz obarczył
winą za zamieszki Marcelego
i zesłał go w nieznane
miejsce, z którego papież
miał już nigdy nie powróć,
choć warto dodać, że
istnieje także legenda,
zgodnie z którą, cesarz miał
zamienić jeden z papieskich
kościołów w stajnię dla
koni, przy których, aż do
śmierci „zdegradowany”
Marceli I miał ponoć ciężko
pracować...
-
-
17
styczeń.
Św. Antoni, opat - święty
Egipcjanin
-
Pokusa łatwego
chrześcijaństwa – wiary,
która niewiele kosztuje –
jest wciąż żywa. Lekiem na
tę pokusę jest pustynia.
Warto powalczyć o jej
skrawek pośrodku naszych
ważnych spraw.
-
-
Jego postać została
przysłonięta przez
imiennika, żyjącego prawie
1000 lat później, czyli św.
Antoniego z Padwy. A szkoda,
bo Antoni Pustelnik, zwany
również Opatem lub Wielkim,
to postać barwna i ważna w
historii Kościoła. Jego
żywot spisany przez św.
Atanazego stał się pierwszym
i szeroko znanym manifestem
życia pustelniczego.
-
Żył w Egipcie na przełomie
III i IV wieku. Pochodził z
bogatej koptyjskiej rodziny.
Po śmierci rodziców
zastanawiał się – podobnie
jak ewangeliczny bogaty
młodzieniec – co zrobić ze
swoim życiem. Pewnego dnia
usłyszał słowa Ewangelii:
„Jeśli chcesz być doskonały,
idź, sprzedaj, co posiadasz,
i rozdaj ubogim, a będziesz
miał skarb w niebie. Potem
przyjdź i chodź za Mną” (Mt
19,21). Postąpił zgodnie z
radą Jezusa. Rozdał majątek
ubogim i zamieszkał w
grobowcu na skraju rodzinnej
wioski. Później dla
uniknięcia rozgłosu
przeniósł się w głąb
pustyni, aby tam w ascezie i
samotności szukać Boga.
Wiele osób odwiedzało jego
pustelnię.
-
Jedni szukali rady mądrego
pustelnika, inni pragnęli
naśladować jego styl życia.
Niektórzy osiedlali się w
pobliżu. Powstawały pierwsze
wspólnoty eremitów. Takie
były początki życia
zakonnego. Z biegiem lat,
stuleci pojawiły się reguły
i rozmaite formy
organizacyjne. Ideał życia
monastycznego od czasów
Antoniego pozostaje jednak
wciąż taki sam: odejście od
świata, asceza, milczenie,
kontemplacja, praca,
poddanie się zakonnej regule
i przewodnikowi duchowemu.
Słowem – rezygnacja z wielu
dóbr doczesnych, po to, aby
odnaleźć Dobro Najwyższe.
-
Niektórzy twierdzą, że
pierwsi mnisi byli
uciekinierami szukającymi na
pustyni schronienia przed
rzymskimi prześladowaniami.
Inni uważają, że ruch
monastyczny rozwinął się
jako protest przeciwko
spadkowi jakości życia
chrześcijan po ustaniu
rzymskich prześladowań. Ten
drugi pogląd wydaje się
bliższy prawdzie. Kiedy
cesarz Konstantyn wydał w
roku 313 edykt mediolański,
chrześcijanie mogli wreszcie
wyjść z podziemia. Z biegiem
czasu chrześcijaństwo
stawało się religią cieszącą
się w cesarstwie
przywilejami. Pojawiało się
coraz więcej chrześcijan
tylko z nazwy. Wiara
potaniała, a nawet zaczęła
się po ludzku opłacać. Życie
pustelnicze było próbą
przeciwstawienia się temu
trendowi, było poszukiwaniem
radykalnej gorliwości. Jako
że czasy męczenników
przeszły już do historii,
ich miejsce stopniowo
przejmowali mnisi. To oni
stawali się „bożymi
atletami” odrzucającymi
bezpieczne, wygodne życie,
aby stawiać czoła duchowi
świata i wznieść się na
wyżyny kontemplacji.
-
Pokusa łatwego
chrześcijaństwa – wiary,
która niewiele kosztuje –
jest wciąż żywa. Lekiem na
tę pokusę jest pustynia.
Warto powalczyć o jej
skrawek pośrodku naszych
ważnych spraw. Kto
doświadczył pustyni, wraca z
niej inny. Odróżnia
fatamorganę od oazy, docenia
smak wody, kawałka chleba.
Wie, że wszystko jest darem.
Tęskni za głębią.
-
-
18
styczeń.
Św. Małgorzata Węgierska -
zwyczajna mniszka z
królewskiego rodu
-
Małgorzata Arpadówna
urodziła się jako ósme
dziecko króla Węgier Beli IV
i Marii Laskaris, cesarzówny
bizantyjskiej.
-
-
Na świat przyszła podczas
inwazji tatarskiej na Węgry,
stąd też legenda lokalizuje
jej narodziny na zamku Klis
koło Splitu w Dalmacji, w
końcu 1242 r. Małgorzata
została ofiarowana Bogu na
Jego wyłączną służbę w akcie
przebłagalnym o uratowanie
Węgier od najazdu Tatarów.
Wypełniając ślub, Bela IV i
Maria Laskaris 3,5-letnią
córkę umieścili w klasztorze
św. Katarzyny w Veszprém,
należącym do dominikanek.
-
Tam też pod opieką dawnej
damy dworu, następnie
mniszki, Olimpiades de
Bodomer wychowywała się,
wdrażając w życie duchowne
oraz poznając sztukę
czytania, śpiewu
liturgicznego i prace
właściwe dla wielkopańskich
córek. Małgorzata pragnęła
prowadzić życie mnisze,
zatem udało się jej odwieść
rodziców od małżeńskich
planów dynastycznych,
najpierw z Bolesławem
Pobożnym, księciem kaliskim,
następnie z Przemysłem II
Ottokarem, królem czeskim.
-
Mając 12, lat złożyła
uroczyste śluby zakonne. W
klasztorze, mimo
królewskiego pochodzenia,
była szeregową mniszką. Nie
znaczy to, że zwyczajną.
Legendy opisują jej
niezwykłość. Powszechnie
podziwiane było jej
umiłowanie liturgii i
oficjum. Przed Najświętszym
Sakramentem spędzała długie
godziny na prywatnej
modlitwie i adoracji. Miała
głęboki kult Męki
Chrystusowej. Specjalną
cześć żywiła dla Boga Ojca i
Ducha Świętego. Bardzo
czciła też Matkę Boską.
Centrum życia Małgorzaty
stanowiła Msza święta, a
Chrystus Eucharystyczny był
jej największą pociechą.
Kult dla Ciała Bożego
ukrytego w znaku Chleba
stanowił wyznacznik
duchowości modlitewnej
świętej. Żar modlitwy
podsycała ascezą.
-
Jej głęboka gorliwość w
praktykach pokutnych
należała do typowych dla
średniowiecznych świętych,
jednak pragnienie ducha
prowadziło do szeregu
surowych umartwień. Legendy
omawiają akcesoria pokutne;
do dziś zachowała się
ascetyczna obręcz pokutna na
biodra świętej, wykonana z
żelaza. Małgorzata miała
nosić trzy rodzaje
włosiennic: z szczecin
wieprzów, z włosów końskich
i z kolców jeża. Trzewiki
natomiast gwoździami
wyścielała. Trzy razy w
tygodniu praktykowała
biczowanie dyscypliną,
często używanym przez
średniowieczne zakonnice
środkiem umartwiania się.
Umartwiała się także przez
posługę chorym, przyjmowała
publicznie upokorzenia,
nosiła najbardziej
zniszczony habit, a pragnąc
stać się pokorniejszą,
chodziła w okresie
wielkopostnym w zarobaczałym
i brudnym stroju, przez co
doświadczała odrzucenia
przez społeczność klasztoru.
Często rezygnowała ze snu
oraz ograniczała i tak
skromne posiłki.
-
Mimo ciężkich wyrzeczeń
Małgorzata chętnie
podejmowała najcięższe prace
w klasztorze. Spełniała z
radością funkcję infirmerki,
obejmując czułą opieką chore
zakonnice oraz służące.
Sprzątała korytarze
klasztorne, dźwigała ciężary
do kuchni, w której gotowała
w wielkich garach na
odkrytym palenisku strawę
dla mniszek. Ta heroiczna
służba prowadziła do tego,
że jej ręce często pękały,
puchły i krwawiły.
Chociaż Małgorzata całe
życie spędziła za klauzurą,
pozostała wrażliwa na ludzką
biedę. Podarunki,
otrzymywane od rodziców i
krewnych, za zgodą
przeoryszy, przekazywała
potrzebującym. O jej miłości
miłosiernej opowiada
legenda, w której Małgorzata
przez kratę w chórze
zobaczyła prawie nagiego
człowieka, więc szybko
obdarowała go własną suknią.
Dbała także o to, by i inne
siostry udzielały jałmużny.
-
Mimo że żyła w cieniu
klauzury, nieobce jej były
losy Węgier. Starała się
mediować podczas kryzysów
politycznych, nie bacząc na
to, że narażała się na
nieprzyjemności. Doszło
nawet do groźby usunięcia
jej z klasztoru, pod wpływem
niechęci wielu możnych,
którym wypominała błędy.
Życiem modlitewnym i
pokutnym w 1266 r. wyprosiła
u Boga pojednanie między
Belą IV a jego synem
Stefanem V, bratem
Małgorzaty. Pokój został
podpisany uroczyście w
klasztorze Panny Maryi na
wyspie Zajęczej pod Budą.
Tego też roku święta stanęła
przed trzecią propozycją
małżeństwa, tym razem z
Karolem Andegaweńskim,
królem Neapolu. I ta
perspektywa działalności
politycznej została przez
Małgorzatę odrzucona. W
trosce o dobro poddanych
Królestwa Węgierskiego
prowadziła liczne rozmowy z
ojcem i bratem oraz z
możnowładcami. Jednak
jeszcze więcej uzyskała
przez modlitwy i pokutę.
-
Małgorzatę była niezwykłą
osobą. Wiadomo, że miała dar
przenikania ludzkich myśli,
potrafiła też prorokować.
Zdarzały się przypadki
odzyskiwania zdrowia przez
chorych, za których się
modliła. Legenda opowiada
nawet o wskrzeszeniu
służącej, która wpadła do
klasztornej studni i zabiła
się, a Małgorzata swymi
modlitwami dokonała cudu.
-
W czasie długich modlitw
doznawała ekstaz. Jej twarz
oblewała się wówczas
nadziemskim blaskiem.
Zauważono także mistyczny
ogień nad jej głową. Rzecz
się powtórzyła podczas
biczowania, gdy jej obnażone
ciało zajaśniało niezwykłym
blaskiem. Miała także
całkiem praktyczne
właściwości, jak ściąganie z
ognia ogromnych garów bez
poparzenia się, czy
dźwiganie olbrzymich beczek
z winem.
-
Małgorzata, znana z
nieprzeciętnej urody
mniszka, która swe życie
zatopiła w Bogu, ustawicznie
do Niego się modląc,
opiekunka sierot, wdów,
ubogich oraz heroiczna
zakonnica klauzurowa,
przepowiedziawszy datę swej
śmierci, zasnęła w Panu w
nocy 18 stycznia 1270 r.,
mając 28 lat. Została
pochowana w kościele
klasztornym, a wokół jej
grobu zaczęły się dziać
liczne cuda. Przekonanie o
jej świętości kierowało do
klasztoru Panny Maryi w
Budzie kroki licznych
pątników.
-
Po zajęciu Budy przez Turków
relikwie Małgorzaty tułały
się wraz z dominikankami,
znajdując azyl w Wielkim
Waradynie, następnie w
Koszycach i Trnawie. Od 1618
r. spoczywały w kościele
Klarysek w Bratysławie. Po
kasacie klasztoru w 1782 r.
zaginęły. Obecnie część
relikwii św. Małgorzaty
znajduje się w opactwie
Pannonhalma, w kościele
Dominikanów w Budapeszcie, a
jej pas pokutny jest
przechowywany w muzeum
archidiecezjalnym w
Ostrzyhomiu.
-
Nieprzerwany wielowiekowy
kult Małgorzaty uznał
Kościół. 28 lipca 1789 r.
Pius VI pozwolił diecezji
Siedmiogrodu na odprawianie
Mszy św. i oficjum według
formularza o błogosławionej
Małgorzacie. 26 stycznia
1805 r. papież Pius VII
ogłosił ją błogosławioną,
czczoną w całym zakonie.
Papież Pius XII 19 listopada
1943 r. włączył ją w poczet
świętych Kościoła
powszechnego.
-
Święta Małgorzata jest
wspominana w liturgii 18
stycznia. Warto dodać, że
Małgorzata miała siostry,
które również Kościół uznał
za godne chwały ołtarzy:
starsze - Konstancję,
księżnę halicką, potem
tercjarkę dominikańską we
Lwowie; św. Kingę, księżnę
krakowską, następnie
klaryskę w Starym Sączu; i
młodszą siostrę - bł.
Jolantę, po owdowieniu
klaryskę w Gnieźnie.
-
-
19
styczeń.
Józef Sebastian Pelczar -
pasterz gorliwy
-
„Z
natury hojnie obdarzony,
przyrodzonych darów nie
marnował, ale je mnożył i
rozwijał, aby kierując się
duchem wiary, stawać się
człowiekiem Bożym” - tak
charakteryzuje biskupa
Pelczara polski słownik
hagiograficzny Nasi święci.
-
-
Jest to charakterystyka
tyleż trafna, co ogólna. Bo
też i świętość, którą w
niedzielę 18 maja uroczyście
ogłosi Jan Paweł II, nie ma
w sobie nic spektakularnego
- nie narzuca się ani
niezwykłością zdarzeń
zewnętrznych, ani
gwałtownością przemian
duchowych. Przypomina raczej
drogę człowieka, który
wytrwale, metr po metrze,
przez całe życie pnie się ku
górze.
-
No dobrze - powie ktoś - ale
czy tego rodzaju życie nie
jest jednostajne i nudne?
Czy może dawać satysfakcję?
Czy potrafi zachwycić i
porwać do świętości innych
ludzi? 2 czerwca 1991 roku
podczas Mszy beatyfikacyjnej
w Rzeszowie Ojciec Święty
stwierdził, że był to
człowiek, który „nie tylko
mówił: »Panie, Panie«, ale
spełniał wolę Ojca, tak jak
objawił ją nam Jezus
Chrystus”.
-
Formowanie charakteru
-
Przyjrzyjmy się więc bliżej
postaci Józefa Sebastiana.
Urodził się 17 stycznia 1842
roku w Korczynie, niedaleko
Krosna, jako syn Wojciecha i
Marii z domu Mięsowicz.
Biografowie są zgodni, że to
matka przekazała mu
podstawowe prawdy wiary i
zaszczepiła w nim ducha
pobożności, jednak od samego
początku miał też chłopiec
szczęście do szlachetnych i
mądrych duszpasterzy.
Pierwszym z nich był
korczyński wikary ks.
Jabłoński, który zachęcił
rodziców, by wysłali syna na
dalszą naukę do Rzeszowa.
-
W rzeszowskim gimnazjum
młody Pelczar trafił na
nieprzeciętnego katechetę,
ks. Dymnickiego, który
pogłębiał jego pobożność,
rozbudzał uczucia
patriotyczne oraz zapał do
pracy społecznej. To
wszystko nie pozostało bez
wpływu na decyzję o wyborze
drogi kapłaństwa.
-
Lata 1858-1864 spędził Józef
Sebastian w przemyskim
seminarium duchownym, gdzie,
już jako alumn, ukończył
nauki gimnazjalne, składając
w 1860 roku egzamin
dojrzałości. Wielkie
wsparcie znajdował u swoich
przełożonych - rektora
seminarium ks.
Skwierczyńskiego i opiekuna
duchownego ks. Łobosa, a
także u miejscowego
proboszcza oraz kolegów
seminaryjnych, pochodzących
z Korczyna.
-
Po święceniach kapłańskich,
które otrzymał 17 lipca 1864
roku, skierowany został do
Sambora i - mimo braku
doświadczenia - rzucony w
wir obowiązków, w pełni im
podołał, znów dzięki
przykładowi gorliwych
współbraci - proboszcza i
wikarego.
-
Do pogłębienia duchowości
oraz poszerzenia horyzontów
intelektualnych młodego
kapłana przyczynił się w
dużym stopniu jego wczesny,
trwający prawie trzy lata,
pobyt w Wiecznym Mieście,
który zawdzięczał o.
Piotrowi Semenence, jednemu
ze współzałożycieli
Zgromadzenia
Zmartwychwstańców. Ks.
Pelczar mieszkał w nowo
otwartym Kolegium Polskim w
Rzymie, studiował teologię
na Gregorianum oraz prawo
kanoniczne w Liceum św.
Apolinarego, i z obu tych
dyscyplin uzyskał doktorat.
-
Modlitwa i czyn
-
Z perspektywy czasu widać,
że pierwszy okres formacji
duchowej ks. Józefa Pelczara
miał dla jego późniejszej
posługi znaczenie
decydujące. To wtedy
zakiełkowała jego miłość do
ambony i konfesjonału,
zrodziła się wielka pasja
społecznikowska, ujawniły
się zamiłowania naukowe,
pisarskie i pedagogiczne
oraz niezwykłe talenty
organizacyjne, obudziła się
żyłka podróżnicza,
ukształtowały się również
takie cechy charakteru, jak
prawość, sumienność,
pracowitość czy wytrwałość w
dążeniu do celu.
-
Dzięki wspomnianym zaletom i
zdolnościom Józef Sebastian
mógł przez długi czas
spełniać się także w pracy
naukowej. Najpierw wykładał
teologię pastoralną i prawo
kanoniczne w seminarium w
Przemyślu, a od roku 1877
znalazł się w Krakowie jako
profesor świeżo utworzonej
katedry historii Kościoła i
prawa kanonicznego
Uniwersytetu
Jagiellońskiego. W
podwawelskim grodzie spędził
22 lata, pełniąc m.in.
obowiązki prorektora i
rektora uniwersytetu oraz
przyczyniając się do
rozbudowy gmachów tej
uczelni. W tym czasie
powstały też ważne dzieła
naukowe: Prawo małżeńskie,
Pius IX i jego wiek czy
Zarys dziejów kaznodziejstwa
w Kościele katolickim.
-
W okresie krakowskim doszła
do głosu niezwykła i
wszechstronna aktywność
Pelczara: zasłynął jako
doskonały kaznodzieja i
spowiednik, organizował
pielgrzymki do Rzymu,
prowadził Sodalicję
Mariańską kapłanów, wspierał
materialnie kuchnię dla
młodzieży szkolnej i
akademickiej, kierował
pracami Towarzystwa Oświaty
Ludowej w Krakowie, wreszcie
- powołał do życia żeńskie
zgromadzenie zakonne
Służebnic Najświętszego
Serca Jezusowego (sercanki).
-
W służbie diecezji
-
Nie mniejszą intensywnością
odznaczał się kolejny etap w
życiu Józefa Pelczara. 17
grudnia 1900 roku otrzymał
on papieską nominację na
biskupa ordynariusza
diecezji przemyskiej, a jego
uroczysty ingres do katedry
nastąpił 13 stycznia 1901r.
-
W ciągu 24 lat utworzył w
swojej diecezji 57 nowych
placówek duszpasterskich.
Rozwinął nauczanie religii w
szkołach ludowych. Troszczył
się o pomnożenie stanu
liczebnego duchowieństwa i
podniesienie jego poziomu
moralnego. Założył dwie
szkoły gospodarcze,
przeznaczone dla dziewcząt
wiejskich. Popierał
zakładanie ochronek dla
dzieci i sam ufundował taką
ochronkę w Jaśliskach.
Interesował się losem swoich
diecezjan-emigrantów,
zwłaszcza sezonowych.
Zorganizował na wielką skalę
kongres mariański w
Przemyślu. Szczególnie
ważnym efektem jego
biskupiej posługi były trzy
synody, zorganizowane w
latach 1902, 1908, 1912.
Przygotowania do czwartego
przerwała Józefowi
Pelczarowi jego śmierć,
która nastąpiła po krótkiej
chorobie 28 marca 1924 roku.
-
Gdy ogarniamy myślą dzieło
przemyskiego Biskupa, wiemy
już, co znaczy, że był to
człowiek, który spełniał
wolę Ojca, a dom swój
budował na skale.
Parafrazując słowa Zbigniewa
Herberta z wiersza Brewiarz,
możemy powiedzieć, że było
to życie, które „zamknęło
się jak dobrze skomponowana
sonata”.
-
Przy pisaniu tego artykułu
korzystałem ze szkicu
Atamana, zamieszczonego w
polskim słowniku
hagiograficznym „Nasi
święci”, wydanym przez
Księgarnię św. Wojciecha w
Poznaniu.
-
Święty biskup
-
Z otwartym sercem ku Bogu i
ludziom - tak o swoim
założycielu bp. Józefie
Sebastianie Pelczarze mówią
siostry sercanki. Siostry
podejmują różne posługi. W
Lublinie m. in. pracują w
Domu Pomocy Społecznej i
jako katechetki.
Przygotowując się do
uroczystości kanonizacji
założyciela, przybliżają
Czytelnikom jego postać.
-
Pierwsze lata
-
Urodzony w 1842 roku w
Korczynie koło Krosna
wychowywał się w głęboko
wierzącej rodzinie. Od
najmłodszych szkolnych lat
jego dewizą życiową była
myśl, by zostać wielkim
człowiekiem. Mając tak jasny
cel, odczytał w sobie
powołanie kapłańskie, co
wcale nie było łatwe.
Zapisał wtedy: „Z początku
nie było w duszy bardzo
jasno i pogodnie, bo nauka,
szczególnie historia, miała
dla mnie wielki urok i
ciągnęła mnie na inne pole
pracy, ale zrozumiałem, jak
wielkim zaszczytem i
niewymownym szczęściem jest
być kapłanem. Wtedy
zapisałem w swoim pamiętniku
»ideały ziemskie bledną«”.
-
Kapłańska droga
-
W 1860 roku wstępuje do
seminarium duchownego w
Przemyślu. Święcenia
otrzymuje cztery lata
później. W swojej pierwszej
parafii zapisuje się jako
wielki przyjaciel młodzieży
i gorliwy spowiednik. Nie
pracuje tu jednak długo,
gdyż zostaje skierowany na
studia do Rzymu. Po latach
napisał o tym czasie:
„Codziennie dziękuję Bogu,
że mnie przyprowadził do
Rzymu, bo wiele skorzystałem
dla umysłu i serca”. Po
powrocie zostaje najpierw
wykładowcą w przemyskim
seminarium, a następnie
profesorem Uniwersytetu
Jagiellońskiego. W 1899 roku
obejmuje posługę biskupa
przemyskiego. Jednocześnie
prowadzi działalność
społeczną, charytatywną i
oświatową. Jednym z owoców
jego pracy jest powołanie
Bractwa Najświętszej Maryi
Panny Królowej Korony
Polskiej, które opiekowało
się biednymi, sierotami,
chorymi i innymi
potrzebującymi.
-
Sercanki
-
Z jego inicjatywy powstają
liczne ochronki dla dzieci,
jadłodajnie dla ubogich,
szkoły gospodarskie dla
dziewcząt. Później zadania
te przejęło powołane przez
niego Zgromadzenie Służebnic
Najświętszego Serca
Jezusowego, o którym pisał:
„Niech mi Bóg przebaczy tę
śmiałość, bo dotąd
założycielami zakonów byli
ludzie święci, ale to mnie
nieco wymawia, że w różnych
okolicznościach odczytuję
wolę Bożą”. Kult Serca
Bożego staje się jednym z
głównych rysów duchowości
zgromadzenia. Biskup Józef
Sebastian Pelczar umiera w
marcu 1924 roku,
pozostawiając po sobie
pamięć człowieka, który
pełnił wolę Bożą.
-
Śpiewał w chórze na cześć Pana
-
"Jako grający na lutni
jednym palcem dotyka struny
grubszej, resztą zaś strun
mniejszych, tak jednak, że
stąd miła harmonia powstaje:
podobnie i ty wszystkie
uczucia i myśli, które cię
ciągną do stworzeń, tak
staraj się nastroić, by cię
podnosiły do Boga i zlewały
się w świętą melodię..." (J.
S. Pelczar).
-
22 listopada w liturgii
Kościoła wspominaliśmy św.
Cecylię, patronkę muzyki
kościelnej. Obchody te
doskonale harmonizowały z
Uroczystością Chrystusa
Króla Wszechświata. Z tej
okazji warto przypomnieć
postać św. Józefa Sebastiana
Pelczara, założyciela
Zgromadzenia Służebnic
Najświętszego Serca
Jezusowego, kanonizowanego w
Rzymie 18 maja 2003 r. Może
nieco dziwić związek biskupa
Pelczara z dziedziną muzyki.
Przy bliższym spotkaniu
okazuje się jednak, że
posiadał on umiejętność
rozpoznawania „sacrum” w
muzyce kościelnej.
Pozostawił wiele dowodów
świadczących o tym, że
wrażliwość na muzykę i
harmonię w otaczającym
świecie towarzyszyła mu
przez całe życie.
-
Zaczęło się od słuchania
-
Kształtowanie muzycznej
wrażliwości małego Józefa
zaczęło się od słuchania i
naśladowania śpiewu domowego
matki i ojca. Jako mały
chłopiec wielokrotnie
towarzyszył rodzicom w
pielgrzymkach do sanktuariów
maryjnych. Tam zetknął się z
pieśniami ludowymi i
pielgrzymkowymi. W szkole
poznał pieśni patriotyczne,
nauczane mimo zakazów, a w
kościele - eucharystyczne,
które łatwo zapamiętywał.
-
„Śpiewniczek” napisał Józef
Sebastian w latach
1861-1863, w czasie studiów
seminaryjnych. Zawiera on
powszechnie znane i często
śpiewane pieśni. Można
przypuszczać, że on sam był
autorem niektórych z nich. W
swoim śpiewniku zamieścił aż
czterdzieści trzy pieśni
maryjne; stanowią one jego
przeważającą część.
Napotykamy tam również inne
pieśni mszalne, tchnące
głęboką czcią i uwielbieniem
Boga, oraz pieśni z motywem
modlitwy za Ojczyznę, m.in.
pieśń Z tej naszej nędzą
ściśnionej ziemi, i
wzbogaconą o nowe zwrotki
pieśń Boże, coś Polskę.
Kilka utworów zostało
zapisanych w języku
łacińskim.
-
Biskupia troska o muzykę
-
W 1899 r. Józef Sebastian
Pelczar został biskupem
pomocniczym, a rok później
ordynariuszem diecezji
przemyskiej. W trosce o
podniesienie poziomu śpiewu
kościelnego zreorganizował
istniejącą w Przemyślu od
1838 r. szkołę
organistowską. Zakupił dla
niej wiele niezbędnych
pomocy, w tym instrumenty, i
wspierał finansowo,
wyznaczając stałą opłatę na
jej utrzymanie. Szkoła
istniała do czasu wybuchu
pierwszej wojny światowej.
-
Biskup Pelczar bardzo
pragnął, aby duchowi synowie
ks. Jana Bosko zajęli się
kształceniem organistów. To
z jego inicjatywy w 1907 r.
salezjanie przybyli do
Przemyśla. 1 listopada 1916
r. rozpoczęła swoją
działalność Szkoła
Organistowska Towarzystwa
Salezjańskiego. Jej celem
było przygotowanie
wykwalifikowanej kadry
organistowskiej dla
wszystkich diecezji
małopolskich. Krótko przed
otwarciem szkoły biskup
Pelczar pisał do salezjanów:
„Okoliczność, że szkołę tę
prowadzić będzie Wasze
Czcigodne Zgromadzenie,
które dla wychowania
młodzieży w zawodach
praktycznych obok wychowania
głęboko religijnego tyle już
położyło zasług dla
społeczeństwa i Kościoła
św., napawa błogą nadzieją,
że ta nowa szkoła organistów
wydawać będzie ludzi, którzy
przywiązaniem i miłością dla
sprawy Bożej odznaczać się
będą”.
-
Do najważniejszych działań w
dziedzinie muzyki w okresie
biskupiej posługi Józefa
Sebastiana Pelczara należy
zaangażowanie się w
tworzenie dokumentów
synodalnych dotyczących
spraw muzyki. Były one
odpowiedzią na wskazówki
papieży Leona XIII i Piusa X
na temat muzyki kościelnej
tego okresu.
-
Żarliwy piewca Maryi
-
W swoich dziełach
ascetycznych Józef Sebastian
wielokrotnie posługiwał się
terminami zaczerpniętymi ze
świata muzyki. Zwłaszcza
język muzyczno-poetycki,
którego używał dla
wysławiania Niepokalanej
Matki Kościoła, stawia go
wśród „literackich piewców”
Maryi. Zwracając uwagę na
religijną siłę narodu w jego
historycznych dziejach,
pisze: „Wspaniała to niejako
arfa, brzmiąca rozgłośnym a
nieustannym hymnem na chwałę
Bożą; jedną zaś z
najmilszych i
najdźwięczniejszych jej
strun było nabożeństwo do
Najświętszej Panny”.
-
Józef Sebastian wzywa, aby
czcić Maryję Jej pieśnią
Magnificat, ponieważ wyraża
ona najgłębszą pokorę i
najwyższe uwielbienie Boga.
Zachęca także gorąco: „O
wróćcie, bracia, do
staropolskiej pobożności,
którą się dawni ojcowie
szczycili, wróćcie do
Różańca, do szkaplerza, do
Godzinek, a wróci dawny
obyczaj i dawny dostatek”.
Modlitwę różańcową porównuje
do harfy: „Taką arfą jest
Różaniec - piętnaście strun
na niej, bo piętnaście
tajemnic, a dźwięki ich mają
dziwną moc do ukojenia
serca”.
-
Józef Sebastian kreśli przed
nami partyturę i zachęca do
jej wykonania: „Lecz niech
chlubą twoją i zadaniem
życia będzie przyczyniać się
według sił do uwielbienia
Pana Boga, do uświetnienia
Kościoła i ojczyzny, do
podniesienia dobra
społecznego, do ulżenia
nędzy współbraci”. Jako
jeden z wielu głosów
współbrzmiących w chórze
zapewnia Matkę Zbawiciela:
„Odtąd, jako wierni poddani,
chcemy Twoich i Syna Twego
rozkazów pilnie słuchać, w
Twoich pałacach co dzień
pełnić straże, Twój
szkaplerz lub medalik nosić
na piersiach, jakby tarczę,
Twój różaniec mieć w ręku,
jakby miecz, Twoje Imię
chować w sercu, jakby hasło
wojenne, a tak szerzyć
według sił chwałę Bożą i
cześć Twoją, by nią brzmiała
cała ziemia polska”.
-
Biskup Pelczar miał wpływ na
odnowę liturgii, na
kształtowanie nowego
spojrzenia na muzykę
kościelną zgodnie z duchem
czasu. Przez sprawowanie
pamiątek zbawczych Pana
liturgia ma wymiar
szczególnego święta: „Jako
święto zaś żyje liturgia
blaskiem i dlatego woła o
przemieniającą moc sztuki,
więcej, jest właściwym
miejscem narodzin sztuki”
(kard. J. Ratzinger). To
wołanie na początku XX wieku
podjęte przez biskupa
Pelczara nie straciło
aktualności. Należałoby
uczynić wszystko, aby
liturgia w naszych
kościołach i kaplicach była
przekazem prawdziwego
piękna.
-
-
Św.
Henryk - patron Finlandii
-
Św. Henryk z Uppsali
najprawdopodobniej przybył
do Skandynawii z Wysp
Brytyjskich.
-
-
Był jednym z gorliwych
misjonarzy, którzy szerzyli
wiarę chrześcijańską na tych
terenach w XII wieku.
-
W szwedzkiej Uppsali pojawił
się około 1153 roku wraz z
papieskim legatem, który
później sam został papieżem
- Hadrianem IV.
-
Henryk rozpoczął budowę
uppsalskiej katedry, której
– ze względu na swą
męczeńską śmierć – nie
zdołał dokończyć. Zrobił to
za niego święty król, Eryk
IX.
-
Eryk wraz z Henrykiem brał
udział w krucjatach przeciw
pogańskim jeszcze wówczas
Finom. Podczas jednej z
takich wypraw Henryk poniósł
męczeńską śmierć. Zginął z
ręki Lalliego – człowieka,
którego wcześnie
ekskomunikował.
-
Tradycja głosi, iż zdarzenie
to miało miejsce na
zamarzniętym jeziorze
Köyliönjärvi. Lalli, nie
mogąc ściągnąć drogocennego,
biskupiego pierścienia,
odrąbał ponoć Henrykowi
palec.
-
„Kapituła katedry w Abo
(Turek) wzięła sobie za herb
palec św. Henryka wraz z
pierścieniem” – pisał ks.
Wincenty Zaleski SDB w
publikacji „Święci na każdy
dzień”. Dowodził także, iż
„kult św. Henryka wprowadził
do Polski król Zygmunt III
Waza, gdy u Stolicy
Apostolskiej wyjednał
przywilej, by w liturgicznym
kalendarzu polskim znaleźli
miejsce także święci
Szwecji, jego ojczyzny”.
-
Grób świętego Henryka
znajduje w Rzymie - w
bazylice Santa Maria sopra
Minerva.
-
Co roku, 19 stycznia - gdy
przypada liturgiczne
wspomnienie patrona - do
Rzymu zjeżdża fińska,
ekumeniczna delegacja,
przyjmowana przez papieża.
-
-
20
styczeń. Święty Sebastian
-
Święty Sebastian, 1610-1614,
olej na płótnie, 115 x 85
cm, Muzeum Prado (Madryt)
Autor: Doménikos
Theotokópoulos, zwany El
Greco, malarz hiszpański,
ur. 1541 w Candía (obecnie
Heraklion na Krecie), zm.
1614 w Toledo.
-
-
Hiszpański Grek
-
El Greco był jednym z
najbardziej niezwykłych
malarzy w historii. Mimo że
żył 400 lat temu uważany
jest za prekursora
dwudziestowiecznego
ekspresjonizmu.
-
Kreta, skąd pochodził,
pozostawała w kręgu sztuki
bizantyńskiej. Wpływy tej
sztuki są wyraźnie obecne w
twórczości artysty. Ale
Kreta była również wówczas
posiadłością Wenecji. El
Greco uczył się więc
malarstwa w Wenecji od
Tycjana. Potem przebywał w
Rzymie, gdzie zafascynowany
twórczością Michała Anioła,
stał się manierystą. To
znaczy jego twórczość
łączyła w sobie zarówno
cechy renesansu jak i
baroku.
-
Tak więc z ikon
bizantyńskich przejął ich
swoisty nastrój i manierę
wydłużania sylwetek postaci.
Od Tycjana delikatny koloryt
i zasady perspektywy. Od
Michała Anioła umiejętność
operowania kontrastami
światła i cienia oraz
dynamiczną, niespokojną
kompozycję.
-
Z tym bagażem doświadczeń
przyjechał do Hiszpanii,
gdzie nazwano go Grek – El
Greco. I stała się rzecz
zadziwiająca. Jego twórczość
potrafiła lepiej oddać ducha
tego kraju niż dzieła
malarzy urodzonych na
Półwyspie Iberyjskim. Do
dziś uważany jest za
najbardziej hiszpańskiego z
hiszpańskich artystów!
-
Malarstwo mistyczne
-
W XVI wieku teologia i
filozofia hiszpańska
przeżywały rozkwit.
Szczególnie wspaniale
rozwinęła się mistyka. W
czasach El Greca żyli i
działali tak wybitni mistycy
jak św. Teresa z Ávila i św.
Jan od Krzyża. Okazało się,
że nikt nie potrafi tak
oddać na płótnie nastroju
mistycznych wizji, jak
mieszkający w Toledo malarz
z odległej Krety.
-
Twarz św. Sebastiana na
obrazie przechowywanym w
madryckim Prado jest twarzą
mistyka. Święty wydaje się
nie czuć strzał
przeszywających jego ciało
bo pogrążony jest w rozmowie
z Bogiem. Dramatyzm chwili
podkreślają tylko kłębiące
się groźnie burzowe chmury w
tle.
-
Rzymski centurion
-
Bohater obrazu, św.
Sebastian był rzymskim
centurionem, czyli oficerem
dowodzącym stuosobowym
oddziałem żołnierzy. Żył na
przełomie III i IV w., za
panowania cesarza
Dioklecjana. Pełnił służbę w
cesarskiej straży.
-
Według tradycji ktoś
zadenuncjował go, że sprzyja
chrześcijanom. Wówczas
Dioklecjan kazał go
przywiązać do drzewa i zabić
strzałami z łuku. W ten
właśnie sposób przedstawia
męczeństwo świętego El Greco.
-
Obraz podzielony na pół
-
Sam obraz ma dość niezwykłą
historię. El Greco malował
go nie na zamówienie, lecz
na własny użytek. To jedno z
ostatnich dzieł mistrza i
niektórzy uczeni sądzą, że
miało dekorować jego kaplicę
grobową.
-
Tak czy inaczej obraz dostał
się w ręce spadkobierców El
Greca. A ci postanowili...
podzielić dzieło. Sprawa
wyszła na jaw dopiero w XX
wieku. Wcześniej sądzono
bowiem, że artysta namalował
tylko tors świętego, a nogi
pominął.
-
W grudniu roku 1959 górną
część dzieła podarowała
Muzeum Prado wdowa po hrabim
Mora, markiza de Casa-Riera.
Trzy lata później uczeni z
Muzeum odkryli w jednej z
prywatnych kolekcji w
Sewilli dziwny obraz,
przedstawiający przeszyte
strzałami nogi. W tle
widoczna była panorama
miasta, które łatwo
zidentyfikowano jako Toledo.
El Greco bardzo często
umieszczał w swych działach
widok tego miasta, również w
scenach męczeństwa innych
świętych. Prado kupiło obraz
i obecnie eksponuje obie
części. Pasują do siebie,
bezpowrotnie zaginął tylko
niewielki fragment, który
usunięto zapewne podczas
oprawiania obu części
dzieła.
-
-
Święty
Fabian
-
Patronem dzisiejszego dnia
jest św. Fabian - papież i
męczennik.
-
Pochodził z rodziny
rzymskiej. Jego pontyfikat
trwał 14 lat - od 236 do 250
roku.
-
Fabian podzielił Rzym na
siedem kościelnych okręgów
(diakonii), na czele każdego
z nich umieścił diakona,
którego w pracy wspierał
subdiakon i sześciu
pomocników. Wyznaczył także
7 subdiakonów, aby
prowadzili akta męczenników.
-
Zarządził, aby stary olej
był palony, a nowy co roku
poświęcany w Wielki
Czwartek. Dbał o karność
kościelną.
-
Zwołał do Rzymu synod, na
którym uchwalono niezbędne
dekrety. Podjął na szeroką
skalę prace budowlane na
rzymskich cmentarzach, m.in.
zakończył budowę krypty
biskupiej w katakumbach
Kaliksta.
W ikonografii św. Fabian
jest przedstawiany w
papieskim stroju
pontyfikalnym lub w kapie i
tiarze. Jego atrybutami są:
anioł z narzędziami męki,
krucyfiks, miecz, palma
męczeńska. Uznaje się go za
patrona garncarzy.
-
-
21
styczeń.
Św. Agnieszka i... baranki
-
Co roku w dniu świętej
Agnieszki w Rzymie odbywa
się niezwykła uroczystość.
Papież błogosławi dwa
baranki, z których wełny
zakonnice wyrabiają potem
paliusze - białe koliste
wstęgi z sześcioma krzyżami
haftowanymi czarnym
jedwabiem, noszone na
ornacie. Otrzymują je od
papieża wszyscy nowo
mianowani metropolici.
-
-
Obrzęd błogosławienia
baranków ma wielowiekową
tradycję. Kim była zatem
święta Agnieszka, że jej
dzień wybrano przed
stuleciami na tę
uroczystość?
-
Hagné sanctissima
-
Była jedną z wielu
męczennic, zamordowanych w
pierwszych wiekach
chrześcijaństwa. Żyła w
Rzymie, prawdopodobnie na
przełomie III i IV wieku, w
czasach cesarza Dioklecjana,
choć niektóre przekazy
podają, że 50 lat wcześniej.
Według tradycji, zginęła w
wieku lat 12 lub 13, broniąc
dziewictwa, które ślubowała
Jezusowi Chrystusowi. Miało
się to stać w 304 lub 305
roku.
-
Niewiele więcej wiemy o jej
życiu. Legendarne przekazy
mówią, że była piękną córką
bogatego Rzymianina.
Odrzuciła propozycję
małżeństwa, złożoną przez
syna prefekta miasta,
Semproniusza, mówiąc, że
jest już poślubiona
Chrystusowi. Semproniusz z
zemsty kazał ją spalić na
stosie. Ponieważ płomienie
się jej nie imały, ścięto ją
mieczem.
-
Inna legenda mówi, że
Agnieszka miała być
poświęcona pogańskim bogom.
Odprowadzono ją do świątyni
Minerwy w Rzymie, gdzie
miała być pozbawiona
dziewictwa. Odmówiła,
twierdząc, że swoje
dziewictwo poświęciła
Jezusowi.
-
Pochowano ją w rzymskich
katakumbach przy Via
Nomentana. Już w IV wieku
wystawiono tam kościół Santa
Agnese fuori le Mura (św.
Agnieszki za Murami). Potem
w miejscu śmierci Świętej
powstał jeszcze jeden
kościół pod jej wezwaniem:
Santa Agnese in Agone na
Piazza Navona.
-
Kult św. Agnieszki był
bardzo popularny już w IV
wieku. Świadczy o tym,
oprócz wspomnianych świątyń,
również odkryta przez
archeologów w katakumbach
płyta z wizerunkiem Świętej
i podpisem: „Hagné
sanctissima” (Najświętsza
Agnieszka). Pisali o
Agnieszce m.in. św. Ambroży,
św. Hieronim i papież św.
Grzegorz I Wielki.
-
Agnes i agnus, Jagna i
jagnię
-
Na obrazach malowano ją
przeważnie z barankiem.
Jedną z przyczyn było to, że
zamęczono ją z powodu
miłości do Chrystusa, a w
sztuce starochrześcijańskiej
bardzo często przedstawiano
Zbawiciela jako baranka.
Drugą przyczyną było... imię
świętej. Łacińskie imię
Agnes (Agnieszka) pochodziło
z greckiego słowa hagné
(czysta, dziewicza). W
starożytnym Rzymie kojarzyło
się jednak z agnus -
łacińskim słowem
oznaczającym baranka. Tak
więc baranek - symbol
Chrystusa - stał się
jednocześnie atrybutem św.
Agnieszki. I to nie tylko w
sztuce. Skojarzenie było tak
mocne, że gdy w Polsce
średniowiecznej popularne
stało się imię Agnieszka,
przekształcane często w
Jagnieszka, Jagienka czy
Jagna, powstało również
słowo „jagnię”, oznaczające
młodą owieczkę.
-
Znaczenie paliusza
-
Co roku 21 stycznia, w dzień
św. Agnieszki, do Watykanu
przywozi się dwa młode
baranki. Jeden z nich
przyozdobiony jest
czerwonymi kwiatami, co
symbolizuje męczeństwo św.
Agnieszki, a drugi białymi,
co oznacza jej niewinność.
Papież błogosławi baranki w
Auli Klementyńskiej. W
ceremonii uczestniczą (obok
kilku dostojników
watykańskich i dwóch
kanoników z Kapituły św.
Jana na Lateranie) także
dwaj ojcowie trapiści z
rzymskiego opactwa Tre
Fontane. Trapiści bowiem
przechowują i przygotowują
baranki na tę uroczystość.
Potem z wełny tych baranków
benedyktynki z rzymskiego
klasztoru Santa Cecilia in
Trastevere tkają paliusze.
-
Paliusz to strój
liturgiczny, noszony co
najmniej od V wieku przez
papieży, a później również
przez innych wysokich
dostojników kościelnych. W
roku 1978 Paweł VI w
dokumencie Inter Eximina
Episcopalis określił, że
mogą go nosić, prócz
papieża, wyłącznie
arcybiskupi metropolici oraz
patriarcha łaciński
Jerozolimy.
-
Każdy nowy metropolita
otrzymuje paliusz od Ojca
Świętego. W roku 1984 Jan
Paweł II ustalił, że
uroczystość ta odbywa się 29
czerwca, w dniu świętych
Apostołów Piotra i Pawła.
-
Gotowe paliusze, na dzień
przed wręczeniem
metropolitom, składa się w
srebrnej pozłacanej urnie w
Konfesji na grobie św.
Piotra w watykańskiej
Bazylice. Stają się wówczas,
w szerokim znaczeniu,
relikwiami.
-
Obrzęd włożenia paliuszy ma
ważną symbolikę. Podkreśla
łączność metropolitów z
Następcą św. Piotra, a w
konsekwencji ze św. Piotrem,
a także odpowiedzialność,
która na nich spoczywa jako
na pasterzach. To
symboliczne znaczenie
paliusza sprawiało, że do
obrzędu błogosławienia
baranków zawsze
przywiązywano dużą wagę.
Choć przebieg uroczystości
zmieniał się w ciągu
stuleci, podobnie jak
obecnie wyglądał już w XV
wieku. Papież błogosławił
dawniej baranki z okna swych
apartamentów lub też, jak
Innocenty XIII w 1724 r.,
jechał na uroczystość do
kościoła św. Agnieszki za
Murami.
-
Nie wiadomo natomiast
dokładnie, od kiedy
benedyktynki tkają paliusze.
Prawdopodobnie robią to już
od XVI wieku. Na ścianie
absydy należącego do nich
kościoła św. Cecylii
znajduje się jednak
malowidło z IX wieku
przedstawiające papieża w
paliuszu...
-
Paliusz - to wąski, biały
pas z sześcioma czarnymi
krzyżykami nakładany przez
papieża, kardynałów i
metropolitów podczas
celebrowania Mszy św.
-
„(...) Papież nakłada
paliusze arcybiskupom
metropolitom mianowanym w
ostatnim okresie. Są one
symbolem władzy, jaką
zgodnie z prawem metropolita
pozostający w komunii z
Kościołem Rzymu obejmuje w
swojej metropolii (...).
-
Pośród różnych znaczeń tego
obrzędu dwa wydają się
szczególnie wyraziste.
Przede wszystkim wskazuje on
na specjalną więź
arcybiskupów metropolitów z
Następcą Piotra, a w
konsekwencji z samym
Piotrem. Właśnie bowiem z
grobu Apostoła, trwałej
pamiątki jego wyznania wiary
w Pana Jezusa, paliusz
czerpie swą symboliczną moc:
kto go zakłada, winien sam
pamiętać i innym przypominać
o ścisłej i głębokiej więzi,
jaka łączy go z osobą i
misją Piotra. Winno się to
objawiać we wszystkich
okolicznościach jego życia,
w nauczaniu i
duszpasterstwie, w
sprawowaniu sakramentów i w
dialogu ze wspólnotą.
Metropolici są zatem
powołani, aby być głównymi
budowniczymi jedności
Kościoła, która wyraża się w
wyznawaniu tej samej wiary i
w braterskiej miłości.
-
Jest jeszcze druga wartość,
na którą wyraźnie zwraca
uwagę obrzęd nałożenia
paliuszy. Baranek, który
ofiarował wełnę na paliusz,
jest symbolem Baranka
Bożego, który wziął na
siebie grzechy świata i
złożył samego siebie w
ofierze dla odkupienia
ludzkości. Jako Baranek i
Pasterz, Chrystus nadal
czuwa nad swoją owczarnią i
powierza ją opiece tych,
którzy sakramentalnie Go
reprezentują. Biel wełny
paliusza jest symbolem
niewinności, a sześć krzyży
ma oznaczać codzienną
wierność Chrystusowi, która
- jeśli to konieczne - nie
cofa się nawet przed
męczeństwem. Kto przywdziewa
paliusz, winien zatem żyć w
szczególnej i nieustannej
komunii z Chrystusem, której
cechą jest czystość intencji
i czynów oraz ofiarna służba
i świadectwo. (...)”.
-
Fragment przemówienia
wygłoszonego podczas
audiencji generalnej 30
czerwca 1999 r.
-
Nastolatka z barankiem
-
Pomimo tak młodego wieku
stała się mistrzynią
męstwa...
-
Zrobiła wielką karierę, choć
żyła tylko kilkanaście lat.
Zginęła w wieku, w którym
jej polskie rówieśniczki
zaczynają naukę w gimnazjum.
Powodem jej śmierci była
wiara w Chrystusa. Działo
się to w Rzymie podczas
prześladowań za cesarza
Dioklecjana około 305 roku.
Już 30 lat później nad jej
grobem Konstancja, córka
cesarza Konstantyna, kazała
wznieść potężną
chrześcijańską bazylikę,
której resztki stoją do
dziś.
-
Dzielna Rzymianka
inspirowała największych
pisarzy chrześcijańskich.
Pisali o niej św. Ambroży,
św. Augustyn, św. Hieronim,
papież św. Damazy, papież
św. Grzegorz I Wielki i
wielu innych. Świętą
Agnieszkę przedstawia się
często z barankiem, gdyż
łacińskie imię Agnes brzmi
podobnie jak słowo agnus –
baranek. W Rzymie, w dniu
jej święta, święci się dwa
baranki, ofiarowane
papieżowi. Z ich wełny
wyrabia się paliusze dla
nowo mianowanych
metropolitów.
-
Szczegóły biograficzne gubią
się w niezliczonych
opowieściach. Pochodziła
ponoć ze szlachetnego i
bogatego rodu. O jej rękę
rywalizowało wielu
kawalerów. Ona jednak
powtarzała: „Moim wybranym
jest Ten, który mnie
pierwszy wybrał”. Oskarżono
ją więc o to, że jest
chrześcijanką. Nie uległa
żadnym namowom, by porzucić
wiarę. Nie przestraszyła się
ani tortur, ani śmierci.
Ponoć odesłano ją do domu
publicznego, ale żaden z
mężczyzn nie śmiał się
zbliżyć do niej. Jeden,
który spróbował, został
porażony ślepotą. Odważna
dziewica została skazana na
ścięcie. Św. Ambroży pisze:
„Pomimo tak młodego wieku
stała się mistrzynią
męstwa...
-
Wstała, pomodliła się,
położyła głowę pod miecz. I
wtedy mógłbyś zobaczyć, jak
zadrżał kat, zupełnie jak
gdyby to on sam był skazany.
Zatrzęsła się ręka
prześladowcy, pobladło
oblicze spoglądające na
cudze niebezpieczeństwo,
podczas gdy dziewczę
spokojnie patrzyło na
swoje”. Według legendy,
kiedy św. Agnieszkę
prowadzono nagą na śmierć, w
cudowny sposób okryła się
płaszczem włosów.
-
Czego uczy nas odważna
nastolatka sprzed wieków?
Wierności Chrystusowi,
odwagi i poczucia godności,
której nie mogą odebrać
żaden przymus czy poniżenie.
Zadziwia dojrzałość wiary w
tak młodym wieku. Święci
niepokoją, zawstydzają.
Budzą ze stanów letnich, są
wyrzutem sumienia. Pytają,
co z moją wiarą, czystością,
odwagą, konsekwencją,
godnością? *** Autor tekstu
"Nastolatka z barankiem" -
ks. Tomasz Jaklewicz.
-
-
22
styczeń.
Św. Wincenty Pallotti -
zwiastun przyszłości
-
Powinniśmy zawsze zabiegać o
to, aby dążyć nie tylko do
własnego zbawienia, ale też
do zbawienia innych. On
prowadził wytężoną walkę o
ocalenie dusz. Zawsze, gdy
tylko trzeba było, znajdował
się przy chorych, ubogich,
był rekolekcjonistą, założył
Zjednoczenie Apostolstwa
Katolickiego, które, jako
pierwsze, do głoszenia
Ewangelii i misji
ewangelizacyjnych włączyło
także świeckich.
-
-
Prawie o sto lat uprzedził
on odkrycie następującego
naturalnego faktu: "w
świecie ludzi świeckich, do
tego czasu biernym, ospałym
(...) istnieje wielka
energia służenia dobru.
Święty zapukał do sumienia
świeckich, jak puka się do
drzwi." Oto tajemnica
wielkości człowieka, którego
nazwano "prekursorem"
przyszłości, piewcą zasady
"świętej współpracy" w
Kościele.
-
Wincenty Pallotti urodził
się 21 kwietnia 1795 r. i
pracował przez całe życie w
Rzymie. Rodzina, z której
się wywodził, była wielce
pobożną i wielodzietną. Jego
matka, Magdalena de Rossi,
była pobożną tercjarką
franciszkańską, a ojciec,
Piotr Pallotti - zamożnym
kupcem i żarliwym
miłośnikiem różańca. Dlatego
też po wielu latach,
wspominając ich, dziękował
Bogu za "świętych rodziców".
Swoją naukę podzielił na
etapy prowadzące go do
właściwego celu, jakim była
służba dla Boga i ludzi.
Zamykając etap pierwszy –
podstawowy, wiedział już,
jaką posługą będzie się
zajmował, jednakże, aby być
do tego gruntownie
przygotowanym, zapisał się
na studia filozoficzne, a
potem teologiczne na
papieskim uniwersytecie "Sapienza",
które uwieńczył podwójnym
doktoratem. Został
wyświęcony na kapłana w
Rzymie 16 maja 1818 roku.
-
Przechodzi to ludzkie
wyobrażenie - pisze w swoim
Dzienniku - że nieskończona
dobroć Boża mojego
ukochanego Ojca raczyła w
zadziwiający sposób spojrzeć
na mnie i wynieść mnie do
zaszczytu kapłaństwa...
Proszę wszystkie stworzenia,
aby za mnie dziękowały Bogu
za nieocenioną łaskę
powołania... Proszę Boga,
aby uczynił ze mnie
niezmordowanego robotnika. O
swoim powołaniu napisał:
"Nie wezwał mnie Pan do
czynienia tego wszystkiego,
co na tym świecie dokonane
być może; ja jednak pragnę
czynić to, co bym czynił,
gdybym był powołany do
czynienia wszystkiego."
-
Jego charyzmat kapłański to
dwie cechy: skupienie i
aktywność. Gdy się modlił,
oddawał świat Bogu, gdy
szedł ulicą, niósł Boga
światu. W początku
kapłaństwa poświęcił się
głównie młodzieży, wśród
której pracował już podczas
studiów, niosąc jej pomoc
duchową i materialną. Przez
13 lat był ojcem duchownym w
wyższym seminarium rzymskim
oraz pełnił funkcję
duszpasterza wojskowego w
państwie kościelnym.
-
Tworzył w tym czasie
zaplecze dla swojego
powołania do pracy z ludźmi,
czyli szkoły wieczorowe,
stowarzyszenia cechowe dla
robotników, sierocińce i
ochronki dla dziewcząt.
Pomysł Apostolstwa
Katolickiego, które później
założył, tkwił w nim od
pierwszych dni młodości,
jego serce zawsze było
przepełnione pragnieniem
ożywiania wiary i rozpalania
miłości wśród wszystkich
stanów społecznych. Pragnął
doprowadzić do Boga
wszystkich ludzi. 9 stycznia
1835 roku podczas
odprawiania Mszy Świętej
dostąpił oświecenia, a
odpowiedzią na nie było
założenie 4 kwietnia 1835
roku Apostolstwa
Katolickiego,
charakteryzującego się
nowatorskim programem
duszpasterskim, opartym na
współpracy świeckich i
duchownych. Apostolstwo
miało spełniać zadanie
animatora wszystkich dzieł
katolickiego apostolatu.
-
Wróćmy jeszcze do 9
stycznia: Wincenty poszedł
ze swoim pomysłem do kard.
Odescalchi, który wówczas
był Wikariuszem Rzymu;
kardynał bez chwili wahania
udzielił "Pobożnemu
Zjednoczeniu Apostolstwa
Katolickiego" wszelkich
błogosławieństw. Natomiast
11 lipca tegoż roku dzieło
to zatwierdził papież
Grzegorz XVI. Do dziś
centralną część tego dzieła
stanowią księża i bracia
pallotyni oraz siostry
pallotynki. Zgromadzenie to
zostało zatwierdzone przez
Stolicę Apostolską w roku
1904. Jego hasło przewodnie:
każdy jest apostołem na
miarę swojego stanu i
możliwości. Ale to nie
koniec pomysłów na
aktywizację świeckich, jakie
miał Wincenty Pallotti.
Zainicjował on coś, co w
jego rozumieniu było
następną drogą do
ewangelizacji świeckich
przez świeckich: stał się
prekursorem Akcji
Katolickiej, która swój
największy rozwój osiągnęła
za czasów papieża Piusa XI.
-
-
Dokonania Wincentego
Pallotiego były tak wielkie
i było ich tak wiele, że
trudno wymienić wszystkie.
Do najważniejszych należą:
-
* Obchody uroczystej Oktawy
Epifanii,
* Kolegium Misyjne dla włoskich
księży,
* Zdobywanie liturgicznych
naczyń, książek, dewocjonaliów,
obrazów religijnych dla celów
misyjnych,
* Zapoczątkowanie w Rzymie
Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania
Wiary,
* Opieka nad ofiarami cholery w
roku 1837,
* Założenie Domu Miłosierdzia "Pia
Casa di Carita" dla sierot,
* Założenie i prowadzenie szkół
wieczorowych dla młodzieży Rzymu
i Albano,
* Druk i propagowanie książek,
pocztówek i modlitewnych
tekstów,
* Organizowanie Misji Ludowych,
* Czwartkowe Konferencje dla
kleru,
* Opieka nad kościołem Św.
Ducha, a potem Najświętszego
Zbawiciela na Fali,
* Opieka nad żołnierzami w
wojskowym szpitalu,
* Troska o włoskich emigrantów i
założenie dla nich świątyni w
Londynie,
* Kongregacja św. Zyty,
* I nieustanne niesienie miłości
wszystkim ludziom będącym w
potrzebie.
-
-
Wincenty Pallotti chciał być
wszystkim dla wszystkich,
pomagać i wspomagać,
naprawiać i poprawiać
wszystkie dusze;
niejednokrotnie głodny,
oderwany od posiłku,
przebudzony ze snu, w
strugach deszczu czy w
wielkim skwarze spieszył do
potrzebujących, którzy go
wzywali, był niestrudzony.
Jego największą miłością
była "więcej niż
Najukochańsza Matka". W
swoim dzienniku napisał:
"Chciałbym zawsze miłować,
czcić i uwielbiać
Najukochańszą Matkę moją
Maryję, i sprawić, by Ją
miłowali, czcili i
uwielbiali wszyscy z taką
miłością, czcią i
uwielbieniem, z jaką Ty,
Przedwieczny Ojcze,
miłowałeś Ją, czciłeś i
uwielbiałeś jako swą Córkę,
i kazałeś Ją nam miłować,
czcić i uwielbiać; z taką
miłością, czcią i
uwielbieniem, z jaką Ty,
Synu Boży, kochałeś, czciłeś
Ją i uwielbiałeś jako Matkę
swoją, i kazałeś nam Ją
miłować, czcić i uwielbiać;
z taką miłością, czcią i
uwielbieniem, z jaką Ty,
Duchu Święty Boże, kochałeś
Ją, czciłeś i wielbiłeś jako
Najczystszą Oblubienicę
swoją, i kazałeś Ją miłować,
czcić i uwielbiać." Mając 37
lat obchodził Zaślubiny
Duchowe z Matką Bożą,
odczuwał, że Oblubienica
przynosi mu w posagu pełnię
swej łaski. Oblubienica jako
Matka Boga powierza mu Syna,
by przyjął Go jako swojego.
"Niech Rajem mi będzie, o
Boże mój, chwała Twa
nieskończona, niezmierna,
wieczna, niepojęta i na
wieki trwająca, a także
najwyższa chwała
Najświętszej Maryi
Dziewicy."
-
Zmarł 22 stycznia 1850 r. z
powodu choroby, której
nabawił się spowiadając w
zimnym kościele, oddawszy
swój płaszcz żebrakowi. W
setną rocznicę śmierci
został zaliczony w poczet
błogosławionych przez
Papieża Piusa XII, a 20
stycznia 1963 roku
kanonizowany przez Papieża
Jana XXIII w czasie trwania
Soboru Watykańskiego II.
Było to wyróżnienie i
uznanie postaci Pallottiego,
ale też znak i program dla
samego Kościoła. Papież
powiedział o świętym:
"Święty Wincenty Pallotti
jest jedną z
najwybitniejszych postaci w
działalności apostolskiej
XIX wieku." Apostolska
duchowość, czyli dar
"świętej współpracy".
-
Nie można działalności
Świętego zamknąć w żadnym
schemacie, łamał on
dotychczasowe konwencje,
kanony świętości,
przedstawiał sobą "stare i
nowe", ascezę najdawniejszą
i najnowszą. To Święty
paradoksów. Bóg dał
Pallottiemu możliwość
poznania Boskiej
nieskończonej Miłości i
nieskończonego Miłosierdzia.
Pallotti twierdził, że
najgłębszym motywem Bożej
działalności jest Jego
nieskończona Miłość, a
ludzie stworzeni na obraz i
podobieństwo Boga mają
możliwość osiągnięcia
podstawowego celu życia
poprzez nieustanne trwanie w
miłości do Boga i bliźniego.
Jan Paweł II w swoim orędziu
z okazji dwusetnej rocznicy
urodzin św. Wincentego
Pallottiego, skierowanym (21
kwietnia 1995 r.) do
Stowarzyszenia Apostolstwa
Katolickiego, napisał:
"Wyrażam moją radość z
podjętych inicjatyw mających
na celu ożywienie
szczególnego charyzmatu,
który św. Założyciel
zostawił jako dziedzictwo.
Ten dar Ducha niech będzie
pobudką dla każdego do
odnowy życia duchowego i do
zjednoczenia apostolskich
wysiłków, aby wobec świata
dawać świadectwo o obecności
Boga żyjącego, który jest
Miłością Nieskończoną (...).
Aktualność tego przesłania
ukazuje się w sposób
oczywisty u progu trzeciego
Tysiąclecia; zaiste, w
świecie, który ryzykuje
dechrystianizację, cóż
bardziej znaczącego mogliby
ofiarować członkowie
Zjednoczenia Apostolstwa
Katolickiego, jeżeli nie
aktywne zaangażowanie się w
dzieło nowej ewangelizacji?"
-
Apostoł Rzymu
-
ks. Tomasz Jaklewicz
-
Myśl: Nie obrażał się na
ciężkie czasy, ale szukał
sposobów pobudzenia
odpowiedzialności za
Kościół.
-
Św. Wincentego Pallotti
można śmiało nazwać
prekursorem Soboru
Watykańskiego II. Był
wielkim propagatorem
zaangażowania ludzi
świeckich w życie Kościoła.
Papież Paweł VI powiedział o
nim: „Pallotti był
zwiastunem przyszłości.
Prawie o sto lat uprzedził
on odkrycie następującego
faktu: w świecie laików, do
tego czasu biernym, ospałym,
lękliwym i niezdolnym do
wypowiedzenia się, istnieje
wielka energia służenia
dobru”.
-
Urodził się w roku 1795 r. w
Rzymie i tam spędził całe
życie. Studiował na
uniwersytecie Sapienza,
gdzie zdobył doktorat z
teologii i filozofii.
Święcenia kapłańskie przyjął
w Bazylice św. Jana na
Lateranie. Duszpasterzował
na wielu frontach. Wykładał
na uniwersytecie, był ojcem
duchownym w seminarium.
Tworzył szkoły wieczorowe,
stowarzyszenia dla
robotników, sierocińce i
ochronki dla dziewcząt. Był
kapelanem więźniów i
żołnierzy, rekolekcjonistą,
kaznodzieją, cenionym
spowiednikiem. Zabiegał o
to, aby wszystkie te
działania jednoczyć i
koordynować.
-
Stąd zrodziła się idea
powołania do życia
Zjednoczenia Apostolstwa
Katolickiego. Główną ideą
tej instytucji było
pobudzanie wszystkich
członków Kościoła, a
szczególnie ludzi świeckich,
do apostolstwa. Księża,
którzy angażowali się w
dzieło, zawiązali z czasem
Stowarzyszenie Apostolatu
Katolickiego (pallotyni).
Ks. Pallotti założył także
zgromadzenie żeńskie.
Nazywano go „apostołem
Rzymu” i „drugim Filipem
Nereuszem”. Pewnego dnia ks.
Pallotti użyczył swego
płaszcza biedakowi, na
skutek czego dostał ostrego
zapalenia płuc i zmarł 22
stycznia 1850 roku. Został
pochowany w kościele San
Salvatore in Onda.
-
Kanonizował go Jan XXIII w
czasie trwania Soboru
Watykańskiego II w 1963 r.
Pallotti żył w czasach, w
których rodziły się
podwaliny nowoczesnego
świata. Idee oświecenia i
rewolucji francuskiej,
niepokoje czasów
napoleońskich, tzw. kwestia
robotnicza, tendencje
liberalne i ruchy
narodowościowe, likwidacja
państwa kościelnego – to
tylko niektóre ze zjawisk
tego czasu. Pallotti nie
obrażał się na czasy, ale
szukał sposobów pobudzenia
odpowiedzialności za
Kościół. Pisał: „apostolstwo
może być udziałem osób ze
wszystkich stanów, gdyż jest
ono działalnością, jaką
każdy w miarę swoich
możliwości może i powinien
wykonywać ku większej chwale
Boga oraz dla wiecznego
zbawienia swego własnego i
bliźnich”.
-
-
23
styczeń. Błogosławieni
Wincenty Lewoniuk i
Towarzysze, męczennicy z
Pratulina
-
Już ponad 130 lat minęło od
wydarzeń, które na całą
Polskę, a nawet poza jej
granice rozsławiły Pratulin
- maleńka obecnie
miejscowość, malowniczo
położona na
środkowo-wschodnich
rubieżach Polski, nad
nieujarzmioną, dziką rzeką
Bug. Wydarzenie, które
szerokim echem odbiły się w
papieskim Rzymie, w carskiej
Moskwie i Petersburgu. To tu
narodzili się dla Nieba
Męczennicy Uniccy.
-
Chrystus zakładając Kościół
chciał, by był on jeden. W
1054 r. doszło do
najboleśniejszego rozłamu
Kościoła na wschodni i
zachodni. Wiele było różnych
prób zmierzających do
jedności w Kościele.
Jednakże dopiero
szesnastowieczne starania
zjednoczeniowe przyniosły
pewne trwałe owoce. W 1596
r., w Brześciu Litewskim,
doszło do podpisania Unii
Brzeskiej, na mocy której
prawosławni z terenów
Rzeczypospolitej wrócili na
łono Kościoła katolickiego,
zachowując jednakże liturgię
wschodnią – w ten sposób
zrodził się Kościół
greko-katolicki, inaczej
zwanym unickim – od łac.
słowa unio - jedność. Od
początku przeciwny Unii był
prawosławny Patriarchat
moskiewski i carowie Rosji,
jednakże nie mogli nic
zrobić Polakom mieszkającym
tu, dopóki tereny te
należały do Polski.
-
Prześladowanie Kościoła
Unickiego
-
Kiedy Polska znalazła się
pod zaborami, a tereny
zamieszkałe przez unitów
znalazły się pod panowaniem
Rosji, car bezskutecznie
chciał włączyć Kościół
greko-katolicki (unicki) do
prawosławnego. Początkowo
car wprowadzał nakazy,
zakazy i kary pieniężne. Do
najbardziej opornych wiosek
car kazał wprowadzić
oddziały kozackie, które
żyły na koszt mieszkańców,
odbierały im dobytek i płody
rolne, czy też zabraniały
wypędzania bydła na
pastwiska przez cały
tydzień. Ale ani ryk
zwierząt, ani płacz głodnych
dzieci nie zmusiły unitów do
porzucenia swej wiary – nie
pomogło nawet wywiezienie
duchowieństwa unickiego i
osadzanie siłą w cerkwiach
unickich księży
prawosławnych. Unici mężnie
stanęli w obronie swej wiary
i swoich świątyń. Wydarzenia
tamtych lat realnie ukazał
Władysław Reymont w książce
„Z Ziemi Chełmskiej”
opisuje, w jaki sposób unici
byli prześladowani i jak
organizowali sobie życie
religijne, m.in.
uczestnicząc w tajnych
misjach unickich, czyli
spotkaniach unitów z
kapłanami, którzy przebrani
za kupców czy rzemieślników
przyjeżdżali na Podlasie z
Galicji. W leśnych
szuwarach, na bagnach
budowano ołtarze. Księża
odprawiali Mszę św.,
spowiadali, chrzcili,
udzielali ślubów. Reymont
opisuje w jakiej konspiracji
ludzie szli na takie
spotkanie. Niektórzy udawali
się do Galicji, by tam wziąć
ślub; nazywano te śluby
krakowskimi. Gdy władze
dowiedziały się o tym,
wtrącały nowożeńców do
więzienia albo zsyłały na
Sybir.
-
Unici mieli nakaz chodzić na
mszę św. do cerkwi
prawosławnej, zabraniano im
śpiewać koronek i odmawiać
różańca. Pilnowano starych
ludzi, aby pochować ich z
księdzem prawosławnym.
Podobnie kobiety w stanie
błogosławionym były
obserwowane, żeby
nowonarodzone dziecko
ochrzcić w cerkwi
prawosławnej. Zdarzało się,
że gdy zabrano dziecko i
ochrzcił je pop prawosławny,
matka nie przyjmowała tego
dziecka z powrotem. Unici
mężnie stawali w obronie
swojej wiary – niektórzy
nawet, jak rodzina
Koniuszewskich, woleli
spalić się w stodole, niż
porzucić swą wiarę.
-
Pratulińska Golgota
-
W Pratulinie, tak jak i w
innych parafiach unickich,
chciano „na siłę” unitów
uczynić wyznawcami religii
cara. Carski naczelnik
zażądał, aby unici
pratulińscy przekazali swoją
świątynię nowemu
proboszczowi prawosławnemu,
wyznaczonemu przez władze
rządowe. Lud nie godził się
na nowego proboszcza. 24
stycznia 1874 r. naczelnik
wrócił do Pratulina z sotnią
kozaków. Przy unickiej
cerkiewce zebrała się prawie
cała parafia. Naczelnik
zażądał kluczy, by otworzyć
cerkiew i wprowadzić nowego
proboszcza - antyunitę.
Zebranych straszył wojskiem,
które ustawiono tuż za
parkanem kościelnym. Nerwowe
pertraktacje nie przynosiły
rozwiązań sprawy – Unici
pozostawali nieustępliwi i
konsekwentni. Tymczasem
wojsko kozackie się
przegrupowało szykując do
ataku na obrońców świątyni.
Uderzono w bębny. Padł
rozkaz strzelania. Daniel
Karmasz, który trzymał duży
krzyż zawołał do
współobrońców świątyni:
„Odrzućcie wszystko, kołki i
kamienie, pod kościół. To
nie bitwa o kościół. To
walka za wiarę i za
Chrystusa!”. Ktoś
zaintonował pieśń: „Kto się
w opiekę…”. Padła komenda:
„ognia!” Padły strzały.
Upadł zabity Wincenty
Lewoniuk. Śmiertelnie
postrzelony Daniel Karmasz
padł na krzyż, który jeszcze
przed chwilą wysoko trzymał
nad głowami. Krzyż podniósł
Ignacy Frańczuk z Derła, ale
i on zaraz martwy osunął się
na ziemię. Śmiertelna kula
dosięgła 19-letniego Aniceta
Hryciuka z Zaczopek, który
przyniósł obrońcom jedzenie.
Wychodząc z domu powiedział
„może i ja będę godny, że
mnie zabiją”. Teraz leżał na
ziemi martwy. Jego martwe
ciało podniósł z ziemi Filip
Geryluk, sąsiad młodego
męczennika, wołając do
kozaków: „już narobiliście
mięsa, możecie mieć go
jeszcze więcej, bo wszyscy
jesteśmy gotowi umrzeć za
naszą wiarę”.
-
Masakra zapewne trwałaby
dłużej, gdyby nie wypadek
postrzelenia żołnierza przez
współatakującego kozaka.
Przerwano ogień. Teraz
żołnierze bez przeszkód
dotarli do drzwi cerkwi,
które wyrąbali siekierami.
Do świątyni wprowadzono
rządowego proboszcza. W
wyniku strzelaniny 13 unitów
zginęło a rannych było ok.
180 osób. Ciała zabitych
leżały przy świątyni przez
całą dobę. Potem pogrzebano
je, bezładnie wrzucając do
wspólnej mogiły, którą
zrównano z ziemią, aby nie
pozostawić żadnego śladu po
pochówku. Miejscowi ludzie
jednak dobrze zapamiętali to
miejsce. Wydarzenia
pratulińskie plastycznie
wyraził Eliasz Radzikowski
malując obraz
przedstawiający męczeństwo
Unitów pratulińskich.
-
Niebawem po tym, w 1876 r.
carskie władze murowaną
neoklasycystyczną świątynię
łacinników oddali
prawosławnym, a parafię
pratulińską przyłączono do
Malowej Góry. W ten sposób
ogołocony kościół stał się w
1882 r. cerkwią prawosławną.
Natomiast dotychczas
użytkowana przez
prawosławnych cerkiewka
unicka w 1886 r. została
rozebrana.
-
Po ukazie tolerancyjnym w
1905 r., unici pratulińscy
chcąc się zabezpieczyć na
przyszłość przed zakusami
włączenia ich do Kościoła
prawosławnego, przyjęli
obrządek łaciński. Katoliccy
parafianie pratulińscy swoje
modlitwy odprawiali w
prowizorycznym drewnianym
kościółku - murowany kościół
parafialny pozostawał ciągle
w rękach prawosławnych do
czasu odzyskania przez
Polskę niepodległości. W ten
sposób unicka parafia
pratulińska przestała
istnieć.
-
Błogosławieni
-
Proces beatyfikacyjny
unickich Męczenników
Pratulina z 1874 roku
rozpoczął się od roku 1918.
Rozpoczął go pierwszy
ordynariusz wskrzeszonej
Diecezji Siedleckiej bp
Henryk Przeździecki. Śmierć
biskupa i wybuch II wojny
światowej oraz rządy
komunistyczne w powojennej
Polsce uniemożliwiły
kontynuację procesu.
-
Dopiero po 1989 r., kiedy
dotarto do dokumentów
archiwalnych Watykanu,
Paryża, Moskwy i
Petersburga, które
potwierdziły powszechne
przekonanie wiernych na
Podlasiu, że prześladowania
Unitów i męczeństwo w
Pratulinie dokonywały się z
motywów religijnych, bp Jan
Mazur przekazał Ojcu
Świętemu i Kongregacji Spraw
Kanonizacyjnych w Rzymie
dokumentację potrzebną do
procesu beatyfikacyjnego.
Dołączył jednocześnie list
podpisany 17 czerwca 1995 r.
w Szczecinie przez
uczestników konferencji
plenarnej Episkopatu Polski,
którzy prosili Papieża, by
jeśli to możliwe, sprawa
Męczenników z Pratulina
mogła być rozpatrzona w
trybie specjalnym i
zakończona w roku jubileuszu
400-lecia zawarcia Unii
Brzeskiej.
-
Sprawa Męczenników z
Pratulina została
rozpatrzona przez Komisję
teologów 26 stycznia, 1996
roku. Dali oni pozytywne
oceny, wskazując, że
męczeństwo Wincentego
Lewoniuka i XII Towarzyszy
jest faktem dokonanym z
motywów nienawiści władzy
carskiej do wiary
katolickiej wyznawanej przez
Unitów i ich stałości w
obronie jedności Kościoła
przez nieugięte trwanie przy
Ojcu Świętym. Papież Jan
Paweł II zatwierdził „Dekret
o męczeństwie Sług Bożych z
Pratulina” i wyznaczył
termin beatyfikacji Sług
Bożych Wincentego Lewoniuka
i XII Towarzyszy na 6
października 1996r. Był to
dzień nawiązujący do daty
ogłoszenia Unii Brzeskiej,
która przed 400 laty dała
początek Kościołowi
unickiemu. Wtedy to w Rzymie
błogosławionymi Kościoła
ogłoszono 13 unitów
pratulińskich. Są to:
-
Sanktuarium Pratulińskie
-
W 1990 r. doczesne szczątki
Męczenników, po ekshumacji,
zostały przeniesione do
kościoła parafialnego w
Pratulinie, gdzie po dziś
dzień przechowywane są w
kaplicy bł. Męczenników
Podlaskich. Do Pratulina
przybywają pielgrzymi z
całej Polski – najwięcej z
Podlasia, Lubelszczyzny,
Mazowsza i Białostocczyzny,
a także goście spoza granic
naszego kraju – nawet z USA
i Afryki. Odwiedzający to
miejsce zatrzymują się w
Pratulinie, by u Relikwii
Błogosławionych wymadlać
potrzebne łaski (za ich
przyczyną miały już miejsce
m.in. cuda uzdrowienia z
nieuleczalnych chorób i
poczęcia dzieci w 3
małżeństwach, które nie
mogły mieć potomstwa) i od
Męczenników uczyć się sensu
życia – to właśnie bł.
Męczennicy Pratulińscy są
dla nas przykładem
prawdziwego umiłowania
Chrystusa i Kościoła,
autentycznej modlitwy i
uczestnictwa we Mszy św.
-
Przyjedź, zobacz, stań w
bliskości Boga i bł. Unitów
Podlaskich w Sanktuarium
Pratulińskim. Bóg Jeden wie,
czy właśnie Twoje prośby, w
roku 130. rocznicy Ich
męczeństwa nie zostaną przez
Boga wysłuchane za
orędownictwem
Błogosławionych Podlaskich.
-
-
24
styczeń. Święty Franciszek
Salezy
-
Nie złość się nigdy na
siebie ani na własne
niedoskonałości. Takie
gniewy, smutki i kwasy,
skierowane przeciw sobie
samemu, zmierzają do pychy.
-
-
Miarą kochania Boga jest
kochanie Go bez umiaru –
takie było życiowe motto św.
Franciszka Salezego
(1567–1622). Pochodził z
Sabaudii – księstwa
położonego u zbiegu Francji,
Włoch i Szwajcarii.
Szlachetnie urodzony,
studiował prawo i teologię w
Paryżu i w Padwie. Mimo
oporów zamożnej rodziny
został księdzem, a następnie
biskupem Genewy. Zasłynął
jako gorliwy, mądry i
łagodny duszpasterz. Wraz ze
św. Joanną de Chantal, wdową
i matką czwórki dzieci,
założył zakon klauzurowy
wizytek. W działalności
duszpasterskiej skutecznie
posługiwał się słowem
pisanym, dlatego papież Pius
XI ogłosił go w 1923 r.
patronem dziennikarzy i
katolickiej prasy.
-
Bodaj największą zasługą
Salezego było stworzenie
podstaw duchowości
świeckich. Wymiana listów z
osobami, dla których był
kierownikiem duchowym,
zaowocowała powstaniem
arcydzieła religijnego
piśmiennictwa „Filotea,
czyli droga do życia
pobożnego”. To pionierski
przewodnik dla świeckich,
którzy dążą do
chrześcijańskiej
doskonałości, żyjąc w
świecie. Autor akcentuje
powszechne powołanie do
świętości: „Jest to błąd
przeciwny wierze, wprost
herezja, chcieć rugować
życie pobożne z obozu
żołnierskiego, z warsztatu
rękodzielniczego, z dworu
książąt, z pożycia
małżeńskiego”.
-
Każdy człowiek powinien
odnaleźć swoją drogę.
„Inaczej ma się ćwiczyć w
pobożności szlachcic,
inaczej rzemieślnik lub
sługa, inaczej książę,
inaczej wdowa, panna lub
mężatka. I nie dosyć na tym.
Potrzeba jeszcze, żeby każda
jednostka dostosowała sposób
praktykowania pobożności do
swych sił, zajęć i
obowiązków. Pobożność nie
psuje niczego, gdy jest
prawdziwa, lecz owszem –
doskonali wszystko”. Tak
więc nikt nie wymaga od nas
rzeczy niemożliwych, uczy
mądry bp Franciszek.
Kimkolwiek jestem,
gdziekolwiek żyję, mogę
odnaleźć własną drogę
pobożności. Pracując,
piorąc, gotując, wychowując
dzieci, przy komputerze i na
roli…
-
Niektóre rady zapisane w „Filotei”
trącą myszką, ale większość
zachowuje niezmienną
aktualność. Wynotowuję jedną
perełkę: „Nie złość się
nigdy na siebie ani na
własne niedoskonałości.
Chociaż bowiem rozum domaga
się, byśmy po każdym upadku
czuli żal i smucili się,
jednakże nie dopuszczajmy do
tego, by to uczucie było
cierpkie i niepokojone,
niecierpliwe i gniewliwe.
Wielu bowiem wpada w złość
dlatego, że się złościli,
martwią się tym, że się
martwili, są rozdrażnieni
tym, że dali się ogarnąć
rozdrażnieniu. Takie gniewy,
smutki i kwasy, skierowane
przeciw sobie samemu,
zmierzają do pychy i
pochodzą jedynie z miłości
własnej, która trapi się i
niecierpliwi na widok naszej
niedoskonałości. (…) Gdy
więc upadnie twoje serce,
podnoś je słodko,
upokarzając się głęboko
przed Bogiem na widok swej
nędzy i nie dziwiąc się
wcale swemu upadkowi, gdyż
nic w tym dziwnego, iż
ułomność jest ułomną,
słabość słabą, a nędza
nędzną”.
-
Mądry kierownik duchowy to
naprawdę wielki skarb. Są
tacy jeszcze?
-
-
25
styczeń. Nawrócenie świętego
Pawła, apostoła
-
„Zostałem zdobyty przez
Chrystusa Jezusa” (Flp
3,12). Pod Damaszkiem Paweł
złożył broń. Nie mógł oprzeć
się Temu, kto pokochał go od
tego stopnia, że oddał za
niego życie. Wiara nie jest
ideą, ale przemieniającym
spotkaniem. Czasem bardzo
bolesnym.
-
-
Św. Paweł:
-
Upadek pod Damaszkiem
stworzył nowego Pawła. Jak
do tego doszło? Po pierwsze
nagle. To było totalne
zaskoczenie. Po kilku latach
Apostoł napisze: „Bóg może
swoją mocą uczynić
nieskończenie więcej, niż
prosimy czy rozumiemy” (Ef
3,20). Nie wiemy, czy spadł
z konia czy z wielbłąda. Na
pewno upadł na ziemię. To
obraz człowieka, który
stracił panowanie nad sobą,
nie potrafi już iść dalej o
własnych siłach, nie jest w
stanie kierować swoim
życiem. Paweł spotyka Jezusa
zmartwychwstałego, który
zwraca się do niego
osobiście, bezpośrednio, po
imieniu. Ambitny „zbawiciel”
świata odkrywa w Jezusie
siłę większą niż cała
reszta: pokorną miłość Boga,
miłość gotową na wszystko,
miłość ukrzyżowaną,
pokonującą zło dobrem. Imię,
które wydawało mu się
przekleństwem, staje się
błogosławieństwem. Paweł
uznaje swoją porażkę,
podpisuje bezwarunkową
kapitulację. Nie chce już
sam zbawiać świata. Pyta
pokornie: „Co mam czynić,
Panie?”. Chce być tylko
sługą i świadkiem Jezusa
Chrystusa. Bez Damaszku nie
ma Apostoła Pawła, nie ma
jego misji. Bóg wziął go w
swoje dłonie niczym miecz,
którego już nigdy nie
wypuścił.
-
My:
-
Nikt nie lubi przegrywać.
Presja na sukces, na
zwycięstwo, na maksimum
przyjemności w jak
najkrótszym czasie jest
wszechobecna. Przenosimy te
oczekiwania na życie
religijne. Potrzebujemy
Boga, aby pomógł nam
zwyciężać, szukamy miękkiej
poduszki pod głowę. A
przecież w centrum naszej
wiary jest krzyż. Jezus nie
odniósł żadnego
spektakularnego sukcesu. Po
ludzku przegrał. Skończył na
szubienicy między
przestępcami na wysypisku
śmieci za murami świętego
miasta. W najgęstszej
ciemności narodziło się
światło. Krzyż uczy, że
chwile po ludzku przeklęte
mogą okazać się
błogosławione. Życiowe
katastrofy mogą stać się
naszym Damaszkiem. Mogą być
tym momentem, w którym Bóg
łamie naszą pychę, wytrąca z
ręki busolę
samowystarczalności. To może
być piękna katastrofa, jeśli
tylko pogodzę się z tym, że
trzeba stracić swoje życie,
aby je odzyskać, jeśli
zgodzę się na to, że Bóg wie
lepiej, iż nie muszę mieć
wszystkiego pod kontrolą.
Cierpienie, strata, upadek
na twarz – to nie są rzeczy
miłe, wręcz wydają się
prowadzić na granicę
rozpaczy. Ale nieraz to
jedyny skuteczny sposób na
nawrócenie, na zaufanie
nadziei większej niż
podpowiada zdrowy rozsądek.
Chrystus jest na dnie
każdego ludzkiego piekła.
Jest blisko każdego, kto
został tam wrzucony,
przemieniając dla niego
ciemności w światło.
-
Porządki:
-
Jak przeżywam swoje
niepowodzenia, mniejsze czy
większe katastrofy? Jak
reaguję na załamanie się
moich planów, na towarzyskie
kompromitacje, na krytyczne
słowa skierowane pod moim
adresem? Jak traktuję
cierpienie swoje lub
bliskich? Bogu można
wykrzyczeć swój ból.
Modlitwa nie musi być
zbiorem grzecznych słówek.
Może być jękiem na dnie:
„Jezu ratuj!”. Czy wołałem
szczerze w ten sposób?
-
Benedykt XVI w encyklice o
nadziei pisał: „Właśnie tam,
gdzie ludzie, usiłując
uniknąć wszelkiego
cierpienia, starają się
uchylić od wszystkiego, co
może powodować ból, tam,
gdzie chcą zaoszczędzić
sobie wysiłku i bólu
związanego z prawdą,
miłością, dobrem, staczają
się w życie puste, w którym
być może już prawie nie ma
bólu, ale coraz bardziej
dominuje mroczne poczucie
braku sensu i zagubienia.
Nie unikanie cierpienia ani
ucieczka od bólu uzdrawia
człowieka, ale zdolność jego
akceptacji, dojrzewania w
nim, prowadzi do
odnajdywania sensu przez
zjednoczenie z Chrystusem,
który cierpiał z
nieskończoną miłością”.
-
-
26
styczeń. Święci biskupi
Tymoteusz i Tytus
-
Paweł nazywał Tymoteusza
najdroższym synem, bratem,
pomocnikiem, którego
wspomina ze łzami w oczach.
-
-
Kiedy patrzymy na ogrom
dzieła św. Pawła, pytamy:
jak jeden człowiek mógł tyle
zdziałać. Jedna z
odpowiedzi: nie działał sam,
zapalał innych do swojego
dzieła. Apostoł nie miał
łatwego charakteru. Był
porywczy, ambitny, pracował
bez wytchnienia.
Podejrzewam, że wyciskał ze
swoich współpracowników
siódme poty. Nie wszyscy to
wytrzymywali.
-
Można to wyczytać między
wierszami w Dziejach
Apostolskich i w listach.
Jednak pasją głoszenia
Ewangelii skutecznie zarażał
innych. Dzień po święcie
Nawrócenia św. Pawła Kościół
wspomina w liturgii dwóch
jego współpracowników:
Tymoteusza i Tytusa.
Tradycja przypisuje św.
Pawłowi dwa listy do
Tymoteusza oraz jeden do
Tytusa, które wchodzą w
skład Nowego Testamentu.
Bibliści nazywają te listy
pasterskimi, ponieważ są
skierowane wprost do
pasterzy i poruszają
duszpasterskie problemy
młodego Kościoła.
-
Św. Tymoteusz wymieniany
jest sześć razy przez św.
Łukasza w Dziejach
Apostolskich i aż 17 razy
przez św. Pawła w jego
listach. Paweł nazywa go
„najdroższym synem” (1 Kor
4,17), „bratem” (1 Tes 3,2),
„pomocnikiem” (Rz 16,21),
którego wspomina ze łzami w
oczach (2 Tm 1,4). Tymoteusz
urodził się w mieszanym
małżeństwie Żydówki i
poganina. Sam Paweł udzielił
mu chrztu, ustanowił
głosicielem Ewangelii i
towarzyszem podczas swojej
drugiej podróży
apostolskiej. Ponadto Paweł
wysyłał go jako swojego
reprezentanta do
poszczególnych gmin, które
założył, m.in. do Koryntu,
Filippi i Tesalonik.
-
Tymoteusz pomagał też
Pawłowi w redagowaniu kilku
listów. Dzielił także ze
swoim mistrzem więzienie w
Rzymie. W Liście do Filipian,
pisanym z więzienia, św.
Paweł wystawia Tymoteuszowi
piękne świadectwo: „Nikogo
przecież nie mam tak jak on
myślącego, kto szczerze
troszczyłby się o wasze
sprawy. Wszyscy bowiem
troszczą się o swoje, a nie
o to, co Jezusa Chrystusa.
Znacie zaś jego charakter:
jak dziecko ojcu, tak on
razem ze mną służył
Ewangelii” (2,20–22).
Tradycja podaje, że
Tymoteusz został biskupem
Efezu i tam umarł, być może
jako męczennik.
-
Tytus znany jest tylko z
listów św. Pawła. Był z
pochodzenia Grekiem. Został
również ochrzczony przez św.
Pawła. Apostoł zabrał go ze
sobą do Jerozolimy na sobór
apostolski, na którym
zadecydowano, że poganie
przyjmujący wiarę w
Chrystusa nie muszą stosować
się do zasad Prawa
Mojżeszowego. Tytus
towarzyszył Pawłowi w
podróżach i wypełniał trudne
misje powierzone przez
Apostoła Narodów. W 2 Liście
św. Pawła do Koryntian
czytamy: „Tytus jest moim
towarzyszem i trudzi się ze
mną dla was” (8,23). Około
roku 63 Paweł ustanowił go
biskupem gminy
chrześcijańskiej na Krecie.
-
Porusza mnie zdanie Pawła o
Tymoteuszu: „jak dziecko
ojcu, tak on razem ze mną
służył Ewangelii”. Odsłania
się tu coś z tajemnicy
Kościoła: bliskie, prawie
rodzinne więzy; wspólne
działanie dla Sprawy
większej od nas; praca dla
innych. To się dzieje w
Kościele także dziś. Kto
tego doświadczył, temu
niestraszna pani Senyszyn,
wymachująca antyklerykalną
maczetą jak Uma Thurman w
Kill Billu. Tyle, że bez
gracji.
-
-
27
styczeń. Błogosławiony Jerzy
Matulewicz, biskup
-
We wsi Lugine na
Suwalszczyźnie 13 kwietnia
1871 r. przyszło na świat
ósme dziecko Andrzeja i
Urszuli Matulaitisów. Na
chrzcie chłopiec otrzymał
imiona Jerzy Bolesław. Gdy
miał trzy lata, stracił
ojca. Siedem lat później
umarła jego matka, a
chłopcem zaopiekował się
starszy brat Jan.
-
-
W 1883 r. Jerzy został
przyjęty do gimnazjum.
Codziennie musiał pokonywać
10 km w drodze do szkoły.
Trudne warunki i zły stan
zdrowia sprawiły, że Jerzy
musiał przerwać naukę. Odtąd
jego dni wypełniła praca w
polu i na gospodarstwie. W
wolnych chwilach dużo czytał
i uczył się.
-
Ważna dla Jerzego okazała
się wizyta kuzyna, Jana
Matulewicza, profesora
języków klasycznych w
gimnazjum i języka
rosyjskiego w seminarium
duchownym w Kielcach. Po
naradzie rodzinnej
postanowiono, że Jerzy uda
się wraz z Janem do Kielc.
Odtąd nasze miasto
kilkakrotnie będzie obecne w
życiu późniejszego
Błogosławionego. W Kielcach
Jerzy ukończył szkołę
średnią, a po niej, jesienią
1891 roku, wstąpił do
seminarium. Wtedy też
zmienił litewskie brzmienie
swojego nazwiska –
Matulaitis – na polskie –
Matulewicz.
-
Pobyt Jerzego w seminarium
kieleckim trwał zaledwie dwa
lata. Czas ten wypełniony
był intensywnymi studiami i
pracą nad sobą. W 1893 roku
władze carskie zamknęły
seminarium. Część profesorów
została wywieziona na Sybir.
Matulewicza skierował bp
Tomasz Kuliński do Warszawy.
Do Kielc Jerzy powrócił już
jako ksiądz. 3 sierpnia 1899
r. podjął obowiązki
wikariusza w parafii
Daleszyce. Gruźlica kości
uniemożliwiła mu pracę
duszpasterską. Po kilku
miesiącach opuścił parafię i
udał się na kurację do
Niemiec. Powrócił do Kielc
latem 1902 r., po zdobyciu
tytułu doktora teologii we
Fryburgu Szwajcarskim. Pod
koniec roku został mianowany
wykładowcą prawa
kanonicznego i łaciny w
ponownie otwartym seminarium
w Kielcach.
-
W 1904 r. ks. Jerzy opuścił
Kielce i już do nich nie
powrócił. Warszawa,
Petersburg, Chicago, Wilno
wyznaczały późniejszą drogę
Jerzego Matulewicza. Dał się
poznać jako propagator myśli
społecznej Kościoła, mądry
spowiednik, zaangażowany
generał marianów, a wreszcie
biskup. Będąc biskupem dbał
o rozwój zakonów, rozwinął w
diecezji działalność
charytatywną, traktował
jednakowo wszystkie
narodowości.
-
Gdy zmarł 27 stycznia 1927
roku, nawet jego przeciwnicy
nie szczędzili słów uznania,
a papież Pius XI powiedział:
„Oto człowiek prawdziwie
święty”.
-
Na drodze do świętości
biskupa Matulewicza Bóg
postawił Kielce, które
przyjęły go jako chłopca.
Stały się domem dla kleryka,
a potem miejscem pracy dla
kapłana. W swoim dzienniku
duchowym ks. Matulewicz
zapisał: Hasłem moim niech
będzie: we wszystkim szukać
Boga, wszystko czynić na
większą chwałę Bożą, we
wszystko wnosić ducha
Bożego, wszystko przepajać
duchem Bożym... Chwała Boża
i zbawienie dusz! Czyż może
być jakiś inny cel, wyższy i
szlachetniejszy niż ten?
-
-
28
styczeń. Święty Tomasz z
Akwinu
-
Ludzie postępując normalnie,
czyli zgodnie z rozumem,
żyją szczęśliwie na ziemi i
zapewniają sobie szczęście
wieczne.
-
-
Tomasz z Akwinu (stąd
nazywano go Akwinatą)
przejął od Arystotelesa
metafizykę wraz z
postrzeganiem świata jako
ukierunkowanego ku celowi
procesu. Nader doniosła była
w jego nauce zasada jedności
bytu i dobra: „byt i dobro
nakładają się”. Tomasz z
Akwinu – realista jak
Arystoteles – dostrzegał
istnienie zła, stał jednak
na stanowisku, że zło trzeba
i można pokonać. We
wszystkich bowiem – jak
pisał – bytach i zdarzeniach
tkwi naturalna skłonność do
dobra, a człowiek potrafi
dzięki rozumowi poznać
dobro.
-
Należy cenić każde dobro,
istnieje hierarchia dóbr,
ale nie ma dóbr nieważnych.
Stąd u Tomasza tożsamość dwu
naczelnych zasad: „czyń
dobro, a zła unikaj” oraz
„zachowuj się rozumnie”. Są
to zasady ogólne, wymagające
konkretyzacji. Powinno się
jej dokonywać za pomocą
dwóch kryteriów: natury
człowieka (czyli prawa
naturalnego, którego
koncepcję przejął od
Arystotelesa) oraz Dekalogu.
I tak jako istota rozumna,
człowiek pragnie poznać
prawdę, stąd obowiązek jej
poznania. Z popędu płciowego
i rozrodczego wynika nakaz
rodzenia i wychowania
dzieci. Jako istota
społeczna winien człowiek
nawiązywać przyjaźnie.
Instynkt samozachowawczy
każe szanować i pielęgnować
życie... Tomasza z Akwinu
nazwano filozofem natury.
-
Natura to u św. Tomasza nie
tylko coś, co się opisuje –
natura zobowiązuje.
Rozumienie natury jako
czegoś, co można poznać i
potem odpowiednio się
zachować, pozwoliło mu
kreślić optymistyczną wizję
świata – uporządkowanego,
przyjaznego człowiekowi.
Świat chrześcijański nazywał
społecznością doskonałą –
ludzie postępując normalnie,
czyli zgodnie z rozumem,
żyją szczęśliwie na ziemi i
zapewniają sobie szczęście
wieczne.
-
Była to odważna wizja
świata. Tomasz był zresztą
człowiekiem odważnym: jako
nastolatek wbrew ojcu i
rodzinie wstąpił do zakonu,
jako uczony odważył się
przejąć dorobek filozoficzny
Arystotelesa, poganina
przecież, miał odwagę
postrzegać świat
optymistycznie, mimo że
ludzi średniowiecza trapiły
liczne lęki, współcześni
Tomaszowi kaznodzieje
przedstawiali przyszłość –
zwłaszcza tę wieczną – w
nader ponurych barwach, a
czasy były wtedy bardzo
niespokojne. Za życia miał
więcej przeciwników niż
zwolenników.
-
Znalazł się nawet autor,
który odkrył w pismach św.
Tomasza 117 – jak twierdził
– błędów. A jednak to jego
filozofię nazwano
„wieczystą”. Okazała się
nader przydatna zwłaszcza
wtedy, gdy po wstrząsach i
zawirowaniach trzeba było
stawiać świat na nogi.
Recepta jest prosta:
posługiwać się rozumem,
szanować każdy byt, cenić
dobro...
-
Masz rozum to używaj
-
Sebastian Musioł
-
Nawet gdyby trzeba było
zliczyć diabły na czubku
szpilki, Tomasz starałby się
to zrobić dokładnie i
rzeczowo. (M.Piekra)
-
Pewnego ranka, po Mszy
świętej Tomasz z Akwinu
odesłał brata Reginalda,
swego sekretarza i
przyjaciela, przygotowanego
jak zwykle do zapisywania
tego, co Mistrz mu
podyktuje. – Nie będę już
więcej pisał. Wszystko,
czego dokonałem, jest jak
wymłócona słoma przy tym, co
mi dziś zostało objawione –
powiedział Doktor Anielski.
Legenda dopowiada, że
najważniejsze fragmenty
nieukończonej Summy
teologicznej Tomasz dyktował
z głową w tabernakulum. Trzy
wieki później pełen podziwu
Pius V ogłosił św. Tomasza
piątym doktorem Kościoła, a
Leon XIII zalecił
studiowanie jego filozofii.
-
Hrabiowska rodzina widziała
w nim opata Monte Cassino.
Pięciolatka oddano tam na
wychowanie. Cóż, skoro
siedemnastolatek przyłączył
się do żebrzących braci
kaznodziejów, aby bronić
tego, co naturalne, przed
potępieniem. Nie po to mamy
ciało, ręce, brzuch i głowę,
żeby się ich wyrzekać lub
żeby poszły w ogień
piekielny. Ludzka ułomna
natura jest drogą ku Bogu.
Rozum zaś każdy ma po to,
aby nie pobłądzić. Rozum
oświecany wiarą.
-
Tomasz za życia nie budził
wyłącznie ciepłych uczuć. Na
studiach w Kolonii, u
Alberta Wielkiego,
przezywano go „milczący
wół”. Kiedy jednak
„zaryczał”, Europa padła na
kolana. Potrafił też
postawić na swoim. Potężny –
z najwyższej kategorii
wagowej.
-
Krótko po jego śmierci
franciszkanie zabronili
czytania jego Summy bez
komentarzy, a na Sorbonie
publicznie spalono jego
dzieła. A jednak benedyktyni
z Fossanuova, gdzie zmarł w
1274 roku w drodze na sobór
w Lyonie, wygotowali
starannie jego ciało na
relikwie. Nie postąpiliby
tak z pewnością wyłącznie
oszołomieni jego rozległą
wiedzą, wysokim urodzeniem
czy sławą doradcy
papieskiego. Widzieli w nim
prawdziwie świątobliwego
człowieka.
-
Tomasz nie bał się pisać na
każdy temat. Był przekonany,
że wszelką wiedzę o świecie
można przedstawić w sposób
uporządkowany. Wielokrotnie
zawiodło go to na manowce.
Ale nawet wtedy zasługuje na
usprawiedliwienie. Starał
się nie wykraczać poza to,
co uznawano za naukowo
potwierdzone. Wyobrażenia o
świecie, zwłaszcza o
biologii, astronomii,
fizyce, medycynie, były
takie, jakie odziedziczono
po starożytnych. Epoka
wielkich odkryć dopiero
miała nadejść. Zresztą
Tomasz nie miał natury
odkrywcy, pragnął rozumieć,
dlatego porządkował. Nawet
gdyby trzeba było zliczyć
diabły na czubku szpilki,
Tomasz starałby się to
zrobić dokładnie i rzeczowo.
-
Świat, ludzie i to, co
między ludźmi, ma kierować
ku Bogu – powtarzał na
każdym kroku. Nawet, gdy
pisał „przeciw” niewiernym
(Summa contra gentiles), to
był „za”. Podpowiadał –
najlepiej jak potrafił – co
z Bożym planem harmonijnie
współbrzmi, co warto
wspierać i rozwijać, gdzie
ład umacniać. Dziś nawet w
naukach politycznych,
administracji i ekonomii
spostrzeżenia Tomaszowe
znajdują posłuch i uznanie.
Tomasz mocno wierzył, że to,
co dobre, ma naturalną
skłonność do
rozprzestrzeniania się.
Kiełkuje i wzbiera, jeśli mu
to umożliwić.
-
Filozof zdrowego rozsądku
-
Dobrze o Mnie napisałeś,
Tomaszu (Jezus)
-
Kiedy studiował w Kolonii u
św. Alberta Wielkiego, jego
koledzy nazywali go „niemym
wołem”, bo odznaczał się
wzrostem, tuszą i… niczym
więcej. Podczas akademickich
dysput siedział milczący,
zaczęto więc uważać go za
tępaka. Kiedy wreszcie
przemówił, św. Albert miał
powiedzieć: „Ten niemy wół
zaryczy tak głośno, iż
rykiem wypełni świat”.
Przepowiednia spełniła się.
Zaryczał. Zostały po nim
księgi i świadectwo
świętości życia. W kościele
w Neapolu sam Jezus miał
odezwać się do niego z
krucyfiksu: „Dobrze o Mnie
napisałeś, Tomaszu”. A kiedy
Pan zapytał go, czego chce w
zamian, święty dominikanin
odparł: „Tylko Ciebie”.
-
Przyszedł na świat w
okolicach Akwinu, niedaleko
Neapolu w roku 1224/5.
Pochodził z zacnego i
bogatego rodu. Jego wuj był
opatem słynnego klasztoru
benedyktyńskiego na Monte
Cassino. Tam Tomasz pobierał
nauki już od 5 roku życia.
Wbrew woli rodziców,
porzucił benedyktynów, aby
wstąpić do dominikanów.
Rodzina trzymała go w
domowym areszcie przez 2
lata, aby przymusić do
objęcia „poważniejszych”
stanowisk. Tomasz nie uległ.
Studiował w Paryżu, potem w
Kolonii u św. Alberta
Wielkiego. Wykładał w
Paryżu, Rzymie, Neapolu.
Pisał i modlił się.
Konsekwentnie odmawiał
wszelkich zaszczytów. Jego
dzieła to cała biblioteka.
-
Najważniejsze z nich: „Summa
przeciw poganom” oraz
wielotomowa niedokończona
„Summa teologii”. Tomasz
wprowadził do myśli
chrześcijańskiej filozofię
Arystotelesa, mimo że dla
wielu pachniało to herezją.
Był jednym z
najgenialniejszych
intelektów w historii. Pytał
i odpowiadał, argumentował,
rozróżniał, precyzyjnie,
logicznie, jak komputer.
Ufał zarówno Bogu, jak i
ludzkiemu rozumowi, dzięki
czemu godził religię z
rozumem. Fascynowało go
słowo „jest”, czyli sam fakt
istnienia świata, człowieka.
W samej rzeczywistości
dostrzegał drogę rozumu ku
Bogu. Chesterton określił
jego naukę jako „filozofię
zdrowego rozsądku”.
-
Pod koniec życia przeżył
mistyczne spotkanie z
Bogiem. Przestał pisać.
„Widziałem rzeczy, przy
których wszystkie moje pisma
są jak słoma”, wyznał
braciom. Zmarł w drodze na
sobór w Lyonie w klasztorze
cystersów w Fossanowa, mając
niecałe 50 lat. Spowiednik,
który był przy nim przy
śmierci, wystraszył się, bo
jego spowiedź była
spowiedzią pięcioletniego
dziecka.
-
-
29
styczeń. Święta Aniela
Merici
-
W chrześcijańskiej formacji
kobiet św. Aniela upatrywała
klucza do odnowy rodziny i
Kościoła.
-
-
Czytając życiorysy świętych
sprzed wieków, staram się
zawsze odnaleźć nić łączącą
ich z nami, chrześcijanami
żyjącymi w XXI wieku.
Powiązania bywają
zaskakujące. Święta Aniela
Merici żyła w Italii na
przełomie XV i XVI wieku. Co
może ją łączyć z nami?
Właśnie wróciłem z
rekolekcji dla maturzystów
uczących się w szkole
prowadzonej przez siostry
urszulanki w Rybniku.
-
Ta młodzież zrobiła na mnie
świetne wrażenie. Śpiewali,
modlili się, słuchali z
uwagą konferencji. Emanowali
jakąś pozytywną energią. Nie
mam wątpliwości, że to
ludzie, którzy liczą się w
swoim życiu z Bogiem. Jeśli
takie są owoce katolickiej
szkoły, to dziękować Bogu i
zakładać takie szkoły. Co to
ma wspólnego ze św. Anielą?
Otóż ma. Siostry urszulanki,
choć za patronkę mają św.
Urszulę, męczennicę z IV
wieku, to wywodzą się od
towarzystwa założonego w XVI
wieku przez św. Anielę
Merici. Mimo że sama nie
chodziła do żadnej szkoły,
stała się gorliwą promotorką
katolickiej edukacji
dziewcząt.
-
Kim była św. Aniela?
Urodziła się w pięknym
miejscu, nad jeziorem Garda
w północnych Włoszech.
Szybko straciła rodziców i
siostrę. Sierotę wziął na
wychowanie wuj. W Bresci
Aniela zaangażowała się w
ówczesny ruch odnowy
Kościoła „Del Divino Amore”
(Boska Miłość), podejmujący
wiele dzieł charytatywnych.
W 1524 wybrała się na
pielgrzymkę do Ziemi
Świętej, a potem do Rzymu.
-
Kiedy powróciła w rodzinne
strony, wzięła się z zapałem
do pracy charytatywnej i
wychowawczej. Wokół niej
gromadziły się wdowy i młode
dziewczyny zainspirowane
apostolską działalnością
Anieli, którą coraz
powszechniej nazywano Madre
(Matka). W 1535 roku Aniela
postanowiła nadać
powiększającej się
wspólnocie formalne ramy.
Powstało Towarzystwo, które
za patronkę obrało sobie św.
Urszulę.
-
Reguła ułożona przez Anielę
nawiązywała do starożytnego
chrześcijańskiego ideału
wdów i dziewic poświęconych
Bogu, ale żyjących w
świecie. Pomysł był
nowatorski. Aniela Merici
chciała, by urszulanki nie
były zamknięte w klasztorze,
ale pozostawały w swoich
rodzinach. Miały żyć w
czystości, ubóstwie i
posłuszeństwie, jednak bez
uroczystych ślubów czy
wyróżniania się strojem.
-
Ich apostolskim zadaniem
było wychowywanie dziewcząt,
przyszłych matek. W
chrześcijańskiej formacji
kobiet Aniela upatrywała
klucza do odnowy rodziny i
Kościoła. Zmarła w opinii
świętości 27 stycznia 1540
r. Kanonizacji doczekała się
w roku 1807. Urszulanki z
czasem przyjęły formę życia
zakonnego, nie zagubiły
jednak swojego podstawowego
charyzmatu: wychowywały i
kształciły dziewczęta w
prowadzonych przez siebie
pensjonatach i szkołach,
również w Polsce.
-
Dzisiejsi maturzyści z
urszulańskiej szkoły może
nawet nie mają pojęcia, że
swoją edukację i duchowy
format zawdzięczają w
jakiejś mierze pasji, którą
miała prosta dziewczyna znad
jeziora Garda, żyjąca pięć
wieków wcześniej. Tak działa
świętość. Owocuje nawet po
wielu latach.
-
-
Błogosławiona
Bolesława Lament
-
Bolesława Maria Lament
urodziła się 3 lipca 1862
roku w Łowiczu w rodzinie
rzemieślniczej jako pierwsza
z ośmiorga dzieci Marcina
Lament i Łucji z domu
Cyganowskiej.
-
-
W dziedzictwie
psychofizycznym Bolesława
otrzymała od swoich rodziców
dobroć serca po matce, a
surowość po ojcu. Te cechy
pozwolą jej wyrosnąć na
mężną niewiastę, zdolną do
podjęcia idei ekumenicznych,
obrony wiary i polskości w
warunkach zupełnej negacji
tego, co polskie i
katolickie.
-
Z natury władcza,
niejednokrotnie narzucała
swą wolę rodzeństwu, które -
jako najstarsza - pomagała
matce wychowywać. Otaczana
przez rodziców szczególną
troskliwością z powodu
wątłego zdrowia, potrafiła
odwzajemnić ich miłość,
wydobywając ze skarbca
swojego serca nieocenione
perły szlachetności. Wzorowa
postawa wobec najbliższych,
była wynikiem jej pracy nad
sobą, przełamywania swojej
woli z miłości ku Bogu i
znajdowała wyraz w
posłuszeństwie i uległości.
-
Dziedzictwo wyniesione z
rodzinnego domu wzbogaciła o
własne rozumienie świata, o
gorący patriotyzm i zdrową
religijność. Dlatego nie
zagubiła się w obcym, a
nawet wrogim katolicyzmowi i
polskości środowisku
rosyjskiego progimnazjum w
Łowiczu, w którym z
konieczności musiała się
uczyć. Nie ominęły jej tam
trudności w zdobywaniu
wiedzy, ani też ostro
rysujące się problemy
religijne i narodowościowe.
Doświadczyła na sobie
skutków ucisku ze strony
władz rosyjskich ze względu
na swoje przekonania
religijne i przynależność
narodową. Problemy te
rozwiązywała w świetle zasad
wiary katolickiej.
Progimnazjum ukończyła ze
złotym medalem. Na życzenie
rodziców zdobyła jeszcze w
Warszawie dyplom krawiecki i
założyła w Łowiczu własny
zakład, wykazując przy tym
duże zdolności
organizacyjne, inicjatywę i
przedsiębiorczość.
-
Wolę Bożą co do swego
powołania zakonnego
rozpoznała Bolesława na
rekolekcjach zamkniętych.
Mając 22 lata, wstąpiła do
organizującego się w
konspiracji Zgromadzenia
Rodziny Maryi. Była gorliwą
zakonnicą, odznaczała się
darem modlitwy, skupienia,
powagą i wiernością w
wypełnianiu swoich
obowiązków. Pracowała na
różnych placówkach
zgromadzenia: w Warszawie,
Petersburgu, Odessie,
Iłłukszcie i Symferopolu na
Krymie, pełniąc funkcje
wychowawczyni i nauczycielki
w szkołach podstawowych.
Jednak przed złożeniem
profesji wieczystej,
odczuwając niepewność co do
kierunku swojej drogi
życiowej i za radą
spowiednika powróciła do
domu rodzinnego w Łowiczu.
Po śmierci ojca z całą
rodziną przeniosła się do
Warszawy, gdzie poświęciła
się pracy społecznej -
objęła kierownictwo domu
noclegowego na Pradze,
oddając się całkowicie na
usługi ludziom bezdomnym,
troszcząc się nie tylko o
ich zabezpieczenie
materialne, ale i o ich
odnowę moralną, o powrót do
Boga i Kościoła przez
sakramenty święte.
-
W czasie jedenastoletniego
pobytu w Warszawie zabiegała
też o rozwój swego życia
wewnętrznego pod kierunkiem
o. Honorata Koźmińskiego i
za jego sugestią opuściła
Ojczyznę w 1903 roku, udając
się na Białoruś, do Mohylewa
nad Dnieprem. Tam w 1905
roku założyła Zgromadzenie
Sióstr Misjonarek Świętej
Rodziny, którego celem jest
wspomaganie dzieła
zjednoczenia chrześcijan i
umacnianie katolików w
wierze. Jako hasło
przewodnie przyjęła
zawołanie św. Ignacego
Loyoli: „Wszystko na większą
chwałę Bożą”.
-
W 1907 roku m. Bolesława z
całą wspólnotą przeniosła
się do Petersburga, gdzie
rozwinęła szeroką
działalność
oświatowo-wychowawczą. W
myśl wytkniętego sobie celu
szczególną troską otaczała
młodzież, by uchronić ją
przed utratą wiary i
polskości. Już w 1913 roku
poszerzyła działalność
zgromadzenia na Finlandię,
zakładając internat dla
młodzieży żeńskiej w
Wyborgu.
-
Trudna sytuacja zgromadzenia
po rewolucji październikowej
w 1917 roku niejako zmusiła
m. Bolesławę do opuszczenia
w 1921 roku Petersburga i
powrotu do Polski. Była to
szczególna ofiara jej serca:
przekreślone pragnienia i
plany, ogromne straty
materialne. W jej życiu
liczyła się jednak tylko
wola Boża i tym razem cały
splot okoliczności i
uwarunkowań
polityczno-społecznych
przyjęła jako znak od Boga.
-
Po kilkumiesięcznym
kierowaniu przejściową pracą
sióstr na Wołyniu w 1922
roku założyła dom w Chełmnie
na Pomorzu. Zgodnie jednak
ze swoim programem ideowym
za główny teren działalności
zgromadzenia obrała
wschodnie tereny Polski,
zamieszkałe przez ubogą
ludność, w przeważającej
części prawosławną.
-
W 1935 roku m. Bolesława z
powodu podeszłego wieku
zrzekła się obowiązków
przełożonej generalnej.
Zgromadzenie liczyło wówczas
174 siostry, 26 nowicjuszek
i 9 postulantek, które
pracowały na 22 placówkach w
Polsce oraz w Estonii i w
Rzymie. Decyzją nowej
przełożonej generalnej m.
Bolesława została
przeniesiona z Ratowa do
Białegostoku, gdzie w ciągu
czterech lat otworzyła dwa
przedszkola, szkołę zawodową
i gimnazjum
ogólnokształcące. Z jej
inicjatywy siostry objęły
pracę w dwu internatach, w
stołówce, w domu noclegowym
i otoczyły opieką więźniów.
-
Druga wojna światowa znów
przyniosła dotkliwe straty w
działalności Zgromadzenia.
Większość placówek zostało
zlikwidowanych, a w tych,
które pozostały, m.
Bolesława, jako przełożona,
zmieniała formy pracy,
dostosowując je do potrzeb
czasu. Dla dzieci bezdomnych
przeznaczyła jeden z domów
Zgromadzenia w Białymstoku,
przy ul. Stołecznej 5.
Dzieliła się z nimi
skromnymi zapasami domowymi.
Zorganizowała też ukrytą
szkołę polską pod pretekstem
przygotowania dzieci do
spowiedzi i Komunii Świętej.
-
W 1941 roku m. Bolesława
została sparaliżowana.
Wówczas to czynne
apostolstwo zamieniła na
apostolstwo modlitwy i
cierpienia. Nadprzyrodzona
nadzieja była dla niej
źródłem pogody ducha w
chorobie i spokojnego
przygotowania się na
spotkanie z Bogiem. Ponadto,
będąc obłożnie chorą,
dyktowała swojej sekretarce
Dyrektorium, czyli
wyjaśnienia do Konstytucji
zgromadzenia, uzupełniając
je cytatami z literatury
ascetycznej.
-
W całej swej działalności m.
Bolesława miała na uwadze
rozwój Bożego Królestwa
Jedności i zbawienie dusz
Najdroższą Krwią Chrystusa
odkupionych. Jej zaś
autentyzm ewangeliczny
polegał na ukazywaniu
przykładem własnego życia
Chrystusowej dobroci i
troski o człowieka, o jego
wszechstronny rozwój.
-
Realizacja postawionego
sobie celu, w rzeczywistości
bezwzględnie przeciwnej tym
ideałom, wymagała od niej
wielkiej energii, nieugiętej
woli, hartu ducha,
inicjatywy, zdolności
pedagogicznych popartych
nieprzeciętnymi przymiotami
serca. Całkowite oddanie się
Najświętszemu Sercu Jezusa,
jako ofiara miłości, było
tajemniczą siłą inspirującą
ją do ustawicznej pracy dla
Boga... Dnia 29 stycznia
1946 roku w Białymstoku, bez
żadnych oznak agonii,
spokojnie zasnęła w Panu,
przeżywszy 84 lata. Jej
zwłoki przewieziono do
klasztoru w Ratowie i
pochowano w krypcie pod
kościołem św. Antoniego.
-
-
Wspomnienia o bł. Bolesławie
Lament
-
Wspomnienie s. Angeli
Natalii STAŃCZAK:
-
Matka Założycielka była
wysoka, dość tęga,
trzymająca się prosto mimo
podeszłego wieku. Chód miała
sprężysty, postać
majestatyczną. Twarz owalną,
o dużym otwartym czole,
zdobiły oczy rozumne, pełne
wyrazu. Przebijała przez nie
dusza o silnej woli i
wielkim harcie ducha. Była
pełna energii, nie zrażała
się trudnościami. Zawsze
czynna, pomysłowa. Spotkałam
ją po raz pierwszy w
klasztorze w Ratowie 20
stycznia 1931 roku, kiedy
jako kandydatka zgłosiłam
się na służbę Bożą. Odtąd
przez dwa i pół roku miałam
szczęście mieszkać razem z
Matką Założycielką i
korzystać z jej nauk i
konferencji.
-
Codziennie podczas nowicjatu
chodziłyśmy do jej pokoju,
gdzie urabiała nasze dusze
przez piękne, głębokie
słowa. Wymowę miała płynną,
styl zwięzły, bogaty w
treść. Ulubionym Jej tematem
było życie Najświętszej
Rodziny. Miałyśmy na tym
najdoskonalszym wzorze
kształtować nasze życie.
-
Choć była wymagająca i
stanowcza miała jednak dużo
miłości dla swoich córek
duchowych, zwłaszcza dla
chorych. Ja sama również
doświadczyłam dobroci Jej
serca. W czasie nauki w
Pedagogium zachorowałam
poważnie, tak że musiałam
przerwać dalsze studia. Gdy
się o tym dowiedziała,
poleciła mi przyjechać z
Wilna do Białegostoku, gdzie
otoczyła mnie prawdziwie
macierzyńską opieką. Kiedyś,
pamiętam, wysłała mnie wraz
z inną siostrą (Sylwią
Dynewską) do lasu, żebyśmy
odpoczęły i odetchnęły
świeżym powietrzem. Sama
również przygotowała nam
kanapki.
-
Posiadała zmysł i zdolności
artystyczne. Ubierała
ołtarze na Boże Ciało,
dekorowała Grób Pański,
urządzała przedstawienia
amatorskie, będąc czasem ich
autorką. Największą Jej
zasługą dla Kościoła było
nowe Zgromadzenie dla
Kościoła, a jednocześnie
owocem jej starań, trosk i
wysiłków.
-
-
S. Angela Stańczak
-
Suchowola, 18.XI.1967 roku.
-
-
Wspomnienie s. Cecylii
CHORZEWSKIEJ:
-
M. Bolesława Lament była
osobą o nieprzeciętnych
zdolnościach. Jej osobowość
dla niewtajemniczonych była
źle komentowana. Kto Ją
bliżej poznał, pokochał Ją,
a słowa Jej głęboko zapadały
w serce. Sylwetka raczej
surowa, ale oczy głęboko
myślące. Często można było
spotkać na rozmowie z
Bogiem. Czasem kogoś
upominała i badawczo
obserwowała, jak zareaguje
dana osoba. Wówczas wydawała
sąd o powołaniu tej osoby.
Mówiła często: "Tylko
ochotnego dawcę Bóg miłuje".
Wątpiła w wytrwanie w
powołaniu osób smutnych.
Była spostrzegawcza i
interesowała się każdą
dziedziną życia. Charakter
silny, stanowczy. Co raz
postanowiła, nie łatwo
zmieniała. Szczególnie
podkreślała posłuszeństwo i
to bezwzględne.
-
Zależało Jej bardzo na
rozwoju Zgromadzenia. W tym
celu wysyłała Siostry na
studia średnie i wyższe.
Organizowała pogadanki na
temat misji. Zapraszała
Siostry z placówek misyjnych
do domu nowicjatu, by młode
Siostry zapoznawały się z
misyjną pracą. Zapraszała
prelegentów, by Siostry
mogły pogłębiać wiedzę
religijną i więcej ukochać
swój cel.
-
Sama nie zdradzała się z
cnotą. Zauważyć można było
wówczas, gdy wygłaszała
konferencję lub prowadziła
odnowienie miesięczne.
Książka wówczas spoczywała
zamknięta, a słowa płynęły
spokojnie z serca do serca.
Pragnęła, by Zgromadzenie
odznaczało się duchem
modlitwy, ofiary i
posłuszeństwa. Przechodziła
"ciemną noc", jak wszyscy
miłośnicy Boga. Wyszła z
niej zwycięsko, składając w
ofierze swe długie
cierpienia za Zgromadzenie i
schizmę wschodnią.
-
S. Cecylia Chorzewska
-
Łódź, 23.VII.1967 roku.
-
-
Wspomnienie Felicji
SYLWANOWICZ:
-
Miałam 10 lat, kiedy
wstąpiłam do gimnazjum Łucji
Czechowskiej. Tam też od
razu zetknęłam się z Matką
Bolesławą Lament. Byłam
przychodzącą uczennicą, nie
w internacie i dlatego mało
o Niej mogę powiedzieć.
-
Stosunek do nas, uczennic,
był bardzo serdeczny, choć
Matka nie brała udziału w
nauczaniu nas. Dbała
natomiast bardzo o nasze
wychowanie etyczne i
moralne. Ja osobiście dość
"współpracowałam" z Matką,
gdyż Matka na każde Boże
Narodzenie urządzała
Jasełka. Teksty do nich
pisała sama. I tu wykazywała
ogromną cierpliwość, ucząc
nas aktorskiego kunsztu. Ja
przez kilka lat grałam rolę
Nowego Roku, a w innej
odsłonie - błazna króla
Heroda. Graliśmy przeważnie
w wynajętych salach. Byłam i
jestem przekonana nadal, że
Matka miała wielkie
zdolności aktorskie, a przy
tym - jak powiedziałam już -
dużo cierpliwości i
stanowczości. Wszystkie
uczennice miały wrażenie i
często o tym między sobą
rozmawiałyśmy, że Matka
Lament jest bardzo
wymagająca w stosunku do
swoich podwładnych, to
znaczy do naszych
nauczycielek i wychowawczyń.
Wtedy uważałyśmy to za wadę
- dziś myślę inaczej.
Niejedna z nas stała się
lepsza pod wpływem Matki
Lament - to pewne. Nawet
wtedy, widząc wszystko
oczami dziecka, zauważyłyśmy
sprawę, że wychowuje nas
silna indywidualność, o
nieprzeciętnym umyśle i
gorącym sercu.
-
Felicja Sylwanowicz
-
Maj, 1972 roku.
-
-
Wspomnienie S. Anny Marii
CZERNIŁOWSKIEJ-SOKÓŁ:
-
W czym przejawiał się duch
misyjny Matki Założycielki
Bolesławy Lament?
-
Duch ten przejawiał się już
w samym przyjeździe jej do
obcego sobie kraju, by
pracować nad podniesieniem
wiary świętej i
rozszerzaniem jej wśród
ludności znajdującej się w
trudnych pod tym względem
warunkach. Jej duch misyjny
przejawiał się przede
wszystkim w prawdziwie
ekumenicznym nastawieniu się
w czasach nie mających
pojęcia o takich czysto
chrześcijańskich stosunkach
do wszystkich ludzi bez
różnicy wyznawanej wiary,
narodowości i światopoglądu.
-
Matka Założycielka posiadała
ponadto wrodzony dar od Boga
- zjednywania ludzi i
kierowania nimi. Jej
znajomość z kilku członkami
z kleru prawosławnego, a
także młodymi studentkami
pragnącymi wspólnie pracować
dla dobra i zjednoczenia
Kościoła. Przychodzili do
Niej duchowni nawróceni z
prawosławia: Zierczaninow -
duchowny prawosławny i
Dejbner wschodniego
obrządku, a także Egzarcha
obrządku wschodniego Leonid
Fiedorow. W kościele
katolickim odprawiali Msze
święte i udzielali Siostrom
Komunię świętą pod dwiema
postaciami. Podczas
rewolucji rosyjskiej w
Petersburgu i później Matka
Założycielka pomagała im
materialnie. W Petersburgu
praca charytatywna i
wychowawcza wśród dzieci i
młodzieży przeważnie klasy
robotniczej była prowadzona
przez nasze Zgromadzenie.
-
Po rewolucji rosyjskiej
Zgromadzenie musiało
przenieść się do Polski,
gdzie pracowało głównie na
Kresach. Warunki życiowe
były wówczas bardzo trudne.
Matka Założycielka sama
brała udział w urządzaniu
placówek pracy misyjnej.
Miała serce gorące,
współczujące każdej biedzie
ludzkiej, nie patrząc na
narodowość ani na
światopogląd tych, którym
spieszyła z pomocą. Miała
charakter wytrwały, silną
wolę, nie zrażała się
trudnościami ani
przeszkodami ze strony ludzi
niechętnych i nie
rozumiejących Jej misyjnego
ducha, który uważała za
ducha i wolę Bożą, i
wytrwale dążyła do jej
wypełnienia.
-
S. Anna Maria Czerniłowska –
Sokół
-
Legionowo, 27 II 1967 r.
-
-
30
styczeń. Błogosławiony
Bronisław Markiewicz
-
Ksiądz Markiewicz pokazał,
że da się zrobić wiele.
-
-
Wychowawca dzieci i
młodzieży
-
ks. Sylwester Łącki CSMA
-
Dałem mu wszystko, co
miałem, bo on też był
głodny...
-
Wiek XIX był dla Polski
stuleciem niewoli. Polacy,
na zagarniętych przez
Austrię ziemiach
Rzeczypospolitej, zetknęli
się z urzędowo organizowaną
germanizacją. Zaborca także
celowo nie troszczył się o
rozwój gospodarczy i
społeczny. Nic więc
dziwnego, że Galicja i
Lodomeria – nazwy nadane
przez zaborcę – stały się
wkrótce najuboższą prowincją
monarchii Habsburgów i
otrzymały ironiczny
przydomek golicja i
głodomeria. W Galicji
umierało rocznie około 50
tysięcy ludzi. Żebractwo
stało się istną plagą. Z
tego kontekstu i z tych
konkretnych potrzeb
społecznych, moralnych i
duchowych zrodził się
nowatorski – jak na owe
czasy – model pracy
duszpasterskiej ks.
Bronisława Markiewicza.
-
Urodził się 13 lipca 1842 r.
w Pruchniku k. Jarosławia,
jako szóste z jedenaściorga
dzieci. Na chrzcie otrzymał
imiona: Bronisław
Bonawentura. Jego rodzice:
Jan i Maria (z Gryzieckich)
– należeli do średnio
zamożnych, a zajmowali się
rolnictwem i kupiectwem.
Matka wychowywała dzieci w
pobożności i przygotowywała
je do twardego życia. Ojciec
był bardzo ceniony przez
mieszkańców Pruchnika,
którzy aż trzykrotnie
wybierali go na burmistrza.
-
Gdy Bronek miał cztery lata
wybuchło powstanie
chłopskie, nazywane rzezią
galicyjską (1846 r.). Być
może niektóre tragiczne
obrazy i opowiadania o tych
zdarzeniach zapadły w jego
dziecięcą pamięć. Ale na
pewno zapamiętał biedę w
domu. Przez długi czas, z
powodu klęski nieurodzaju,
panował taki głód, że – jak
sam opowiadał – mama
przygotowywała im do
jedzenia placki z perzu...
Doświadczył biedy.
-
Do szkoły elementarnej
chodził w Pruchniku. Już
wtedy odznaczał się wielką
wrażliwością na potrzeby
innych. Kiedyś wrócił ze
szkoły zapłakany z... głodu.
Według relacji jego siostry
– mama zapytała go: - Czy
nie dałam ci pieniędzy na
bułkę? – Tak, dałaś -
odpowiedział – ale spotkałem
biednego i dałem mu
wszystko, co miałem, bo on
też był głodny... Choć w
domu otrzymał dobre,
dogłębne wychowanie
katolickie, to jednak w
piątej klasie gimnazjalnej
(w Przemyślu), pod wpływem
lektury niechrześcijańskiej
oraz nauczycieli, którzy
głosili racjonalizm i
wyśmiewali religię, przeżył
kryzys wiary, który trwał
półtora roku. W późniejszych
latach sam o tym opowiadał:
Ja sam, kształcony od
dziecka na Skardze i
Krasickim, czytając w 18.
roku mego życia dzieła
wielce poważne z dziedziny
historii i nauk
przyrodniczych w języku
niemieckim, a obok nich –
autorów greckich i
łacińskich w całości, nie
zadowalając się szkolnymi
podręcznikami; wkrótce
straciłem wiarę w Boga i
harmonię wewnętrzną, których
brak odebrał mi pogodę i
spokój duszy. Niezadługo
potem, tęskniąc za nimi,
zabrałem się znowu do
czytania dzieł
najcelniejszych pisarzy
polskich, którzy powoli
zaczęli koić rozstrój w
duszy mojej, aż wreszcie
przy czytaniu kolejnej
noweli, napisanej przez
Józefa Korzeniowskiego
(Narożna Kamienica), upadłem
na kolana i zacząłem się
modlić: Jeśli istniejesz,
Boże, daj mi się poznać, a
wszystko dla Ciebie gotowym
uczynić!... I w tej chwili
napełnił mię Pan wielką
światłością wewnętrzną,
która sprawiła iż uwierzyłem
we wszystko, co Kościół
święty do wierzenia podaje,
i tegoż jeszcze dnia
wyspowiadałem się z całego
życia. I odtąd 41 lat
minęło, jak panuje stały
pokój i pogoda niezmącona w
sercu moim...
-
Maturę z wyróżnieniem zdał
23 lipca 1863 roku. Wstąpił
do seminarium w Przemyślu.
We wrześniu 1867 r. został
wyświęcony na kapłana
diecezji przemyskiej. Dał
się poznać jako ofiarny i
ceniony duszpasterz, a także
profesor Seminarium
Duchownego w Przemyślu. Od
początku swego kapłaństwa
szczególnie był wrażliwy na
religijne, moralne i
materialne zaniedbanie
dzieci i młodzieży, a także
niedolę prostego ludu.
Wypowiedział ostrą walkę
wadom narodowym Polaków.
Rozwiązanie problemów
społecznych widział w dobrym
wychowaniu dzieci i
młodzieży oraz podniesieniu
moralnym całego
społeczeństwa.
-
Już 28 września 1867 r.
rozpoczął pracę kapłańską
jako wikariusz w parafii
Harta k. Dynowa. Z całym
zapałem oddał się pracy
duszpasterskiej:
spowiadając, głosząc kazania
i nauczając katechizmu.
Pracował nad wykorzenieniem
nałogu pijaństwa i jednania
zwaśnionych.
-
W marcu 1870 r. objął
funkcję wikariusza przy
katedrze w Przemyślu. O
piątej rano czekał już w
konfesjonale na penitentów:
– Kapłan, czekający w
konfesjonale – mawiał – jest
wołającym głosem dobrego
Pasterza. Na niejedną duszę
więcej działa widok
oczekującego spowiednika niż
kazanie... Pracował wśród
więźniów jako kapelan. W
wolnych chwilach, swoim
zwyczajem, udawał się do
pobliskich wiosek, aby
katechizować dzieci, które
pasły krowy. Dzieciaki
początkowo były nieufne.
Potem już na sam jego widok
biegły ku niemu.
-
Aby skuteczniej pracować
wśród inteligencji, podjął
studia z zakresu filozofii i
pedagogiki. Odbył je na
dwóch uniwersytetach: Jana
Kazimierza we Lwowie i
Jagiellońskim w Krakowie. Po
studiach wrócił do
duszpasterstwa parafialnego.
Zdobytą wiedzę wykorzystał
potem jako wykładowca w
Seminarium Duchownym w
Przemyślu, ale nie tylko.
Ułatwiła mu ona głębsze
zrozumienie problemów
społeczno-etycznych
powstającego społeczeństwa
kapitalistycznego. W celu
zaradzenia tym problemom
opracował zwarty i
integralny program
wychowawczy, którego myśl
przewodnią wyrażało hasło
powściągliwość i praca.
-
Probostwo w miejscowości Gać
objął w 1876 roku. Głównym
problemem było tam
pijaństwo. Ksiądz Markiewicz
na początku swojej pracy
nieustannie modlił się o
nawrócenie parafian, ale nie
zaniedbywał również środków
czysto ludzkich, aby temu
zaradzić. Stopniowo
zainteresował młodzież i
mężczyzn grą w szachy:
zakupił większą liczbę
szachownic, zbierał młodzież
u siebie i uczył gry. Te i
inne zabiegi sprawiły, że
niedługo potem karczma
zaczęła świecić pustkami.
-
Niemniej najważniejszą pracą
dla ks. Markiewicza było
duszpasterstwo. Jak tylko
mógł, rozbudzał wśród
wiernych nabożeństwo do
Najświętszego Sakramentu i
zwyczaj częstego
przyjmowania komunii
świętej.
-
Biskup Łukasz Solecki,
ordynariusz przemyski,
znając wiedzę i
doświadczenie ks.
Markiewicza powołał go w tym
czasie na profesora
Seminarium Duchownego w
Przemyślu. Wkrótce Sługa
Boży odkrył w sobie
pragnienie wstąpienia do
zgromadzenia zakonnego. Po
otrzymaniu zgody swego
biskupa zrezygnował z
dotychczasowych stanowisk
(był również wicedziekanem
strzyżowskim) i wyjechał do
Włoch, gdzie poznał św. Jana
Bosko i zachwycił się jego
wspólnotą zakonną, która
poświęciła się wychowaniu
najbiedniejszej, opuszczonej
młodzieży oraz służbie
biednemu ludowi. W duchowej
szkole ks. Bosko ks.
Markiewicz przygotowywał się
do zadań wychowawcy i
opiekuna młodzieży w Polsce.
-
Po kilku latach wrócił do
Polski i zaczął wprowadzać w
czyn w Miejscu Piastowym to,
czego nauczył się od tego
świątobliwego włoskiego
kapłana. Ostatnie 20 lat
życia i działalności ks.
Markiewicza związane było z
tą podkarpacką parafią. Jest
to okres, w którym można
wyróżnić trzy wielkie
sprawy, będące przedmiotem
troski Sługi Bożego:
-
• działalność wychowawcza i
duszpasterska, szczególnie
organizowanie zakładów
wychowawczych dla
najbiedniejszej młodzieży w
duchu powściągliwości i
pracy;
-
• zabiegi o utworzenie dwóch
nowych zgromadzeń zakonnych
– pod wezwaniem św. Michała
Archanioła dla kontynuowania
tych zadań;
-
• wreszcie usilne dążenie do
świętości poprzez żywy
kontakt z Chrystusem obecnym
w Eucharystii i w drugim
człowieku, wpatrywanie się w
przykłady świętych i
pozyskiwanie innych dla Boga
świadectwem życia.
-
Ówcześni biskupi i inni
duchowni myśleli nad tym, co
mają zrobić dla ludu, i
często robili wiele,
natomiast byli przekonani,
że bardzo mało da się zrobić
z ludem. Ksiądz Markiewicz
pokazał, że da się zrobić
wiele. Prymas Tysiąclecia
kard. Stefan Wyszyński tak
mówił o Założycielu
michalitów, michalitek i
miesięcznika Powściągliwość
i Praca: Dzisiaj wiemy, że
trzeba być bardzo
powściągliwym i pracowitym.
Powściągliwym – aby nie
czynić nikomu nic złego, a
pracowitym – aby zdobywać
to, co jest potrzebne dla
utrzymania rodziny i Narodu,
aby ratować dzieci przez
uczciwą pracę i oszczędność,
nie zaś niszczyć je dla
wygodnictwa, samolubstwa i
egoizmu. Wierzę, że taki
program narodowy, jaki dał
swemu Zgromadzeniu ksiądz
Markiewicz, może poruszyć
nasze sumienia... (Miejsce
Piastowe, 10.09.1972).
-
Najświętszy sakrament w
życiu błogosławionego
-
ks. Edward Data CSMA
-
Religijnie wychowany w domu
rodzinnym wstąpił do
seminarium przemyskiego
(1863 r.). Pilnie studiował
teologię i dużo się modlił.
W czasie wolnym długie
chwile spędzał przed
Przenajświętszym Sakramentem
i polecał swe powołanie
Najświętszej Królowej
Apostołów – zanotował jego
uczeń i biograf ks. Walenty
Michułka. W seminaryjnych
notatkach rekolekcyjnych
pisał: Ciągle się modlić:
czynić akty strzeliste...
czynić Komunię duchową
często wśród dnia. A Komunię
rzeczywistą, jak
pozwolono... Przez cztery
lata przygotowywał się do
kapłaństwa i wpatrywał się w
życie Jezusa obecnego w
Przenajświętszym
Sakramencie.
-
Ksiądz Markiewicz przez całe
swoje życie zachęcał
wiernych, dzieci i młodzież,
do uczestnictwa we Mszy
świętej, do częstego –
codziennego przyjmowania
Komunii św. i do adoracji
Jezusa w Najświętszym
Sakramencie. Starał się
ukształtować w ich sercach
cześć i miłość dla Jezusa
Eucharystycznego. Pisał: Pan
Jezus w Najświętszym
Sakramencie zasługuje na
cześć najgłębszą i na
uwielbienie największe, bo
jest Stworzycielem, Panem i
Zbawcą naszym, bo umiłował
nas miłością najtkliwszą i
nieskończoną...
-
Na pierwszej placówce
duszpasterskiej w Harcie,
jako wikariusz, wędrował
pieszo do oddalonych wiosek
i przysiółków, aby
katechizować dzieci. Po
całodziennej pracy wstępował
do kościoła na długie
rozmowy z Panem Jezusem w
Przenajświętszym
Sakramencie. Gdy kościół był
już zamknięty, klękał przed
drzwiami, zimą – często na
śniegu – i tak odprawiał
swoją adorację. Jako
proboszcz zalecał
ministrantom mocno dzwonić
podczas podniesienia, aby
ludzie przebywający w
pobliskich domach czy na
polu, słysząc głos dzwonka,
mogli wielbić z innymi
Chrystusa podczas
odprawianej Mszy świętej.
-
Wiernych nauczał:
Przechodząc koło kościoła,
nie wahajmy się schylić
głowy przed Najświętszym
Sakramentem, czczonym w
tamtejszym tabernakulum...;
O ile obowiązki pozwalają,
bywajmy na Mszy świętej
nawet w dni powszednie i
uczestniczmy w niej z
najgłębszą pokorą, a jeśli
zdrowie pozwala, na
klęczkach...; Przede
wszystkim jednak
przystępujmy godnie do
Komunii świętej, i to jak
najczęściej, jeśli nam
zdrowie i obowiązki naszego
stanu na to pozwolą...; Już
większego skarbu, ponad
Ciało Pańskie, dusza ani
przyjąć ani nawet zapragnąć
nie może...; Komunia święta
zapala w nas miłość Bożą do
tego stopnia, iż zapominamy
o ziemi, o wszelkim
stworzeniu, i pragniemy
jedynie świętej miłości. Nic
nas tak nie rozpłomienia
miłością ku Panu Bogu, jak
Komunia święta...; Przez
Komunię świętą, która nazywa
się Chlebem niebieskim,
dusza ubogaca się w łaskę i
zapewnia sobie żywot
wieczny...; Jak przy Stole
Pańskim Pan Jezus oddaje nam
na pokarm i na napój swoje
Ciało i swoją Krew, tak i my
powinniśmy Mu oddać nasze
ciało i naszą krew i być
gotowi poświęcić nasze
życie, skoro będzie tego
potrzeba, ku chwale Jego...
Zgodnie z duchem papieża św.
Piusa X (1903 – 1914) ks.
Markiewicz zachęcał do
wczesnego przystępowania
dzieci do Pierwszej Komunii
św. – Do pierwszej spowiedzi
i pierwszej Komunii świętej
należy jak najwcześniej
przygotowywać młodzież i
dopuszczać ją do tych
świętych tajemnic pierwej,
zanim grzech i zepsucie nie
narażą serca dziecięcego...;
Ciało Pańskie jest
lekarstwem oczyszczającym
nas od zmazy grzechów
powszednich i chroni nas
przed popadaniem w grzechy
śmiertelne...
-
Miłość i cześć najgłębsza
dla Pana Jezusa w
Najświętszym Sakramencie
przebijała się w całej
postaci, w każdym ruchu i
słowie ks. Markiewicza przy
odprawianiu Najświętszej
Ofiary. Ksiądz Markiewicz
Mszy świętej nie przeciągał.
Patrząc na jego oblicze,
jego oczy, wsłuchując się w
słowa jego modlitwy,
prefacji, konsekracji,
zaczynało się rozumieć, z
jakim przejęciem i miłością
sprawuje Najświętszą
Tajemnicę – napisał ks.
Walenty Michułka.
-
W Zapiskach Życia Wewnętrznego
ks. Markiewicz zanotował:
Najwyższa czynność moja Msza
święta: już większej
godności na świecie nie
osiągnę, ani nawet w
niebie... Biada temu
kapłanowi, który sobie
cokolwiek innego wyżej
ceni...; Msza święta centrum
życia mego. W niej mogę
najlepiej podobać się memu
Panu i najwięcej dla chwały
Jego uczynić: przez Komunię
i ofiarę...; Mam Cię, Jezu,
codziennie piastować,
spożywać i drugich karmić
Twoim Ciałem...
-
O wielkiej czci ks.
Markiewicza dla Eucharystii
świadczy też następujący
epizod z Miejsca Piastowego.
Pewnego dnia Markiewicz
otrzymał świeżo wyprasowaną
i wypraną bieliznę
ołtarzową: korporały i
puryfikaterze. Zawołał
jednego z chłopców i polecił
mu zanieść bieliznę do
zakrystii i upominał go,
żeby niósł ostrożnie i nie
upuścił na ziemię.
Tymczasem, zaledwie chłopiec
zszedł ze schodów przed
plebanią, dwa puryfikaterze
spadły mu już na ziemię. Nie
umknęło to oku ks.
Markiewicza. Chłopiec
podniósł je szybko z ziemi i
chciał iść dalej, tłumacząc,
że bielizna wcale się nie
poplamiła. Ale ks.
Markiewicz zatrzymał
chłopca, zabrał te dwa
puryfikaterze ze sobą i
oświadczył, że to, co leżało
na ziemi, nie może już
służyć do Mszy świętej, że
trzeba je wyprać na nowo.
-
Założyciel michalitów i
michalitek, także jako
wychowawca w Miejscu
Piastowym, zachęcał chłopców
do nawiedzania Najświętszego
Sakramentu, częstej
spowiedzi i codziennej
Komunii świętej. Nie czynił
tego na siłę. Wychowawców
pouczał: Nie należy
bynajmniej zobowiązywać
wychowanków do częstego
przystępowania do świętych
sakramentów, wystarczy ich
tylko zachęcać do tych
świętych ćwiczeń i dać im
możność korzystania z
nich... (PiP, 1898, s. 15).
Jeśli któryś z wychowawców
czy chłopców spóźnił się na
Mszę św. lub wrócił z
podróży, to pytał go, czy
jest na czczo i czy pragnie
przyjąć Komunię świętą. Do
częstego przyjmowania
Komunii świętej przez
wychowanków przywiązywał
wielką wagę. Uważał, że
Sakramenty święte, słowo
Boże i słuchanie Mszy
świętej są najdzielniejszymi
środkami wychowawczymi...
-
Możemy konkludować, że ks.
Markiewicz miał przekonanie,
iż nie zbuduje się (...)
żadnej wspólnoty
chrześcijańskiej, jeżeli nie
będzie ona zakorzeniona w
celebracji Najświętszej
Eucharystii; Eucharystia
tworzy komunię i wychowuje
do komunii...
-
-
31
styczeń. Święty Jan Bosko: W
klimacie miłości
-
Od ponad stu lat z osiągnięć
salezjańskiej oświaty i
wychowania korzysta nasza
Ojczyzna.
-
-
Pedagogia ks. Bosko
-
Nauczyciele i wychowawcy
zawsze poszukiwali i
poszukują wzorów do
naśladowania. Wydaje się, że
postacią, która ma najwięcej
do przekazania w tej
dziedzinie, jest wspaniały
wychowawca, kapłan i wielki
przyjaciel młodzieży św. Jan
Bosko.
-
Ksiądz Bosko żył i pracował
na ziemi włoskiej w latach
1815-1888, a jego
działalność
apostolsko-wychowawcza
związana była z młodzieżą i
środowiskiem Turynu. Stamtąd
wyszły pierwsze zastępy
młodzieży przygotowanej do
życia i pracy w ówczesnych
warunkach, a z czasem stały
się kamieniem węgielnym dla
całego dzieła
salezjańskiego.
-
To w tym mieście ks. Bosko
założył Towarzystwo
Salezjańskie, służące
wychowaniu młodzieży
męskiej, zwłaszcza ubogiej i
opuszczonej. Dzięki ofiarnej
współpracy św. Marii
Dominiki Mazzarello
zainicjował także
działalność Zgromadzenia
Córek Maryi Wspomożycielki,
które zajęło się wychowaniem
młodzieży żeńskiej. Za
głównego patrona całego
zgromadzenia ks. Bosko obrał
św. Franciszka Salezego, od
którego Towarzystwo przyjęło
swoją nazwę.
-
Dzisiaj salezjanie
roztaczają opiekę nad
młodzieżą na wszystkich
kontynentach świata. W
swoich szkołach i ośrodkach
z wielkim powodzeniem
realizują wychowanie nazwane
przez samego twórcę
„systemem zapobiegawczym”.
Opiera się on całkowicie na
rozumie, religii i miłości.
-
Rozum jako podmiot
indywidualnego postrzegania,
pamięci, wyobraźni oraz
uczuć dąży do uregulowania
stosunków międzyosobowych w
celu rozbudzenia we wnętrzu
wychowanka głęboko ukrytej
energii, służącej do
budowania przyszłej harmonii
jego osobowości. Dlatego
jednym z głównych założeń
ks. Bosko jest, aby
wszystko, co wiąże się z
rozwojem i wychowaniem
młodzieży, było rozumne i
logiczne, a więc regulamin,
polecenia, informacje,
harmonogramy i programy
zajęć, architektura obiektów
i pomieszczeń, nawet gesty,
które tworzą codzienny
kontekst, wreszcie kara i
nagroda. Dzięki takiemu
porządkowi wychowanek będzie
mógł zaspokoić dwie potrzeby
- działanie z własnego
wyboru i potwierdzenie
własnej osobowości. Aby to
osiągnąć, nauczyciele w
swojej pracy
dydaktyczno-wychowawczej
muszą się kierować
określonymi zasadami.
-
Przede wszystkim należy
uznać, że w każdym młodym
człowieku pomimo różnych
negatywnych śladów o
charakterze dziedzicznym lub
środowiskowym istnieje
źródło energii
wystarczającej do osobowego
rozwoju; trzeba je tylko
zasilać i pozwolić mu się
odpowiednio rozwinąć.
Naturalna jest u wychowanka
jego ruchliwość, żywotność,
dlatego podkreśla się
potrzebę zaspokajania jej w
zabawie, sporcie, pracy,
teatrze, z drugiej zaś
strony należy mu wskazać
obecność innej energii,
stanowiącej źródło „życia
głębokiego”, które jest
synonimem witalnego zrywu,
dynamizmu, twórczości, chęci
bycia kimś.
-
Wychowankowie powinni
spełniać polecenia bez
żadnych środków przymusu;
można stosować jedynie
perswazję, ale zawsze musi
ona wypływać z miłości.
Ponadto ważną zasadą jest
to, by nigdy nikogo nie
karać do czasu, aż zostaną
wyczerpane wszystkie środki
zapobiegawcze.
-
Religia stanowi drugie
zasadnicze i niezastąpione
ogniwo w pedagogii św. Jana
Bosko, pomagające
kształtować i rozwijać
duchowość młodego człowieka.
Doświadczenie pozwala nam
stwierdzić, że każda osoba
ze swej natury ma wewnętrzną
potrzebę ustawicznego
szukania i osiągania „czegoś
więcej”. Intuicyjnie
czujemy, że działa w nas
jakaś siła, którą chcemy
zatrzymać i dochować jej
wierności. Ta siła - to
głębokie doświadczenie
Absolutu i Jego obecności w
nas, co można wyrazić
słowami: Miłość,
Sprawiedliwość, Prawda,
Harmonia, Piękno, Bóg.
Osoba, która głęboko
przeżywa doświadczenie
Absolutu, ustawicznie
poszukuje Boga, a On
prowadzi ją zawsze do celów
odleglejszych i coraz
wyższych.
-
Wychowanek, który uznaje
istnienie Boga i pogłębia
wiedzę o Nim, musi uciec się
do religii. Religia w ujęciu
ks. Bosko pomaga uświęcać i
zbawiać, cywilizować i
wychowywać na dobrych
chrześcijan i uczciwych
obywateli, budzi szacunek i
zaufanie, wyzwala energię
dobra ukrytego w głębi
każdego człowieka.
-
Główne kierunki wychowania
na gruncie religii wyraził
ks. Bosko w licznych
zapiskach i publikacjach.
Oto najważniejsze myśli na
ten temat. Wychowawca w
systemie zapobiegawczym musi
zwrócić się do zasad wiary
katolickiej, która ogarnie
najpierw jego własne życie,
a potem życie jego
wychowanków. Opiekunowie
młodzieży muszą podążać w
kierunku bezustannego
kontaktu z wychowankiem i
przyzwyczajać się do
odczytania w sposób należyty
rzeczywistości młodzieżowej.
Życie w środowisku
młodzieżowym ma przebiegać w
atmosferze rodzinnej,
inspirowane myślą
chrześcijańską, z modlitwą i
przystępowaniem do
sakramentów świętych.
Pobożność należy wiązać ze
starannym wypełnianiem
obowiązków i z osobistym
wkładem w należyty przebieg
życia wspólnotowego. W ten
sposób kształtowana jest
osobista świętość
wychowanka. Trzeba wskazywać
na Chrystusa jako ideał
człowieka na przestrzeni
wszystkich czasów i
kultywować nabożeństwo do
Matki Bożej Wspomożycielki
Wiernych, Strażniczki dzieła
salezjańskiego, która w
wychowaniu młodzieży była i
jest przewodniczką i
mistrzynią.
-
Miłość wychowawcza jest
zdolna przeniknąć serce
drugiego człowieka. W ten
sposób można osiągnąć
najlepsze rezultaty we
współpracy między
wychowankiem a wychowawcą. Z
tej miłości emanują takie
wartości, jak: naturalna
szczerość i radość,
serdeczna wyrozumiałość,
dobroć, delikatna
wrażliwość, okazywanie
zaufania, wzbudzanie
sympatii, autentyczna
przyjaźń, poszukiwanie
prawdy, szacunek dla osoby,
duch rodzinny, zachowanie
godności i wiele innych.
Miłość wychowawcza stanowi
jeden z czynników poprawnego
i harmonijnego rozwoju
osoby. Miłość wychowawcza
przepełniona jest duchem
chrześcijańskim i opiera się
na miłości Boga i bliźniego,
na tym fundamentalnym prawie
Ewangelii, w którym
zawierają się wszystkie inne
przykazania.
-
W swoim przesłaniu do
wychowawców za najważniejszą
zasadę wychowania ksiądz
Bosko uznał właśnie miłość.
Na podstawie własnych
doświadczeń przedstawił jej
wartości, z których mogą
czerpać wszyscy współcześni
nauczyciele i wychowawcy.
Jego zdaniem, system
zapobiegawczy nie może
istnieć bez miłości
wychowawczej, ponieważ ta
rodzi się tylko w grupie
jako środowisku rodzinnym.
Jedynie miłość jest zdolna
otworzyć serca młodzieży, bo
ta „twierdza” człowieka
zatrzaskuje drzwi przed
surowością i szorstkością.
-
Miłość bezinteresowna
doznawana przez młodego
człowieka czyni go
szczęśliwym i rodzi w nim
pragnienie dzielenia się
bezinteresowną miłością z
innymi. Ci, którzy kochają
miłością bezinteresowną, są
bardziej samodzielni,
niezależni, skłonni pomagać
bliźnim, mniej zazdrośni i
agresywni. Szczerze cieszą
się sukcesami i radościami
innych, są zdolni do
poświęceń, są hojniejsi w
całym tego słowa znaczeniu.
-
Pragnąc dobra jakiejś osoby,
można je zrealizować tylko
przez miłość wychowawczą, a
obszar przeciwny miłości
może wypełniać tylko miłość.
Przebywając w klimacie
miłości, osoba w okresie
rozwoju uczy się kochać.
„Nauczycielami miłości” są
wychowawcy. Muszą oni
przyjąć wszelkie niewygody i
wszelki trud, muszą
przystosować się do poziomu
młodzieży, towarzyszyć jej
także w rozrywkach, być z
nią w różnych sytuacjach,
słowem - żyć tak, by być
uważanymi za ojców, braci i
przyjaciół. Powinni oni
serdecznie kochać wszystkich
i wszystkim okazywać swoje
uczucie, bo tego wymaga cała
„pedagogiczna triada”
księdza Bosko.
-
Wychowawca
-
Ksiądz Bosko jest
reprezentantem wielkiej
rzeszy ludzi Kościoła,
którzy wychowywali pokolenia
do mądrego, dojrzałego
człowieczeństwa. Dziś w
Anglii czy w USA rodzice
walczą o miejsca w szkołach
katolickich. To o czymś
świadczy.
-
Wychowanie było jego pasją.
Właściwie wszystko w jego
życiu służyło tej sprawie:
kapłaństwo, aktywność
społeczna, utworzone
zgromadzenia zakonne,
pisarstwo religijne...
-
Św. Jan Bosko (1815–1888)
pochodził z ubogiej wioski
pod Turynem. W wieku 9 lat
miał sen: był na podwórku,
na którym bawiło się wielu
chłopców. Kiedy usłyszał
przekleństwa, rzucił się z
pięściami, aby ich uciszyć.
Wtedy ukazała mu się postać
mężczyzny o twarzy pełnej
blasku. Kazał mu stanąć na
czele tych chłopców i dodał:
„Będziesz musiał pozyskać
ich przyjaźń dobrocią i
miłością, a nie pięściami…”.
-
Sen się spełnił. Jan został
kapłanem w Turynie, gdzie
zasłynął jako charyzmatyczny
wychowawca. Początkiem drogi
było założenie Oratorium św.
Franciszka Salezego, w
którym gromadziła się
zaniedbana młodzież Turynu.
Później powstawały kolejne
domy opieki, szkoły
zawodowe, szpitale, wreszcie
Towarzystwo Salezjanów, a
później także siostry
salezjanki.
-
Ks. Bosko stosował
oryginalne pomysły
wychowawcze, które sam
określał jako system
zapobiegawczy. Kładł nacisk
na aktywną obecność
wychowawcy, który dla
wychowanków powinien być jak
ojciec, brat, przyjaciel.
Pisał do wychowawców: „Tych,
nad którymi sprawujemy
jakąkolwiek władzę, uważajmy
za synów. Żadnego
zagniewania, żadnej pogardy,
żadnej obelgi. W szczególnie
trudnych wypadkach należy
raczej pokornie i ufnie
błagać Boga, niż wylewać
potok słów, które tylko
obrażają słuchających, lecz
nie przynoszą żadnego
pożytku winowajcom”. Był
przeciwnikiem kar
fizycznych, akcentował
pozytywną zachętę,
twórczość. Wychowanie
powinno opierać się na
relacjach międzyludzkich,
budowanych w klimacie
serdeczności i zaufania.
-
Postać radosnego apostoła
młodzieży zwraca uwagę na
sprawę wychowania. To
zadanie Kościół uważał
zawsze za ważną część swojej
misji. Dlatego budował i
prowadził szkoły, internaty,
uniwersytety. Dziś w modzie
jest przedstawianie
wychowania katolickiego w
krzywym zwierciadle. Jednym
z zabobonów zlaicyzowanej
kultury jest przekonanie, że
oświata zaczęła się dopiero
w oświeceniu. Księży lub
siostry zajmujących się
wychowaniem przedstawia się
jako sadystów posługujących
się fizyczną lub psychiczną
przemocą, dławiących
spontaniczność,
zabierających radość życia
dzieciom czy młodzieży.
Prawda jest inna: ks. Bosko
jest znakomitym
reprezentantem wielkiej
rzeszy ludzi Kościoła,
którzy wychowywali pokolenia
do mądrego, dojrzałego
człowieczeństwa. Dziś w
Anglii czy w USA rodzice
walczą o miejsca w szkołach
katolickich. To o czymś
świadczy.
-
Mówi się dziś o kryzysie
wychowania. Dotyczy to nie
tylko szkoły, ale przede
wszystkim domu rodzinnego.
Brakuje jasnych zasad,
serdecznych relacji,
życzliwości, bycia z i dla
wychowanków. Don Bosko
uważał, że tu właśnie leży
klucz do wychowania.